Doctor Who - Trzynastka po Regeneracji

Nowy Dok­tor, nowy TAR­DIS, nowi towa­rzy­sze, nowe przy­go­dy, nowy show­run­ner, nowy pomysł na serial, nawet nowy kom­po­zy­tor muzy­ki. Dzię­ki tym wszyst­kim inno­wa­cjom jede­na­sty sezon Dok­to­ra Who jed­no­cze­śnie zapra­szał do podró­ży w cza­sie i prze­strze­ni nowych widzów, jak i kusił tych, któ­rzy oglą­da­li serial wcześniej.

Wyda­wać by się mogło, że zale­d­wie wczo­raj mie­li­śmy pre­mie­rę pierw­sze­go odcin­ka z Trzy­na­stą Dok­tor, tym­cza­sem w rze­czy­wi­sto­ści pra­wie mie­siąc temu został wyemi­to­wa­ny spe­cjal­ny, fina­ło­wy odci­nek serii. Och, czas jest nie tyl­ko względ­ny, ale też bez­względ­ny i pły­nie zde­cy­do­wa­nie za szybko!

A sko­ro sezon dobiegł koń­ca to wypa­da wresz­cie napi­sać, jak ja te wszyst­kie nowo­ści odebrałam.

Kiedy Rozum wie dobrze, ale Serce czuje lepiej

Część z was zapew­ne zasta­na­wia się, dla­cze­go taka zago­rza­ła Who­vian­ka, jak ja, swo­imi wra­że­nia­mi z oglą­da­nia Dok­to­ra Who dzie­li się dopie­ro teraz. Wierz­cie lub nie, ale pró­bo­wa­łam napi­sać recen­zję po pierw­szym odcin­ku. Jed­nak kie­dy mój Rozum stwier­dził, że pilot był cał­kiem spo­ko, Ser­ce krę­ci­ło nosem.

– Co ci się dokład­nie nie podo­ba­ło? – zapy­tał Rozum.

– Nie wiem. Po pro­stu mi się nie podo­ba­ło i już. – Ser­ce wzru­szy­ło ramionami.


W dru­gim odcin­ku Rozum dostrzegł pew­ne wady nowej serii.

– To w tym leży pro­blem? – dopy­ty­wał z nadzieją.

– Też, ale nie do koń­ca. – burk­nę­ło Serce.

– Czy możesz okre­ślić bar­dziej kon­kret­nie, co ci nie pasi?! – Rozum był coraz bar­dziej zdenerwowany.

– Gdy­bym to wie­dzia­ła (tak, moje Ser­ce jest rodza­ju żeń­skie­go), to prze­cież już daw­no bym ci powie­dzia­ła! – Ser­ce tak­że nie kry­ło poiry­to­wa­nia. Bycie w takiej roz­ter­ce jest prze­cież strasz­nie wkurzające.


Po trze­cim odcin­ku, kie­dy roz­mo­wa z Ser­cem prze­bie­gła dokład­nie tak samo, jak poprzed­nio, Rozum tup­nął nogą i stwierdził:

– Sko­ro nie umiesz powie­dzieć, co w nowym Dok­to­rze tak bar­dzo ci się nie podo­ba, to napi­szę Dyr­dy­ma­ła bez ciebie!


Pro­blem w tym, że Doctor Who jest jed­ną z tych pro­duk­cji, któ­rych nie moż­na oce­niać cał­ko­wi­cie racjo­nal­nie, bo dużą rolę odgry­wa­ją emo­cje, jakie serial wywo­łu­je. Po mniej wię­cej godzi­nie pisa­nia nowe­go Dyr­dy­ma­ła zorien­to­wa­łam się więc, że opo­wia­dam w nim głów­nie o tym, za co lubię i nie lubię wcze­śniej­szych Dok­to­rów. Nato­miast zupeł­nie nie potra­fi­łam przejść do tema­tu nowej serii, bo kie­dy tyl­ko pró­bo­wa­łam to zro­bić – Ser­du­cho odma­wia­ło współ­pra­cy, a Rozum nie był w sta­nie w poje­dyn­kę skle­cić choć jed­ne­go, sen­sow­ne­go zdania.

Rozum i Serce

Są ludzie, którzy potrafią tworzyć bez pomocy Serca. Ja się do nich nie zaliczam.

autor grafiki: Damian Niolet

Mia­łam nadzie­ję, że olśnie­nie przy­nie­sie mi lek­tu­ra recen­zji Mar­le­ny. Rozum, sta­ra­jąc się zacho­wać sto­ic­ki spo­kój, wska­zy­wał Ser­cu kolej­ne man­ka­men­ty seria­lu, któ­re zosta­ły tam wymie­nio­ne. Ser­ce jed­nak wciąż wzru­sza­ło ramio­na­mi, i wzdy­cha­ło, że nie czu­je, by to wła­śnie tam leżał problem.


I kie­dy stra­ci­łam już nadzie­ję, pogo­dzi­łam z tym, iż recen­zji nowe­go Dok­to­ra Who nie uda mi się napi­sać – Ser­ce, chy­ba za spra­wą tego, że prze­sta­ło być pod pre­sją – w koń­cu wyzna­ło, co w przy­go­dach Trzy­na­stej Dok­tor jej nie odpowiada.

Ale zanim do tego przej­dę – skup­my się na tym, co o jede­na­stej serii ma do powie­dze­nia Rozum!

Wizualnie, prawie idealnie

Oso­by odpo­wie­dzial­ne za bran­ding nowej serii ewi­dent­nie mają podob­ne poczu­cie este­ty­ki, co ja. Wyrzu­ci­ły do kosza kan­cia­ste, kształ­tem przy­po­mi­na­ją­ce TAR­DIS, logo z cza­sów Mof­fa­ta (któ­re­go bar­dzo nie lubię ︎;) i zastą­pi­ły je napi­sem o znacz­nie lżej­szym kro­ju. Nawią­zu­je on sty­li­sty­ką do loga z cza­sów Rus­sel­la T. Davie­sa, z tym, że tam­to mia­ło w sobie coś kiczo­wa­te­go, przy­wo­dzą­ce­go na myśl seria­le z lat dzie­więć­dzie­sią­tych. Nato­miast nowy wygląd tytu­łu pre­zen­tu­je się nowo­cze­śnie, cie­ka­wie i przede wszyst­kim: ślicz­nie. Co rów­nie waż­ne – w jakiś spo­sób odda­je ducha seria­lu. W koń­cu podró­że w cza­sie i prze­strze­ni powin­ny się koja­rzyć z czymś swo­bod­nym i lek­kim, a nie cięż­kim i topornym.

Pozy­tyw­nie zasko­czy­ły mnie też zdję­cia i poste­ry pro­mu­ją­ce nowy sezon oraz poszcze­gól­ne odcin­ki. Pod tym wzglę­dem Doctor Who zawsze wypa­dał moc­no kiczo­wa­to (wła­śnie zdję­cia pro­mo­cyj­ne były głów­nym ele­men­tem, któ­ry kie­dyś odstra­szał mnie od tego seria­lu). I choć w ostat­nich latach spra­wy zmie­ni­ły się na lep­sze, to twór­cy jede­na­ste­go sezo­nu posta­no­wi­li zupeł­nie zerwać z tam­tą stylistyką.

Efekt? WOW, po pro­stu WOW!

Doctor Who - 11 seria - poster

Przeszlibyście obojętnie koło takiego obrazka? Ja nie potrafiłam!

źródło grafiki: BBC America

Powrót do ery Davie­sa zali­czył tak­że wygląd TAR­DIS. I to zarów­no z zewnątrz, jak i w środ­ku. Bo widzi­cie – błę­kit błę­ki­to­wi nie­rów­ny, a nie­bie­ska, poli­cyj­na bud­ka tele­fo­nicz­na za rzą­dów Mof­fa­ta była w odcie­niu, któ­ry nada­wał jej bar­dzo pla­sti­ko­wy wygląd. Nato­miast nowa wer­sja wehi­ku­łu (tak samo, jak w cza­sach Dzie­wią­te­go i Dzie­sią­te­go Dok­to­ra) jest ciem­niej­sza i pre­zen­tu­je się bar­dziej ele­ganc­ko. Jed­no­cze­śnie, war­stwa samej far­by jest cień­sza (znów: tak jak u Davie­sa i na prze­kór temu, co poka­zy­wał Mof­fat), dzię­ki cze­mu prze­świ­tu­ją przez nią sło­je drew­na. A to nada­je TAR­DIS dodat­ko­we­go charakteru.

Doctor Who - TARDIS Trzynastki

Diabeł tkwi w szczegółach, a TARDISy, choć na pierwszy rzut oka z zewnątrz wyglądają tak samo, w rzeczywistości nieco się od siebie różnią.

źródło zdjęcia: Blogtor Who; autor: Coco Van Oppens

Jesz­cze więk­szy powrót do korze­ni New Who widać we wnę­trzu TAR­DIS. Tym, co urze­kło mnie w tej nie­zwy­kłej machi­nie, kie­dy ujrza­łam ją po raz pierw­szy, było to, że nie wyglą­da­ła ona jak typo­wy, sta­lo­wy sta­tek kosmicz­ny, tyl­ko coś żywe­go, obda­rzo­ne­go wła­sną duszą. Mof­fat porzu­cił tą sty­li­sty­kę i zde­cy­do­wał na wspo­mnia­ną stal. Chris Chib­nall, czy­li show­run­ner nowej serii, do „orga­nicz­nej” TAR­DIS wró­cił i to w taki spo­sób, że wziął to, co było dobre i uczy­nił jesz­cze lepszym!

Doctor Who - TARDIS Trzynastki - konsola sterująca

Wnętrze nowej TARDIS nie tylko wygląda nietuzinkowo, ale też kiedy na nie patrzę to czuję, że ściany TARDIS są ciepłe w dotyku. I jestem pewna, że gdybym wsłuchała się uważnie, na pewno usłyszałabym bijące serce (tak, serce, a nie silnik!) tej maszyny.

źródło zdjęcia: BBC

Nie mam abso­lut­nie żad­nych zastrze­żeń co do wizu­al­nej stro­ny nowe­go sezo­nu. Przy czym nie do koń­ca rozu­miem, cze­mu nie­któ­rzy recen­zen­ci tak moc­no zachwy­ca­li się tym ele­men­tem. Doctor Who już daw­no prze­stał (umyśl­nie, bądź nie) być kiczo­wa­ty i jede­na­sty sezon nie był pod tym wzglę­dem spe­cjal­nie rewo­lu­cyj­ny. Ba, począt­ko­wo byłam nawet odro­bi­nę roz­cza­ro­wa­na, bo liczy­łam na to, że Chib­nall – twór­ca pięk­nie nakrę­co­ne­go Bro­ad­church – zafun­du­je Dok­to­ro­wi Who bar­dziej malow­ni­czy wygląd. Jed­nak patrząc na wszyst­ko z per­spek­ty­wy całe­go sezo­nu – Doctor Who ma zupeł­nie inne tem­po i leni­we kadry w sty­lu Bro­ad­church, raczej nie paso­wa­ły­by do ilu­stro­wa­nia przy­gód w cza­sie i przestrzeni.

Nieudane innowacje

Wśród zmian, któ­re wpro­wa­dził nowy sezon Dok­to­ra Who nie mogło się oczy­wi­ście obejść bez nowe­go intro. W tym przy­pad­ku tak­że spo­tka­łam się z wie­lo­ma pozy­tyw­ny­mi opi­nia­mi, ale sama zupeł­nie ich nie podzie­lam. To zna­czy: rozu­miem, że nawią­zu­je ono sty­li­sty­ką do kla­sycz­nych serii i domy­ślam się, że swo­im wyglą­dem mia­ło intry­go­wać. Rzecz w tym, że mnie patrze­nie na te kolo­ro­we, kosmicz­ne glu­ty zupeł­nie nie pory­wa. Poza tym spodo­bał mi się – pod­lin­ko­wa­ny wcze­śniej – fil­mik pre­zen­tu­ją­cy nowe logo seria­lu i liczy­łam na to, że intro będzie zro­bio­ne w podob­nym stylu.

Na prze­kór opi­niom innych, nie potra­fię też pochwa­lić pra­cy nowe­go kom­po­zy­to­ra muzy­ki – Segu­na Aki­no­la. To zna­czy: nie twier­dzę, że stwo­rzo­na przez nie­go ścież­ka dźwię­ko­wa jest zła. Po pro­stu dobry sound­track roz­po­zna­je się moim zda­niem mię­dzy inny­mi po tym, że pod­czas oglą­da­nia fil­mu lub seria­lu czło­wiek co chwi­lę stwier­dza z entu­zja­zmem „O rety, jak to świet­nie brzmi! Muszę odszu­kać ten kawa­łek na Spo­ti­fy i dodać go do play­li­sty!!!” Tym­cza­sem, w trak­cie oglą­da­nia przy­gód Trzy­nast­ki nie pomy­śla­łam w taki spo­sób ani razu. Co wię­cej, kie­dy już odsłu­cha­łam ścież­kę dźwię­ko­wą w cało­ści – tak­że nie zna­la­złam na niej wie­lu melo­dii, któ­re by mnie zachwyciły.

Nato­miast ostat­nią inno­wa­cją, któ­ra prze­szka­dza­ła mi naj­bar­dziej była… TARDIS.

Ale zaraz, zaraz – czy ja przed chwi­lą nie napi­sa­łam, że TAR­DIS pre­zen­to­wa­ła się pięknie?

Tak, zga­dza się. Rzecz w tym, że twór­cy jede­na­stej serii z jakie­goś zupeł­nie nie­zro­zu­mia­łe­go dla mnie powo­du stwier­dzi­li, że pra­wie wca­le nie będą tej nowej TAR­DIS pokazywać!

Tak, rozu­miem, że mniej cza­su ekra­no­we­go TAR­DIS ozna­cza­ło wię­cej cza­su na roz­wi­nię­cie fabu­ły odcin­ka. Rzecz w tym, że TAR­DIS nie jest po pro­stu stat­kiem kosmicz­nym – jest peł­no­praw­ną boha­ter­ką seria­lu. I co wię­cej posta­cią, któ­rą z Dok­to­rem łączy szcze­gól­na więź. Tym­cza­sem nowy sezon poka­zał nam to tyl­ko przez chwi­lę, pod koniec dru­gie­go odcin­ka. A potem całą kwe­stię zda­wał się zupeł­nie ignorować.

Doctor Who - Trzynastka w TARDIS

Ponieważ znam Doktora od dłuższego czasu to wiem, jak wiele znaczy dla niego TARDIS. Ale czy osoby, które zaczęły oglądać serial dopiero teraz, również dostrzegą tą relację?

źródło zdjęcia: BBC

Dodat­ko­wo nowa TAR­DIS pre­zen­to­wa­ła się nie­ziem­sko ślicz­nie. I z tego powo­du jej brak był po pro­stu fru­stru­ją­cy. Takie dzie­ło sce­no­gra­ficz­nej sztu­ki chcia­ło się oglą­dać, a twór­cy seria­lu posta­no­wi­li, że nie będą go pra­wie wca­le pokazywać.

Fabularne nierówności

Jed­ną z naj­bar­dziej męczą­cych i iry­tu­ją­cych rze­czy za rzą­dów Mof­fa­ta było to, że lubił on nawią­zy­wać do wyda­rzeń lub posta­ci, któ­re poja­wi­ły się kil­ka sezo­nów wcze­śniej i jeśli nie pamię­ta­ło się o co lub o kogo cho­dzi­ło – cięż­ko było zro­zu­mieć fabu­łę dane­go odcin­ka. Chib­nall odciął się od tego wszyst­kie­go i co wię­cej, sta­rał się, by każ­dy epi­zod Dok­to­ra Who two­rzył w mia­rę zamknię­tą histo­rię. Za spra­wą tej nowej stra­te­gii, serial zaczął mi przy­po­mi­nać pro­duk­cje tele­wi­zyj­ne z lat osiem­dzie­sią­tych i dzie­więć­dzie­sią­tych na takiej zasa­dzie, że gdy­by­śmy przy­pad­kiem zaczę­li oglą­dać dowol­ny odci­nek ze środ­ka sezo­nu i nie mie­li poję­cia, kim jest Dok­tor i jego towa­rzy­sze, bar­dzo szyb­ko zała­pa­li­by­śmy o co w seria­lu cho­dzi. Takie roz­wią­za­nie z jed­nej stro­ny cał­kiem mi się podo­ba­ło, bo spra­wi­ło, że Doctor Who stał się łatwiej­szy i przy­jem­niej­szy w odbio­rze. Z dru­giej jed­nak – o czym sze­rzej napi­szę za chwi­lę – na dłuż­szą metę źle wpły­wa­ło to na roz­wój bohaterów.

Doctor Who - Trzynastka i jej towarzysze

Jak za starych, dobrych czasów, kiedy seriale oglądało się tylko w telewizji i jedynie w momencie, w którym były emitowane – nie musimy śledzić losów bohaterów jedenastego sezonu Doktora Who od pierwszego odcinka, by załapać, kto jest kim.

źródło zdjęcia: BBC

Wra­ca­jąc do poprzed­nich serii – pod­czas ich oglą­da­nia czę­sto odno­si­łam wra­że­nie, że Mof­fat zapo­mi­nał, iż Doctor Who powi­nien być skie­ro­wa­ny przede wszyst­kim do młod­szych widzów, a dopie­ro póź­niej – gdzieś mię­dzy wier­sza­mi – do doro­słe­go odbior­cy. I że serial powi­nien mieć nie tyl­ko roz­ryw­ko­wy, ale też edu­ka­cyj­ny cha­rak­ter. Chib­nal­lo­wi uda­ło się te kwe­stie napra­wić. Jede­na­sta seria mówi dużo o tole­ran­cji, rów­no­upraw­nie­niu, pacy­fi­zmie i innych war­to­ściach, o któ­rych w dzi­siej­szych, dziw­nych cza­sach, wie­lu ludzi zda­je się zapominać.

Doctor Who - Rosa

Podobało mi się to, że niektóre odcinki jedenastej serii miały edukacyjny charakter. I że nudne notki z Wikipedii zmieniały w emocjonujące i przejmujące opowieści. Nawet ja dowiedziałam się i zapamiętałam z tych epizodów coś ciekawego i mądrego.

źródło zdjęcia: BBC

Pro­blem w tym, że im dłu­żej oglą­da­łam ten sezon Dok­to­ra Who, tym czę­ściej zauwa­ża­łam, że Chib­nall w kół­ko pra­wił te same mora­ły i cią­gle wyko­rzy­sty­wał do tego iden­tycz­ne moty­wy. Pro­sty przy­kład: kie­dy pod koniec odcin­ka Arach­nids in the UK wyszło na jaw, że pają­ki nie są zły­mi potwo­ra­mi, tyl­ko ofia­ra­mi dzia­łań czło­wie­ka – taki zwrot akcji bar­dzo mnie zasko­czył. Kie­dy w epi­zo­dzie Demons of the Pun­jab oka­za­ło się, że źli kosmi­ci tak napraw­dę nie są źli, a praw­dzi­wy­mi potwo­ra­mi są ludzie – to było napraw­dę moc­ne! Ale kie­dy w odcin­ku Ker­blam! zoba­czy­łam cre­epy robo­ty, to nie­mal natych­miast zaczę­łam podej­rze­wać, iż to one oka­żą się być drę­czo­ne przez czło­wie­ka. No i nie­ste­ty mia­łam rację.

Co wię­cej, nie­któ­re kwe­stie były w Dok­to­rze Who poru­sza­ne tak czę­sto, że po pew­nym cza­sie zaczę­ły razić swo­ją łopa­to­lo­gicz­no­ścią. I przy­kła­do­wo, kie­dy w pierw­szym odcin­ku Dok­tor stwier­dził, że nie uży­wa bro­ni – to było spo­ko. Ale kie­dy potem powta­rzał to raz za razem, przy każ­dej moż­li­wej oka­zji – kwe­stia ta zaczę­ła być moc­no iry­tu­ją­ca (dla porów­na­nia, poprzed­nie inkar­na­cje Dok­to­ra też stro­ni­ły od uży­wa­nia bro­ni, ale mani­fe­sto­wa­ły to mniej nachal­nie i zwięk­szą gracją).

Gdzie kucharek sześć…

Za spra­wą Mof­fa­ta odkry­łam jesz­cze jed­ną rzecz. Otóż Dok­tor naj­bar­dziej błysz­czy wte­dy, kie­dy posia­da tyl­ko jed­ne­go towa­rzy­sza. Za cza­sów pary Pon­dów w TAR­DIS było sta­now­czo zbyt tło­czo­no i dla­te­go bałam się, że wpro­wa­dze­nie aż trój­ki nowych towa­rzy­szy w jede­na­stej serii może oka­zać się chy­bio­nym pomy­słem. Z dru­giej stro­ny, Chib­nal­lo­wi świet­nie uda­ło się wie­lo­po­sta­cio­we Bro­ad­church, mia­łam więc nadzie­ję, że w Dok­to­rze Who ta mno­gość boha­te­rów tak­że się sprawdzi.

Pomysł na samych towa­rzy­szy był napraw­dę świet­ny. Cała trój­ka na pierw­szy rzut oka spra­wia­ła wra­że­nie zupeł­nie prze­cięt­nych i nawet nie­co nud­nych ludzi. Nie pocho­dzi­li z Lon­dy­nu, tyl­ko Shef­field (łap­ka w górę, kto z was wcze­śniej nie sły­szał tej nazwy!). Do tego byli zróż­ni­co­wa­ni raso­wo i wie­ko­wo, przez co mogli wnieść do seria­lu nie­co inne spoj­rze­nie na rze­czy­wi­stość. Nie­ste­ty szyb­ko oka­za­ło się, że naj­więk­szym man­ka­men­tem nowych towa­rzy­szy jest to, cze­go naj­bar­dziej się oba­wia­łam – w seria­lu było za mało cza­su na zapre­zen­to­wa­nie każ­de­go z nich, przez co poten­cjał pra­wie każ­dej z tych posta­ci został zmarnowany.

Doctor Who - Ryan, Graham i Yaz

Fajnie, że jedenasta seria Doktora Who kładła duży nacisk na dywersyfikację płciową i rasową. Wspaniale, że tyczyło się to także nowych towarzyszy Doktora. Szkoda tylko, że nie miało to większego znaczenia dla fabuły serialu.

źródło zdjęcia: BBC

Zacznij­my od Yaz. Pew­na sie­bie, mło­da dziew­czy­na paki­stań­skie­go pocho­dze­nia, świe­żo upie­czo­na poli­cjant­ka, któ­ra z jed­nej stro­ny kocha swo­ją rodzi­nę, ale z dru­giej – dłuż­sze prze­by­wa­nie z rodzi­ca­mi i rodzeń­stwem moc­no ją iry­tu­je. To wszyst­ko spra­wia­ło, że Yaz przy­po­mi­na­ła kró­li­czy­cę z Zoo­to­pii (czy­li po pol­sku Zwie­rzo­gro­du), co bar­dzo mi odpo­wia­da­ło, bo lubię boha­ter­kę tej baj­ki Disney'a. I napraw­dę liczy­łam na to, że dziew­czy­na dołą­czy do gro­na moich ulu­bio­nych towa­rzy­szek Doktora.

Pro­blem w tym, że przez więk­szość odcin­ków Yaz po pro­stu była w seria­lu, ale nie odgry­wa­ła w nim więk­szej roli. Jej płeć i kolor skó­ry też nie mia­ły spe­cjal­ne­go zna­cze­nia. A zgad­nij­cie, ile razy istot­ne było to, że dziew­czy­na była począt­ku­ją­cą poli­cjant­ką? ZERO! Ba, gdy­by ktoś nie obej­rzał pierw­sze­go odcin­ka to praw­do­po­dob­nie póź­niej w ogó­le by się nie zorien­to­wał, kim Yaz jest z zawodu.

Doctor Who - Yaz

Yaz okazała się być typowym przykładem postaci tokenowej. Była w serialu tylko po to, żeby jego twórcy mogli się pochwalić, że ich produkcja jest zdywersyfikowana płciowo i rasowo. Poza tym dziewczyna nie odgrywała żadnej, istotnej roli i równie dobrze mogłoby jej nie być.

źródło zdjęcia: BBC

Rów­nie kiep­sko pre­zen­to­wał się rówie­śnik Yaz, Ryan. W jego przy­pad­ku w pierw­szym odcin­ku zosta­ło nam poka­za­ne, że chło­pak ma pro­ble­my z koor­dy­na­cją rucho­wą i utrzy­ma­niem rów­no­wa­gi, przez co nie potra­fił jeź­dzić na rowe­rze. Czy mia­ło to póź­niej jakieś zna­cze­nie? NIE. Czy w kolej­nych odcin­kach po Ryanie w ogó­le było widać, że cier­pi na wspo­mnia­ną przy­pa­dłość? Nic, a nic. A czy był nie­zdar­ny albo co chwi­la o coś się poty­kał? Zno­wu – NIE. Ale żeby­śmy pamię­ta­li, że chło­pak ma pro­blem z koor­dy­na­cją rucho­wą – obwiesz­czał nam on to przy każ­dej moż­li­wej oka­zji. Co z cza­sem zaczę­ło się robić moc­no wku­rza­ją­ce. Zwłasz­cza, że to były tyl­ko sło­wa, któ­re nie mia­ły żad­ne­go potwier­dze­nia w tym, co widzia­łam na ekranie.

Cze­mu mam z tym taki pro­blem? Bo gdy­by było widać, że Ryan napraw­dę ma kło­pot z koor­dy­na­cją rucho­wą, a potem chło­pak musiał­by zro­bić coś, co takiej koor­dy­na­cji by od nie­go wyma­ga­ło – jego poczy­na­nia oglą­da­ło­by się w napię­ciu, bo nigdy nie było­by wia­do­mo, czy uda mu się podo­łać zada­niu. I w takiej sytu­acji suk­ces Ryana był­by napraw­dę czymś! A ponie­waż w seria­lu o przy­pa­dło­ści chło­pa­ka jedy­nie się mówi­ło – nie tyl­ko nie przej­mo­wa­łam się jego losem, ale też – nie cie­szy­łam z jego wyczynów.

Doctor Who - Ryan

Czy nie byłoby ciekawie, gdyby z Doktorem podróżował totalny fajtłapa, który co chwila o coś by się potykał albo przypadkiem potrącał jakieś rzeczy?

źródło zdjęcia: BBC

Pro­ble­my z koor­dy­na­cją rucho­wą nie były jedy­ną rze­czą, o któ­rej Ryan mówił, choć w ogó­le nie było jej po nim widać. Głów­nym moty­wem całe­go sezo­nu było to, że chło­pak nie prze­pa­dał za swo­im przy­szy­wa­nym dziad­kiem i z odcin­ka na odci­nek coraz bar­dziej się do nie­go prze­ko­ny­wał. Rzecz w tym, że z tą zmia­ną nasta­wie­nia nie wią­za­ły się żad­ne emo­cje. Ot, w pew­nym odcin­ku Ryan stwier­dził, że teraz już lubi swo­je­go dziad­ka. Kur­cze, wiem, że głu­pio czy­nić tu kolej­ne porów­na­nie do Bro­ad­church, ale tam przy­jaźń mię­dzy parą detek­ty­wów rodzi­ła się stop­nio­wo, dało się ją dostrzec w pew­nych niu­an­sach i żaden z boha­te­rów nie musiał wyzna­wać dru­gie­mu, że „od teraz jeste­śmy kumplami”.

Doctor Who - Ryan i Yaz

Nieco odbiegając od tematu: bardzo podobało mi się to, że Ryan i Yaz ani przez moment ze sobą nie romansowali. Bo przecież chłopcy i dziewczyny mogą się czasem po prostu przyjaźnić.

źródło zdjęcia: BBC

Naj­le­piej z całej trój­ki towa­rzy­szy wypadł Gra­ham O'Brien, czy­li przy­szy­wa­ny dzia­dek Ryana. Powtó­rzę to, co napi­sa­ło wie­lu innych recen­zen­tów – Gra­ham jest naj­cie­kaw­szym pasa­że­rem TAR­DIS od cza­sów Wil­fre­da, czy­li dziad­ka Donny.

O'Brien pod­cho­dził do przy­gód w cza­sie i prze­strze­ni w typo­wy dla star­sze­go czło­wie­ka roz­trop­no-opty­mi­stycz­ny spo­sób. I przy­kła­do­wo jako jedy­ny z towa­rzy­szy Dok­to­ra zawsze nosił przy sobie kanap­ki, bo jak sam stwier­dził – nigdy nie wia­do­mo, na jak dłu­go utknie się na obcej planecie.

Kolej­ną rze­czą, któ­ra czy­ni­ła Gra­ha­ma inte­re­su­ją­cą posta­cią było to, że z jed­nej stro­ny prze­cho­dził on żało­bę po śmier­ci żony, a z dru­giej – sta­rał się zaprzy­jaź­nić ze swo­im przy­szy­wa­nym wnu­kiem. I w jego przy­pad­ku nicze­go nie trze­ba było tłu­ma­czyć w dia­lo­gach – cały czas dało się dostrzec, co prze­ży­wa bohater.

Doctor Who - Graham

Nie będę wyjątkowa i napiszę to samo, co wyznało już wielu innych widzów jedenastego sezonu Doktora Who: chciałabym mieć takiego dziadka, jak Graham (choć to oczywiście wcale nie oznacza, że moi dziadkowie byli do kitu).

źródło zdjęcia: BBC

Im bar­dziej lubi się jakie­goś towa­rzy­sza Dok­to­ra, tym bar­dziej jest czło­wie­ko­wi przy­kro, kie­dy taka postać prze­sta­je być pasa­że­rem TAR­DIS. W przy­pad­ku trój­ki wyżej opi­sa­nych boha­te­rów było­by mi szko­da tyl­ko Gra­ha­ma. Pro­ble­mem z Yaz i Ryanem nie jest jed­nak to, że ich nie lubię, tyl­ko to, że zupeł­nie ich nie znam, przez co ich losy w ogó­le mnie nie obcho­dzą. A to wyni­ka­ło głów­nie z tego, że boha­te­ro­wie ci mie­li za mało cza­su ekra­no­we­go naj­pierw na zapre­zen­to­wa­nie się, a póź­niej na roz­wi­nię­cie swo­ich oso­bo­wo­ści. Co jest o tyle roz­cza­ro­wu­ją­ce, że jeden z „efek­tów ubocz­nych” podró­żo­wa­nia z Dok­to­rem zawsze pole­gał na tym, że jego towa­rzy­sze pod wpły­wem doświad­czeń, jakie naby­li, roz­wi­ja­li swój charakter.

Z dru­giej stro­ny, im dłu­żej się nad tym zasta­na­wiam, tym bar­dziej docho­dzę do wnio­sku, że pro­ble­mem może być też coś inne­go. W koń­cu postać Gra­ha­ma się uda­ła, choć miał on rów­nie mało cza­su ekra­no­we­go, co pozo­sta­li towa­rzy­sze. Dla­te­go podej­rze­wam, że mógł tu zawi­nić Chib­nall, któ­ry po pro­stu nie miał cie­ka­we­go pomy­słu na przed­sta­wie­nie Yaz i Ryana.

Baba za kierownicą?

Przy­znam szcze­rze: począt­ko­wo byłam prze­ciw­na temu, by Dok­tor został kobie­tą. Póź­niej nie podo­ba­ło mi się to, że do tej roli wybra­no Jodie Whit­ta­ker. Do gustu nie przy­padł mi też strój nowej Dok­tor. Ale potem każ­dy kolej­ny pla­kat, zajaw­ka lub zwia­stun, coraz bar­dziej mnie do Trzy­nast­ki prze­ko­ny­wa­ły. W efek­cie kie­dy zasia­dłam do oglą­da­nia pierw­sze­go odcin­ka jede­na­stej serii, więk­szość moich wąt­pli­wo­ści zosta­ła już roz­wia­na. A potem kil­ka scen z nową inkar­na­cją Dok­to­ra wystar­czy­ło, żebym stwier­dzi­ła, że zmia­na płci Wład­cy Cza­su była cał­kiem dobrym pomysłem.

Tak przy­naj­mniej uwa­żał mój Rozum. A to, jak wie­cie, w przy­pad­ku Dok­to­ra jest tro­chę za mało. I choć pra­gnę­łam poko­chać Trzy­nast­kę całym Ser­cem, Ser­ce mnie nie słuchało.

Doctor Who - Trzynastka i Śrubokręt Soniczny

Z Doktorem jest dokładnie tak samo, jak z Bondem – nie ma znaczenia, kto go gra, liczy się to, jak ta postać jest zagrana. Okazuje się, że w przypadku Doktora płeć tej postaci nie ma żadnego znaczenia. Może więc gdyby Bond został kobietą, widzowie też nie odczuliby większej różnicy?

źródło zdjęcia: BBC

Mam taki autor­ski test spraw­dza­ją­cy, czy boha­ter seria­lu, fil­mu lub powie­ści – został dobrze wykre­owa­ny. Nazy­wam go „Testem Fan­fic­ku”. Pole­ga on na tym, że zada­ję sobie pyta­nie: czy chcia­ła­bym i potra­fi­ła o danej posta­ci napi­sać opo­wia­da­nie fan­fic­tion. Żeby poja­wi­ła się chęć, boha­ter musi być oso­bą inte­re­su­ją­cą. Co do potra­fie­nia – postać powin­na zostać zapre­zen­to­wa­na na tyle dobrze, bym umia­ła wymy­ślić, jak taka oso­ba w danej sytu­acji by się zacho­wa­ła, co by powie­dzia­ła i jakie były­by jej emo­cje. Ale uwa­ga – pomi­mo posia­da­nia tych wszyst­kich infor­ma­cji, pod­czas śle­dze­nia „ory­gi­nal­nych”, dal­szych losów dane­go boha­te­ra, jego postę­po­wa­nie cza­sem musi mnie zasko­czyć. Z tym, że takie zwro­ty akcji nie mogą być sprzecz­ne z oso­bo­wo­ścią tej posta­ci. I na koniec – waż­ne jest tak­że to, by cha­rak­ter boha­te­ra z cza­sem ewo­lu­ował. Znów odwo­łu­jąc się do two­rze­nia fan­fic­ków – w utwo­rach tego typu czę­sto istot­ne jest to, do jakie­go momen­tu z życia posta­ci się odwo­łu­ją, wła­śnie z powo­du tego, że na każ­dym eta­pie swo­jej wędrów­ki boha­ter ma nie­co inną osobowość.

Dotych­cza­so­we inkar­na­cje Dok­to­ra (teraz i póź­niej będę odno­sić się do New Who, bo kla­sycz­nych serii nigdy nie oglą­da­łam) zda­wa­ły ten test. Nie­ste­ty nie mogę tego same­go napi­sać o Trzynastce.

Doctor Who - Dziesiąty Doktor

Na wypadek, jakbyście się zastanawiali: nie, nigdy nie napisałam żadnego opowiadania fanfiction o Doktorze, ale uwierzcie mi – w mojej głowie powstało ich całkiem sporo. I nie, to nie były pikantne historie tylko dla dorosłych! ︎:P

źródło zdjęcia: DVDbash

Nowa Dok­tor jest sza­lo­na i dzi­wacz­na, ale poza tym nie jest naj­cie­kaw­szą oso­bą, jaką widzi­my na ekra­nie. Nie wiem, na ile wyni­ka­ło to z mno­go­ści posta­ci tym sezo­nie, a na ile był to celo­wy zabieg twór­ców seria­lu, ale Trzy­nast­ka jest w tej serii posta­cią dru­go­pla­no­wą, side­kic­kiem Yaz, Ryana i Grahama.

Czy potra­fi­ła­bym napi­sać fan­fick o nowej Dok­tor? Nie, bo zupeł­nie nie wiem, jaką ona jest oso­bą. Rado­sna i opie­kuń­cza – tyl­ko tyle potra­fię okre­ślić, a to sta­now­czo za mało.


A czy Trzy­nast­ka potra­fi­ła mnie cza­sem zasko­czyć swo­im zacho­wa­niem. Tak, ale było to zupeł­nie nie­zgod­ne nie tyl­ko z jej cha­rak­te­rem, ale gene­ral­nie z zasa­da­mi, jaki­mi kie­ro­wa­ły się dotych­cza­so­we inkar­na­cje Dok­to­ra (przy­po­mi­nam, że mam tu na myśli New Who).

Naj­lep­szym przy­kła­dem niech będzie to, co wyda­rzy­ło się pod koniec odcin­ka Ker­blam. Dok­tor potra­fi być okrut­ny, ale zawsze krzyw­dził tyl­ko tych, któ­rzy bez­sprzecz­nie na to zasłu­gi­wa­li i jedy­nie wte­dy, kie­dy kon­flik­tu nie dało się roz­wią­zać ina­czej. Nigdy nie zda­rzy­ło mu się zabić mło­de­go czło­wie­ka, któ­re­go jedy­ną zbrod­nią było to, że w swo­ich prze­ko­na­niach nie­co pobłą­dził. I któ­ry co wię­cej – nie sta­no­wił żad­ne­go zagro­że­nia, bo posta­no­wił zbiec z „pola wal­ki”. A gdy­by już któ­ryś Dok­tor doko­nał tak strasz­li­we­go czy­nu – jestem pew­na, że miał­by potem gigan­tycz­ne­go kaca moral­ne­go i jesz­cze więk­sze wyrzu­ty sumie­nia. Tym­cza­sem Trzy­nast­ka nie dość, że zabi­ła kogoś w taki wła­śnie spo­sób, to ani ona, ani jej towa­rzy­sze, nie byli tym póź­niej spe­cjal­nie wstrzą­śnię­ci. Przy­zna­ję, to wszyst­ko było zaska­ku­ją­ce, ale jed­no­cze­śnie – Dok­tor, któ­re­go znam i lubię, nigdy w taki spo­sób by się nie zachował!

Doctor Who - Kerblam

Nikt nie jest idealny, a wcześniejszym showrunnerom Doktora Who zdarzało się pokazywać rzeczy, co do których dziś wszyscy – twórcy i widzowie – zgodnie twierdzą „udawajmy, że tego nigdy w serialu nie było”. Zakończenie odcinka Kerblam! także powinno się znaleźć na tej czarnej liście.

źródło zdjęcia: BBC

I ostat­nia kwe­stia – ewo­lu­cja cha­rak­te­ru boha­te­ra. Czy w przy­pad­ku Trzy­nast­ki coś takie­go nastą­pi­ło? Raczej nie. Kur­cze, nie lubię się wymą­drzać na zasa­dzie „gdy­bym ja była show­run­ne­rem jede­na­stej serii”, ale gdy­bym ja była show­run­ne­rem jede­na­stej serii, wpro­wa­dzi­ła­bym tutaj przy­naj­mniej motyw „na począt­ku Trzy­nast­ka sta­ra się nie przy­wią­zy­wać do swo­ich nowych towa­rzy­szy, ale potem zaczy­na się o nich trosz­czyć”. Wiem, że to było­by dość okle­pa­ne, bo w taki wła­śnie spo­sób roz­wi­ja­ła się więk­szość rela­cji wcze­śniej­szych Dok­to­rów z ich towa­rzy­sza­mi. Ale to roz­wią­za­nie spraw­dza­ło się dużo lepiej, niż to, co teraz zapre­zen­to­wał Chibnall.


Na tym nie­ste­ty moja lista zarzu­tów wobec Trzy­nast­ki się nie koń­czy. Spo­sób, w jaki Dok­tor uży­wa­ła śru­bo­krę­tu sonicz­ne­go był teatral­nie sztucz­ny. To, że na każ­dym kro­ku przy­po­mi­na­ła, iż nie uży­wa bro­ni tak­że wypa­da­ło nie­na­tu­ral­nie. Co gor­sza Trzy­nast­ka bar­dzo czę­sto zacho­wy­wa­ła się jak Dzie­sią­ty Dok­tor. I o ile za pierw­szym razem takie nawią­za­nie do wcze­śniej­szej inkar­na­cji było cał­kiem spo­ko, tak póź­niej wyglą­da­ło to tak, jak­by twór­cy seria­lu zamiast stwo­rzyć nowe­go, wła­sne­go Dok­to­ra, stwier­dza­li po pro­stu „Jodie, zagraj to tak, jak Ten­nant”. To wszyst­ko razem spra­wia­ło nato­miast, że Trzy­nast­ka momen­ta­mi pre­zen­to­wa­ła się bar­dzo nieautentycznie.

Doctor Who - Trzynastka i fez

W nawiązaniach do poprzednich inkarnacji Doktora nie ma niczego złego. Problem pojawia się wtedy, kiedy nowy Doktor zaczyna wyglądać jak podróbka wcześniejszego wcielenia.

źródło zdjęcia: BBC

W przy­pad­ku poprzed­nich inkar­na­cji Dok­to­ra nigdy nie byli to boha­te­ro­wie nie­omyl­ni, któ­rym wszyst­ko wycho­dzi­ło lub ucho­dzi­ło pła­zem. Pod­czas oglą­da­nia ich przy­gód zawsze czu­łam szczyp­tę nie­pew­no­ści co do tego, czy tym razem na pew­no wszyst­ko skoń­czy się dobrze. Tym­cza­sem Trzy­nast­ka niby też nie jest ide­al­na, ale dużo rze­czy przy­cho­dzi­ło jej z łatwo­ścią, a błę­dy uda­wa­ło się szyb­ko napra­wić. Co z kolei spra­wia­ło, że bar­dzo czę­sto przy­wo­dzi­ła mi ona na myśl Mary Sue – a to nie jest dobre skojarzenie.

Doctor Who - Trzynastka po Regeneracji

Pamiętam, jak dużym szokiem było dla mnie to, że Dziesiąty Doktor po Regeneracji przegrał pojedynek ze swoim pierwszym przeciwnikiem i stracił dłoń. Co prawda ostatecznie wszystko dobrze się skończyło, bo zadziałały supermoce Władców Czasu, ale zanim to nastąpiło – byłam tym jednorękim Doktorem mocno zaskoczona.

Brakowało mi podobnych zwrotów akcji w przypadku Trzynastki. Bo czy nie byłoby ciekawiej, gdyby w pierwszym odcinku nowej Doktor na przykład nie udało się przeskoczyć z jednego dźwigu na drugi?

źródło zdjęcia: BBC

Mogła­bym jed­nak przy­mknąć oko na wszyst­kie wyżej wspo­mnia­ne błę­dy. I uwierz­cie mi – napraw­dę sta­ra­łam się to zro­bić, bo bar­dzo chcia­łam, by Trzy­nast­ka zosta­ła moim nowym, ulu­bio­nym Dok­to­rem. Ale jest cecha, któ­rej Trzy­nast­ka nie posia­da i dopie­ro teraz, kie­dy jej zabra­kło, zro­zu­mia­łam jak bar­dzo jest ona istotna.

Cho­dzi o to, że każ­dy wcze­śniej­szy Dok­tor (z New Who), za na pozór pogod­nym uspo­so­bie­niem skry­wał bar­dziej ponu­rą natu­rę. Kie­dy się uśmie­chał – w jego oczach dało się dostrzec smu­tek, choć posia­dał towa­rzy­szy – cią­gle czuł się samot­ny, a pomi­mo tego, że sta­rał się poma­gać innym – potra­fił być nie­zwy­kle okrut­ny. Wła­śnie ta dwo­istość cha­rak­te­ru Dok­to­ra czy­ni­ła go posta­cią tak inte­re­su­ją­cą. I jed­no­cze­śnie to było coś, co poma­ga­ło mi się z tą posta­cią utoż­sa­miać, bo ja też mam smut­ki i sła­bo­ści, z któ­ry­mi zma­gam się nie­mal każ­de­go dnia.

Trzy­nast­ka tej „ciem­nej stro­ny mocy” nie posia­da. Ona po pro­stu jest weso­ła i dobra – nie musi wal­czyć z samą sobą, by to osią­gnąć. I myślę, że wła­śnie ten brak roz­te­rek spra­wił, że zupeł­nie Trzy­nast­ki nie pokochałam.

Noworoczne postanowienie poprawy

Twór­cy jede­na­stej serii Dok­to­ra Who zerwa­li z dotych­cza­so­wą tra­dy­cją i zamiast spe­cjal­ne­go odcin­ka świą­tecz­ne­go, zaser­wo­wa­li nam odci­nek nowo­rocz­ny. Jak wypa­da on na tle wcze­śniej­szych epi­zo­dów? Nie będę ukry­wać: odnio­słam wra­że­nie, że Chris Chib­nall przed stwo­rze­niem Reso­lu­tion wsiadł do TAR­DIS, prze­niósł się do przy­szło­ści, prze­czy­tał tego Dyr­dy­ma­ła, a potem popra­wił kil­ka rze­czy, któ­re nie przy­pa­dły mi do gustu. ︎;)

Doctor Who - TARDIS i Dalek

Chibnall postanowił nie iść na łatwiznę; nie grał na sentymencie widzów i przez cały sezon nie pokazywał przeciwników Doktora, którzy pojawili się we wcześniejszych seriach. Wyjątkiem od tej reguły był odcinek noworoczny. I to była bardzo trafna decyzja.

źródło zdjęcia: BBC

Przede wszyst­kim NARESZ­CIE mogłam nie­co lepiej przyj­rzeć się wnę­trzu TAR­DIS. I poza­chwy­cać jego pięk­nem. ︎:)

Gra­ham jak zawsze był cudow­ny, Yaz zno­wu oka­za­ła się total­nie zby­tecz­na, nato­miast pew­ne kwe­stie doty­czą­ce Ryana zosta­ły roz­wi­nię­te i wyja­śnio­ne. Nie­ste­ty chło­pak cały czas tyl­ko mówił, że ma pro­ble­my z koor­dy­na­cją rucho­wą i dalej zupeł­nie tego po nim nie było widać. A Dok­tor? W tym przy­pad­ku sytu­acja też była bez zmian – czy­li choć poczy­na­nia Trzy­nast­ki śle­dzi­ło mi się przy­jem­nie, to jed­no­cze­śnie nie wywo­ła­ły one u mnie szyb­sze­go bicia Serca.

Bar­dzo podo­ba­ła mi się para arche­olo­gów – epi­zo­dycz­nych boha­te­rów tego odcinka.

No i dosta­li­śmy pierw­sze­go, za pano­wa­nia Chib­nal­la, Dale­ka! Ten pre­zen­to­wał się napraw­dę spo­ko. Szko­da tyl­ko, że pod­czas osta­tecz­nej kon­fron­ta­cji Dok­tor i spół­ka tak szyb­ko się z nim roz­pra­wi­li (z Dra­tew­ką nie poszło­by im tak łatwo!).

Doctor Who - Dalek

Podobała mi się analogia polegająca na tym, że Dalek wykuł swój pancerz podobnie, jak Doktor Śrubokręt Soniczny w pierwszym odcinku.

źródło zdjęcia: BBC

Koniec koń­ców Reso­lu­tion oka­zał się bar­dzo dobrym epi­zo­dem. Choć jed­no­cze­śnie, jak na odci­nek spe­cjal­ny, nie było w nim nicze­go szcze­gól­nie nie­zwy­kłe­go. Ani przez moment nie odczu­łam, że oto oglą­dam wiel­ki finał. Ani tym bar­dziej – że na następ­ny sezon będę musia­ła cze­kać ponad rok. Ot, to był po pro­stu kolej­ny odci­nek, któ­ry rów­nie dobrze mógł­by się poja­wić gdzieś w środ­ku serii.

Powiew świeżości, bez rewolucji

Z całe­go Ser­ca, chcia­łam być nową serią zachwy­co­na. Chcia­łam z entu­zja­zmem, w każ­dym aka­pi­cie napi­sać „to było dobre, a tam­to było jesz­cze lep­sze!”. Chcia­łam, by Trzy­nast­ka zde­tro­ni­zo­wa­ła Ten­nan­ta i sta­ła się moim ulu­bio­nym Dok­to­rem. Nie­ste­ty – nic z tego.

Jede­na­sty sezon zachwy­cał fabu­łą poszcze­gól­nych odcin­ków i ich reali­za­cją, ale Chib­nal­lo­wi zupeł­nie nie uda­ło się wykre­ować cie­ka­we­go Dok­to­ra i jego towa­rzy­szy (poza Gra­ha­mem). A to jest pod­sta­wa, bo widzo­wie potra­fią przy­mknąć oko na miał­ki sce­na­riusz, kie­dy kocha­ją boha­te­rów, nato­miast nawet naj­bar­dziej inte­re­su­ją­ca histo­ria będzie im obo­jęt­na, jeśli nie będą mie­li komu kibicować.


Smu­ci mnie jesz­cze jed­no. Zanim roz­po­czął się nowy sezon liczy­łam na to, iż oka­że się on na tyle dobry, że będzie go moż­na pole­cić oso­bom nie zna­ją­cym Dok­to­ra. Tym­cza­sem, choć jede­na­sta seria nie jest zła, to jed­no­cze­śnie nie ma w niej nicze­go pory­wa­ją­ce­go. I cze­goś, co spra­wi­ło­by, że zarów­no w seria­lu, jak i Dok­to­rze, czło­wiek by się zako­chał. Dużo lepiej pod tym wzglę­dem wypa­da­ły pierw­sze odcin­ki poprzed­nie­go sezo­nu, gdzie żaden z towa­rzy­szy Dok­to­ra nie wyda­wał się zby­tecz­ny, a sam Wład­ca Cza­su, był posta­cią nie tyl­ko dzi­wacz­ną, ale przede wszyst­kim – intrygującą.

Rów­nie przy­kre jest to, że teo­re­tycz­nie nowa odsło­na Dok­to­ra Who była rewo­lu­cyj­na pod wzglę­dem dywer­sy­fi­ka­cji boha­te­rów, ale w prak­ty­ce oka­za­ło się, iż naj­cie­kaw­szym pasa­że­rem TAR­DIS cały czas był bia­ły mężczyzna.


Jed­nak żeby nie koń­czyć tego Dyr­dy­ma­ła pesy­mi­stycz­nie – widać, że Doctor Who odbił się od dna. I jeśli Chris Chib­nall wysnu­je z tego sezo­nu odpo­wied­nie wnio­ski – ist­nie­ją spo­re szan­se na to, że następ­na seria będzie napraw­dę udana.

Na co – jak zawsze – z całe­go Ser­ca liczę.


UWA­GA, waż­ne ogłoszenie!

Zało­ży­łam gru­pę na Face­bo­oku. Będę tam teraz wrzu­cać te „głu­pot­ki”, któ­re do tej pory lądo­wa­ły na fan­pa­ge. Przy czym nie chcę być jedy­ną oso­bą udo­stęp­nia­ją­cą tam tre­ści. Marzy mi się, by gru­pa sta­ła się faj­ną spo­łecz­no­ścią, w któ­rej nie będzie­cie bali się dys­ku­to­wać na prze­róż­ne tema­ty (nie tyl­ko takie zwią­za­ne z fil­ma­mi i seria­la­mi ︎;) i z chę­cią będzie­cie dzie­lić się lin­ka­mi do faj­nych rze­czy z internetu.

Dla­te­go jeśli pra­gnie­cie dołą­czyć do tej spo­łecz­no­ści i pomóc w jej budo­wa­niu – ser­decz­nie zapra­szam was do gro­na Hoł­ko­ła­ków. ︎:)

źró­dło zdję­cia ilu­stru­ją­ce­go wpis: BBC

Wpis pocho­dzi z poprzed­niej wer­sji blo­ga. Został zre­da­go­wa­ny i nie­znacz­nie zmodyfikowany.

Ory­gi­nal­ny tekst możesz prze­czy­tać tutaj.