Niedawno świat oszalał na punkcie aplikacji FaceApp, która pozwala w bardzo realistyczny sposób postarzać zdjęcia naszych twarzy. Postanowiłam pójść za modą i także przetestować ten program. Z tym, że w odróżnieniu od innych nie eksperymentowałam na sobie. Zamiast tego postarzyłam zdjęcia aktorów zrobione kilka dekad temu i porównałam je z tym, jak naprawdę na wybranych celebrytów zadziałał upływ czasu.
A na tym moje eksperymenty się nie skończyły! Nie zdradzę jednak teraz, na czym polegały dalsze testy – tego dowiecie się czytając Dyrdymała.
Idealne postarzanie
Zacznę od tego, że jestem pod gigantycznym wrażeniem tego, jak z postarzaniem radzi sobie FaceApp. Inne, mniej zaawansowane aplikacje tego typu, po prostu nakładają na zdjęcie maskę ze zmarszczkami. Algorytmy FaceApp są mądrzejsze – potrafią rozpoznać poszczególne elementy twarzy, a także płeć osoby, która jest na zdjęciu. Potem na podstawie tych danych między innymi wydłużają uszy i nos (bo te – moi drodzy – rosną nam przez całe życie!), zmieniają kształt twarzy (z wiekiem skóra robi się przecież bardziej obwisła) i nie tylko posiwiają włosy, ale także – panom dodają większe zakola lub łysinę.
Końcowy efekt jest na tyle realistyczny, że wygenerowane zdjęcia przeskakują przez Dolinę niesamowitości (czyli angielską Uncanny valley). Co jednocześnie jest czymś imponującym i mocno niepokojącym.
Aktorzy i upływ czasu
Zdaję sobie sprawę z tego, że wybrany przeze mnie sposób testowania nie jest do końca miarodajny, bo aktorzy oszukują jak mogą, by dłużej zachować młody wygląd. Ale jak rozumiecie, w przypadku takich osób łatwo było zdobyć materiał badawczy – czyli ich zdjęcia (zarówno te współczesne, jak i z dawnych lat).
Dodatkowymi kryteriami było natomiast to, że a) zdjęcia musiały pochodzić z serwisu IMDb (niestety zasoby Wikipedii nie są aż tak bogate), b) być w dość dobrej rozdzielczości, c) fotografie tego samego aktora w różnym wieku musiały pokazywać go w podobny sposób.
Uff, to skoro formalności mamy już za sobą, przejdźmy do rzeczy. Oto zestawienie zdjęcia młodego aktora, tej samej fotografii postarzonej przez FaceApp i prawdziwe zdjęcie aktora w starszym wieku (na każdą fotografię można kliknąć, by ją powiększyć).
Jak widzicie, czas obszedł się z naszymi obiektami testowymi znacznie łaskawiej, niż aplikacja. Powtórzę jeszcze raz – wiem, że aktorzy starzeją się wolniej od „zwykłych śmiertelników”. Ale nawet, jeśli weźmie się to pod uwagę – wydaje mi się, że FaceApp postarza ludzi w sposób dość ekstremalny. Wszak lepsze warunki bytowe oraz zdrowy tryb życia sprawiają, że obecnie coraz więcej osób dłużej zachowuje młody wygląd (i „przy okazji” także zdrowie).
A odwrotnie?
FaceApp potrafi nie tylko postarzać, ale też odmładzać. Sprawdźmy więc, na tych samych aktorach, jak działa ta opcja.
Tu drobna uwaga: FaceApp oferuje dwa filtry odmładzające. Wybrałam ten, który – jak się zdaje – jest bardziej zaawansowany i wykorzystuje działanie sztucznej inteligencji, a nie tylko mechanizm rozmazywania zmarszczek.
Niestety w tym miejscu nie będzie Fichtnera, bo FaceApp odmówił przerobienia jego zdjęcia (i może to nawet dobrze?). Zamiast niego, mam dla was kogoś innego:
Jak widzicie, komputerowe odejmowanie lat nie jest już takie proste, jak ich dodawanie, a końcowe efekty mogą być – delikatnie mówiąc – dziwne. Przy czym – choć mogę w tym miejscu tylko gdybać – wydaje mi się, że nie jest temu winna wadliwie działająca sztuczna inteligencja, tylko mechanizmy „fotoszopowania”. Jeśli bawiliście się kiedyś w obróbkę fotografii, prawdopodobnie zauważyliście, że dodawanie czegoś do zdjęcia jest dużo prostsze, niż usuwanie. I wszystko wskazuje na to, że w przypadku FaceApp jest podobnie. To znaczy: programowi łatwiej jest dorysować zmarszczki i rozciągnąć pewne elementy twarzy tak, by skóra wydawała się bardziej obwisła. Działanie w drugą stronę nie jest już takie proste, co świetnie widać chociażby na przykładzie brody biednego Laurence Fishburna.
Ciekawe jest natomiast to, że odmładzanie dużo lepiej wychodzi w przypadku kobiet. Ale to może dlatego, że aplikacja ma wtedy do czynienia z płcią piękną, co ułatwia jej zadanie. ︎;)
I wracając jeszcze do Michaela Douglasa. Na obronę FaceAppa muszę napisać, że pierwsze zdjęcie było dość kiepskiej rozdzielczości i dlatego końcowy efekt wyszedł tak komicznie. Przy czym wspomnianego aktora wybrałam nie bez powodu – na jego przykładzie możemy bowiem zobaczyć, jak wygląda profesjonalne odmładzanie cyfrowe, które zastosowano w filmie Ant-Man.
W tym miejscu warto zaznaczyć, że skuteczność filmowej, cyfrowej kuracji odmładzającej, w dużej mierze zależy od tego, jaką ilością danych nakarmimy sztuczną inteligencję. Odmłodzenie Michaela Douglasa wyszło tak dobrze głównie dzięki temu, że program odmładzający dysponował dużą ilością nagrań i zdjęć aktora z jego prawdziwej młodości. Natomiast w przypadku aktorów, którzy w przeszłości nie mieli tak bogatej filmografii, końcowy efekt póki co nie wygląda już tak dobrze. Czego najlepszym przykładem jest, odmłodzony na potrzeby ekranizacji innego komiksu Marvela, Clark Gregg.
Nie ma się z czego śmiać!
Postarzanie osób na zdjęciach na szczęście chyba nigdy nie będzie czymś więcej, niż tylko formą zabawy. W przypadku odmładzania, sprawa nie jest już taka prosta. Bo o ile mechanizm ten można wykorzystać w dobrych celach – tak, jak na przykład w filmach Marvela – to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by przy jego pomocy na przykład fałszować historię. I choć wiem, że podobne manipulacje nie są niczym nowym, to niepokojące jest to, że można je wykonywać z coraz większą łatwością.
Ale jest coś, co martwi mnie znacznie bardziej. Bo na postarzaniu i odmładzaniu możliwości FaceAppa się nie kończą. I jest wśród nich mechanizm, który choć znów – wygląda niewinnie – może narobić sporo zamieszania, jeśli zostanie wykorzystany w niegodziwy sposób.
Spójrzcie bowiem na to zestawienie:
Z ciekawości zrobiłam na grupie Hołkołaków na Facebooku test. Pokazałam drugie i trzecie zdjęcie Tennanta (to drugie bez loga FaceApp), i zapytałam, które z nich zostało zmodyfikowane (bez podpowiadania, na czym ta modyfikacja polegała). I choć wynik eksperymentu znów nie jest miarodajny, bo wzięło w nim udział zaledwie pięć osób, to prawie połowa respondentów (czytaj: dwie na pięć osób) niewłaściwie wskazała, która fotografia została przerobiona.
Widzicie, na czym polega problem? Skoro fałszywy uśmiech Tennanta można pomylić z prawdziwym, to nic nie stoi na przeszkodzie, by zmienić wyraz twarzy jakiegoś polityka i na przykład dokleić mu uśmiech na fotografii z poważnej uroczystości żałobnej. Kilka kliknięć, parę sekund czekania i fake-news gotowy!
Niebezpieczne zacieranie granicy
Manipulowanie tym, co zostało uwiecznione na zdjęciu nie jest niczym nowym. Ba, to proceder niemal tak stary, jak sama fotografia! Rzecz w tym, że do tej pory wymagało to sporego nakładu pracy oraz umiejętności, a końcowy efekt i tak nie zawsze wyglądał stuprocentowo realistycznie. Teraz to samo można osiągnąć po paru stuknięciach w ekran telefonu, a zmiany naniesione przez algorytmy stają się coraz trudniejsze do zauważenia. A będzie jeszcze gorzej, bo technologia ta dopiero raczkuje i cały czas dynamicznie się rozwija!
Wniosek jest prosty: musimy zacząć weryfikować prawdziwość fotografii (zwłaszcza tych, które mogą budzić kontrowersje), podobnie jak to robimy w przypadku znalezionych w internecie informacji.
Na szczęście póki co algorytmy komputerowe nie są w stanie całkowicie nas oszukać i jeśli będziemy wiedzieli, gdzie patrzeć – możemy na oko ocenić, czy zdjęcie jest prawdziwe. Tutaj możecie poczytać więcej na ten temat (a tu jest tekst źródłowy, po angielsku). Co prawda obydwa artykuły traktują o fotografiach w całości wygenerowanych komputerowo, ale podobne artefakty zawierają także prawdziwe zdjęcia, które zostały zmodyfikowane. Natomiast kiedy już zapoznacie się z teorią, polecam wam sprawdzić ją w praktyce, na tej stronie.
Niestety zdaję sobie sprawę z tego, że – podobnie, jak ma to miejsce w przypadku zwykłych informacji – większość internautów kliknie w „podaj dalej” bez wcześniejszego zweryfikowania, co pokazują fotografie. I nie będę hipokrytką – ja też nie sprawdzam wszystkich newsów i nie przyglądam się uważnie każdemu zdjęciu, które udostępniam w sieci. A skoro ja tego nie robię, to tym bardziej nie podejmie się tego osoba, która nawet nie wie, że takie możliwości manipulacji istnieją.
Nie chcę jednak, by końcowe przesłanie tego Dyrdymała brzmiało pesymistycznie. Pamiętajcie, że technologia to tylko narzędzie – może być wykorzystywana zarówno w dobrych, jak i złych celach, a od nas zależy, czy będziemy potrafili mądrze z niej korzystać. I kto wie, może pewnego dnia, kiedy w końcu zaczniemy wyglądać, jak nasze postarzone selfiki z FaceAppa, z rozbawieniem będziemy wspominać czasy, kiedy przerażały nas algorytmy fotoszopujące zdjęcia.
I już zupełnie na koniec, na poprawę humoru:
źródło zdjęcia ilustrującego wpis: FaceApp w Google Play
Wpis pochodzi z poprzedniej wersji bloga. Został zredagowany i nieznacznie zmodyfikowany.
Oryginalny tekst możesz przeczytać tutaj.