W szkole powtarzano mi, że chemia jest jedną z tych dziedzin nauki, które zajmują się najbardziej elementarnymi zjawiskami tworzącymi świat. Z tamtych lekcji utkwiła mi w głowie także definicja chemicznego katalizatora (piszę chemicznego, bo to coś innego, niż na przykład katalizator samochodowy).
Jakiś czas temu zauważyłam natomiast, że ta szkolna regułka świetnie odnosi się do popkultury. I właśnie to zjawisko przedstawię wam w dzisiejszym Dyrdymale.
Chemiczna definicja
W tym miejscu chciałam przytoczyć definicję katalizatora z Wikipedii, ale okazało się, że ta jest znacznie bardziej skomplikowana od tego, czego nauczyłam się w szkole. Pozostańmy więc przy tym, co zapamiętałam z lekcji chemii: katalizator to cząsteczka, która sprawia, że dwie inne cząsteczki, które normalnie nigdy nie weszłyby ze sobą w reakcję lub pomiędzy którymi reakcja byłaby bardzo utrudniona – w taką reakcję wchodzą. Przy czym – co ważne – sam katalizator we wspomnianej reakcji nie bierze udziału.
No dobrze, ale co ta szkolna regułka ma wspólnego z popkulturą? Już tłumaczę!
Reakcje międzyludzkie
Całe to skojarzenie z katalizatorem wzięło się stąd, że zauważyłam, iż istnieje spora grupa osób, które poznałam dzięki temu, że lubiliśmy to samo dzieło popkultury lub aktora. Takie dzieło lub aktor byli więc katalizatorami, które ułatwiły mi interakcje z innymi ludźmi.
Weźmy na przykład Williama Fichtnera. Za sprawą tego, że lubiłam tego aktora, poznałam w sieci kilka innych osób, które również mu kibicowały i razem udało nam się stworzyć małą, ale naprawdę zgraną społeczność internetową (nie wiem, czy Kasia, Marta, Ola, Gosia, Aga lub Spooky mnie czytają, ale jeśli tak, to pozdrawiam! ︎:). Gdyby nie Fichtner, prawdopodobnie nigdy bym tych osób nie poznała, czyli byłybyśmy cząsteczkami, które nigdy nie weszły ze sobą w reakcję. Aktor był więc katalizatorem, który taką reakcję umożliwił, choć sam nie wziął w niej udziału (bo przecież nie zwrócił się do mnie osobiście, mówiąc: „Hołka słuchaj – tu jest kilka osób, które musisz poznać”).
Co ciekawe (i zarazem dość smutne) – choć szybko odkryłyśmy, że istnieje wiele, zupełnie niezwiązanych z Fichtnerem tematów, na które mogłyśmy godzinami dyskutować, to kiedy William stał się mniej aktywny zawodowo, nasza grupa rozpadła się. Czyli znów wracając do chemii – kiedy zabrakło katalizatora, reakcje między pozostałymi cząsteczkami ustały.

W mojej „teorii katalizatora” istotne jest to, że katalizator nie może wejść w reakcję z innymi cząsteczkami. Czyli takim katalizatorem (niekoniecznie popkulturowym) nie może być na przykład nasz inspirujący nauczyciel, ponieważ z taką osobą mieliśmy bezpośredni kontakt.
Wyjątkiem od tej reguły jest taka sytuacja, jak na powyższym zdjęciu. To znaczy: udało mi się kiedyś spotkać Fichtnera osobiście, ale nasza interakcja ograniczyła się do wymiany kilku zdań. A to za mało, by zawrzeć z kimś znajomość. I dlatego wciąż mogę nazywać Fichtnera moim katalizatorem. ︎:)
źródło zdjęcia: Fanpage AXN Polska
Bardzo podobnym, choć zarazem nieco innym przykładem jest David Tennant. W jego przypadku nie tylko udało mi się zaprzyjaźnić z nowymi ludźmi w internecie (pozdrowienia dla Marleny! ︎:), ale odkryłam też, że pracuję z kilkoma osobami, które także cenią sobie tego aktora. Dzięki temu od rozmów o Tennancie zaczęło się dla mnie kilka bardzo fajnych znajomości (i tu pozdrawiam Olgę i inną Kasię, niż wcześniej ︎;). Szkocki aktor w moim przypadku jest więc przy okazji takim katalizatorem, który ułatwił reakcję, jaka bez jego pomocy byłaby bardzo utrudniona.
Nie tylko ludzie!
Wyżej pisałam o aktorach, jednak katalizatorami mogą być nie tylko artyści, ale też dzieła popkultury. W moim przypadku obecnie takim katalizatorem często jest Doctor Who – na takiej zasadzie, że z inną osobą może mnie połączyć zamiłowanie do tego serialu, ale już niekoniecznie do Davida Tennanta.
Natomiast wiele lat temu podobnym katalizatorem był dla mnie Prison Break. I co ciekawe, choć ten katalizator już dawno zniknął z mojego życia, to kilka „reakcji”, które wywołał, ciągle działają (i w tym miejscu pozdrawiam Sis oraz Gawitha! ︎:)
Drugą, równie ważną kwestią jest w tym przypadku to, że popkulturowe katalizatory ułatwiają nie tylko reakcje międzyludzkie, ale też interakcje fanów z innymi, hmm… rzeczami. OK, ten typ reakcji znów łatwiej będzie mi wytłumaczyć na przykładach.
Moje dołączenie do grupy fanek Williama Fichtnera zbiegło się w czasie z tym, że generalnie zaczęłam wtedy korzystać z sieci. I to właśnie na Williamowym forum nauczyłam się internetowego savoir-vivru (w końcu komunikacja w internecie rządzi się nieco innymi prawami, niż rozmawianie z ludźmi w cztery oczy).
Mało tego – dzięki Fichtnerowi zaczęłam używać Photoshopa, bo zobaczyłam fanarty innych ludzi i chciałam tworzyć podobne rzeczy. Natomiast inny „efekt uboczny” widzicie na własne oczy. Pewnego dnia stwierdziłam bowiem, że skoro na zamkniętym, Williamowym forum, potrafię pisać elaboraty o popkulturze, to mogę dzielić się swoimi przemyśleniami także w bardziej otwartej formie, czyli na blogu internetowym. I tym sposobem Fichtner stał się katalizatorem, który doprowadził do powstania Dyrdymałów.

Czasem jeden popkulturowy katalizator generuje następny. Gdyby nie Doctor Who prawdopodobnie do tej pory nie wiedziałabym o istnieniu Davida Tennanta, a jeśli nie zostałabym fanką Davida – raczej nie interesowałoby mnie to, co w mediach społecznościowych wyczynia jego żona – Georgia.
Tymczasem okazuje się, że rzeczy, które Georgia publikuje w social-mediach (i które zazwyczaj nie dotyczą pracy jej męża) są naprawdę interesujące, zabawne i czasem przy okazji poruszające. Do tego stopnia, że już od dawna nie obserwuję jej Instagrama po to, by podejrzeć nowe fotki z Davidem, ale dlatego, bo ciekawi mnie, co słychać u Georgii.
źródło zdjęcia: Georgia Tennant Instagram
W przypadku Tennanta sprawy znów mają się odrobinę inaczej – ten aktor jest dla mnie przede wszystkim ambasadorem brytyjskiej popkultury. Chodzi o to, że przez wiele lat byłam przekonana, że brytyjskie filmy i seriale są nudne. Dopiero za sprawą tego, że zapoznałam się z filmografią Tennanta odkryłam, że nie tylko byłam w błędzie, ale też – że brytyjska popkultura przemawia do mnie znacznie bardziej od amerykańskiej.
Jak więc widzicie, popkulturowe katalizatory inspirują ludzi do robienia różnorakich rzeczy, o których – gdyby nie wspomniane katalizatory – osoby te prawdopodobnie nigdy nawet by nie pomyślały.
A ty masz dobry katalizator?
Staram się nie oceniać tego, jakim kto jest fanem. I wszystkie wyżej wymienione przykłady mojego „fanowania” nie sprawiają, że czuję się lepsza od kogoś, kto dajmy na to lubi jakiegoś artystę tylko dlatego, bo ten jest przystojny.
Nie twierdzę też, że dzieła popkultury lub artystów należy oceniać na podstawie tego, jakimi są katalizatorami. Bo gdyby stosować taką miarę, to prawdopodobnie okazałoby się, że Fichtner jest dużo mniej wartościowy od Tennanta, a obydwaj aktorzy nie dorastają do pięt chociażby Gwiezdnym Wojnom, które inspirują miliony ludzi na całym świecie.
Trudno jest też wartościować to, co się lubi, na podstawie tego, jakim jest to dla nas katalizatorem. Bo czy większy wpływ na moje życie miał katalizator-Fichtner, czy może katalizator-Tennant? A co na przykład z Powrotem do przyszłości, który bezpośrednio nie zainspirował mnie prawdopodobnie do niczego, ale pośrednio miał gigantyczny wpływ na moje życie?
Z popkulturowymi katalizatorami jest raczej trochę tak, jak z przyjaciółmi. Nie da się przecież zmierzyć, czy mój przyjaciel jest lepszy od twojego przyjaciela i kto jest najwspanialszym przyjacielem na świecie. Nie jest też tak, że podejmujemy decyzję, iż od dziś dana osoba będzie naszym przyjacielem – po prostu pewnego dnia odkrywamy, że znaczy ona dla nas więcej, niż nasi pozostali znajomi.
Dokładnie tak samo jest z popkulturowymi katalizatorami – nagle orientujemy się, że dane dzieło lub artysta jest dla nas takim katalizatorem, bo tak się stało i już.
Pytanie więc do was, kochani czytelnicy – kto lub co jest waszym popkulturowym katalizatorem? I czy w ogóle taki macie?
I jeszcze jedna sprawa: dzisiejszego Dyrdymała dedykuję Davidowi Tennantowi, który niedawno miał urodziny. Bo choć tak, jak napisałam wcześniej – nie oceniam, kto lub co jest lepszym katalizatorem od innego, to Tennant ma pozytywny wpływ na tak wiele różnych dziedzin mojego życia, że raz po raz myślę o nim „rany, ależ z niego jest wspaniały katalizator!”
Dlatego solenizantowi życzę nie tylko standardowego zdrowia, szczęścia i pomyślności, ale przede wszystkim tego, by jeszcze przez wiele lat był popkulturowym katalizatorem zarówno dla mnie, jak i dla wielu innych ludzi na całym świecie.
PS. Jeśli moja teoria popkulturowych katalizatorów wydała się wam dziwnie znajoma, to nie mylicie się – opowiadałam o niej w trakcie jednej Rozmowy Międzymiastowej. Przy czym tam mówiłam o wszystkim w nieco bardziej chaotyczny sposób – tutaj, na piśmie, skrystalizowałam swoje przemyślenia na ten temat.
PPS. Ponieważ na blogu nikt nie korzystał z możliwości komentowania przez Facebooka, a wtyczka, która to umożliwiała, nieznacznie psuła działanie Disqusa (sprawiała, że nie dostawałam powiadomień o nowych komentarzach!) – zdecydowałam, że rezygnuję z całego mechanizmu i od teraz komentowanie Dyrdymałów jest możliwe tylko przez Disqus.
Jednocześnie przypominam, że na Disqus istnieje możliwość zostawiania komentarzy bez rejestrowania się w tym serwisie. Wystarczy pod polem do wpisywania komentarza kliknąć w okienko „Nazwa”, a potem wybrać opcję „Wolę pisać jako gość”. Teoretycznie Disqus wymusza, byśmy podali adres mailowy, ale praktycznie adresy te nie są w żaden sposób weryfikowane. Jeśli zależy wam więc na pełnej anonimowości, wystarczy, że w okienku z tym adresem wpiszecie coś w stylu: anonim@asdf.com.
źródło zdjęcia ilustrującego wpis: moje Dyrdymały