Harry Potter: Wizards Unite

Jakiś czas temu świat osza­lał na punk­cie łapa­nia Pokémo­nów, nato­miast tego lata ser­ca fanów mobil­nych gier „cho­dzo­nych” sta­ra się skraść Har­ry Pot­ter. A ponie­waż pogo­da zachę­ca do spa­ce­rów posta­no­wi­łam pójść za modą i spraw­dzić jak pre­zen­tu­je się w Wizards Uni­te oraz kil­ka innych pro­duk­cji tego typu.

W poszukiwaniu Znajdziek

Zacznij­my od głów­ne­go boha­te­ra dzi­siej­sze­go wpi­su, czy­li gry Har­ry Pot­ter: Wizards Uni­te. Apli­ka­cję stwo­rzy­ła fir­ma Nian­tic, któ­ra wcze­śniej dała nam słyn­ne Pokémon GO. Co ste­ty bądź nie­ste­ty spra­wia, że Wizards Uni­te jest bar­dzo podob­ne do tej wcze­śniej­szej produkcji.

Mecha­ni­ka łapania

W grze jeste­śmy cza­ro­dzie­jem, pra­cow­ni­kiem Mini­ster­stwa Magii, któ­re­go zada­niem jest znaj­do­wa­nie Znaj­dziek, czy­li przed­mio­tów, magicz­nych stwor­ków i ludzi, któ­rzy w wyni­ku dzia­ła­nia pew­ne­go zaklę­cia znik­nę­li z miejsc, w któ­rych nor­mal­nie powin­ni prze­by­wać. Żeby zła­pać Znajdź­kę musi­my moż­li­wie jak naj­szyb­ciej i jak naj­do­kład­niej mach­nąć magicz­ną różdż­ką, czy­li nary­so­wać znaj­du­ją­cy się na ekra­nie tele­fo­nu wzór. Na takiej samej zasa­dzie wal­czy­my z magicz­ny­mi stwo­ra­mi, któ­re rów­nież może­my cza­sem spo­tkać na naszej drodze.

Sam pomysł na to, by rzu­cać zaklę­cia poprzez ryso­wa­nie ich na ekra­nie jest cał­kiem faj­ny. Pro­blem pole­ga na tym, że nie mamy żad­ne­go wpły­wu na to, jaki czar zosta­nie w danym momen­cie uży­ty. A to odbie­ra grze spo­ro fraj­dy, bo prze­cież w byciu cza­ro­dzie­jem nie powin­no cho­dzić o to, by bier­nie odtwa­rzać kształt sym­bo­lu, któ­ry pod­rzu­ci nam tele­fon. I taki nie wyma­ga­ją­cy myśle­nia mecha­nizm spra­wia, że cza­ro­wa­nie szyb­ko sta­je się mało emocjonujące.

Dodat­ko­wą wadą tego roz­wią­za­nia jest to, że apli­ka­cja wybie­ra zaklę­cia loso­wo. Co pro­wa­dzi cza­sem do sytu­acji, w któ­rej przy teo­re­tycz­nie łatwej do zła­pa­nia Znajdź­ce musi­my zakre­ślić mega skom­pli­ko­wa­ny sym­bol, a przy Znajdź­ce trud­nej – coś banal­nie prostego.

Wizards Unite - rzucanie zaklęć

Myślę, że Hermiona by się załamała, gdyby odkryła, że Mugole sprowadzili rzucanie zaklęć do bezmyślnego mazania palcem po ekranie telefonu.

Jed­na z róż­nic pomię­dzy Pokémon GOWizards Uni­te pole­ga na tym, że w tej pierw­szej grze widzie­li­śmy na mapie, na jakie­go Pokémo­na może­my zapo­lo­wać, nato­miast ta dru­ga poka­zu­je nam tyl­ko typ Znajdź­ki, bez zdra­dza­nia, o któ­rą dokład­nie Znajdź­kę cho­dzi. Mam co do tego roz­wią­za­nia mie­sza­ne uczu­cia. Z jed­nej stro­ny jest ono spo­ko, bo nie musi­my się fru­stro­wać, że aku­rat teraz, kie­dy jeste­śmy na waż­nym zebra­niu i nie może­my wyjść na spa­cer, w naszej oko­li­cy, ale poza naszym zasię­giem, poja­wi­ła się Znajdź­ka, jakiej jesz­cze nie zła­pa­li­śmy. Z dru­giej nato­miast – ponie­waż nigdy nie wie­my, co się nam tra­fi, może się oka­zać, że po raz pią­ty z rzę­du będzie­my łapać tą samą Znajdź­kę. Co z resz­tą gene­ru­je kolej­ny pro­blem, o któ­rym napi­szę za chwilę.

Na podob­nej zasa­dzie dwo­ja­ko moż­na oce­niać zasięg pola widze­nia nasze­go cza­ro­dzie­ja. Jest ono dość ogra­ni­czo­ne, dzię­ki cze­mu znów – nie musi­my się mar­twić, że kilo­metr od nas wła­śnie poja­wi­ło się coś faj­ne­go. Ale gdy­by­śmy wie­dzie­li, że kilo­metr od nas poja­wi­ło się coś faj­ne­go, to może wyszli­by­śmy na spa­cer, by to coś zdobyć?


Uzu­peł­nia­nie energii

Rzu­ce­nie każ­de­go zaklę­cia zuży­wa naszą magicz­ną moc, któ­rą może­my uzu­peł­nić popi­ja­jąc w gospo­dach her­bat­ki (z prądem?).

I tu poja­wia się chy­ba naj­więk­sza wada gry. Gospo­dy znaj­du­ją się bowiem w dokład­nie tych samych miej­scach, co punk­ty łado­wa­nia z Pokémon GO. To ozna­cza, że jeśli miesz­ka­cie w cen­trum mia­sta, jakiejś atrak­cyj­nej tury­stycz­nie oko­li­cy lub po pro­stu – gospo­da znaj­du­je się pod waszym domem, to będzie się wam gra­ło dużo łatwiej, niż oso­bom, któ­re podob­ne­go szczę­ścia nie mają.

Wizards Unite - point of interest

Wasza okolica w Wizards Unite raczej nie będzie tak bogato wypełniona point of interest, jak na filmiku promującym grę.

Pro­sty przy­kład: pra­cu­ję w cen­trum mia­sta i tam bez wsta­wa­nia z krze­sła jestem w zasię­gu dwóch gospód (nie mów­cie o tym moje­mu sze­fo­wi!). Nato­miast na przed­mie­ściach – gdzie miesz­kam – do naj­bliż­szej gospo­dy mam jakiś kilo­metr. Do inne­go spe­cjal­ne­go punk­tu w grze, jakim jest szklar­nia, też kilo­metr – tyle, że w prze­ciw­ną stronę.

Wizards Unite – screenshot

Tak, w Wizards Unite prezentuje się moja okolica. Rzut ekranu wykonałam przed wyczyszczeniem mapy ze wszystkich artefaktów. I podchodziłam do jego zrobienia kilka razy, bo chciałam, by znajdował się na nim przynajmniej jeden fant.

Rozu­miem, że za przy­pi­sy­wa­niem tak zwa­nych point of inte­rest do kon­kret­nych, znaj­du­ją­cych się w „praw­dzi­wym” świe­cie miejsc, stoi idea, by zachę­cić gra­czy do zwie­dza­nia i odkry­wa­nia oko­li­cy. Rzecz w tym, że to powo­du­je strasz­ną geo-dys­kry­mi­na­cję, czy­li sytu­ację, w któ­rej poziom trud­no­ści gry w dużej mie­rze zale­ży od nasze­go poło­że­nia geo­gra­ficz­ne­go. A prze­cież żad­na for­ma dys­kry­mi­na­cji nie jest faj­na i nie powin­na ona mieć miej­sca zwłasz­cza w pro­mu­ją­cym pozy­tyw­ne war­to­ści świe­cie Harry'ego Pottera.


Koniecz­ność chodzenia

Tak, jak napi­sa­łam wcze­śniej, w grach takich, jak Wizards Uni­te cho­dzi głów­nie o to, byśmy wyszli na spa­cer. I wędru­je­my nie tyl­ko po to, by odnaj­dy­wać Znajdź­ki i inne arte­fak­ty, ale też by „wycho­dzić” Świ­sto­kli­ki, któ­re zapew­nia­ją nam dostęp do dodat­ko­wych gadże­tów. Czy­li, inny­mi sło­wy – aby uru­cho­mić Świ­sto­klik, musi­my wcze­śniej przejść odpo­wied­ni dystans.

Pro­blem w tym, że żeby nasza wędrów­ka się liczy­ła, apli­ka­cja musi być cały czas włą­czo­na. Opcja „wrzu­cam tele­fon do ple­ca­ka i idę na wyciecz­kę” cał­ko­wi­cie odpa­da, bo jeśli zro­bi­my coś takie­go, to po odblo­ko­wa­niu tele­fo­nu nasz wir­tu­al­ny cza­ro­dziej po pro­stu tele­por­tu­je się z miej­sca w któ­rym byli­śmy przed wyłą­cze­niem ekra­nu, do tego w któ­rym jeste­śmy teraz, a prze­by­ty dystans nie zosta­nie policzony.

O ile kil­ka lat temu, w cza­sach Pokémon GO taki mecha­nizm moż­na było jesz­cze jakoś uspra­wie­dli­wić, tak obec­nie, kie­dy coraz wię­cej osób ma na rękach opa­ski fit, a w tele­fo­nach apli­ka­cje, któ­re non-stop auto­ma­tycz­nie liczą nasze kro­ki i prze­by­ty dystans, napraw­dę głu­pie jest to, że Wizards Uni­te nie potra­fi dzia­łać w tle lub korzy­stać z danych ze wspo­mnia­nych urzą­dzeń i programów.


Inna spra­wa, że ludzie to leni­we bestie i już w cza­sach Pokémon GO zaczę­li kom­bi­no­wać i zamiast wędro­wać, wole­li w ramach gry uży­wać bar­dziej zmo­to­ry­zo­wa­nych spo­so­bów prze­miesz­cza­nia się. Dla­te­go fir­ma Nian­tic wpro­wa­dzi­ła ogra­ni­cze­nie – jeśli poru­sza­my się za szyb­ko, Wizards Uni­te stwier­dza, że jedzie­my samo­cho­dem i „wycha­dza­nie” Świ­sto­kli­ków prze­sta­je dzia­łać. W czym leży pro­blem? W tym, że mecha­nizm ten jest bar­dzo wyczu­lo­ny. Do tego stop­nia, że za poru­sza­nie się samo­cho­dem apli­ka­cja uzna­je nawet… powol­ną jaz­dę na deskorolce.


Poje­dyn­ki z inny­mi graczami

Nie­ste­ty nie mia­łam moż­li­wo­ści spraw­dze­nia, jak dzia­ła ten mecha­nizm. Dla­cze­go? Z pro­ste­go powo­du – żeby wziąć udział w poje­dyn­ku, trze­ba zna­leźć się w pobli­żu spe­cjal­ne­go point of inte­rest. A ja byłam zbyt leni­wa, by udać się pod naj­bliż­szy super­mar­ket, gdzie taki punkt się znaj­do­wał (kilo­metr w inną stro­nę, niż gospo­da lub szklar­nia) i testo­wać tą opcję. Nie wspo­mi­na­jąc już o tym, że nie wie­dzia­łam, czy będę się poje­dyn­ko­wać z gra­czem z dru­gie­go koń­ca świa­ta, czy też z oso­bą, któ­ra będzie ster­czeć pod tym samym super­mar­ke­tem, co ja. I jak rozu­mie­cie tro­chę się bałam, że w grę może wcho­dzić ta dru­ga opcja.


Cza­so­chłon­ność

Cie­ka­wym mecha­ni­zmem Wizards Uni­te jest roz­sze­rzo­na rze­czy­wi­stość, któ­ra nakła­da ele­men­ty gry na świat wokół nas. Rzecz w tym, że taki bajer bawi przez pięć minut, a potem naj­praw­do­po­dob­niej go wyłą­czy­cie, bo nie­po­trzeb­nie prze­dłu­ża on roz­gryw­kę. W koń­cu im szyb­ciej upo­ra­cie się z każ­dą Znajdź­ką, tym wię­cej uda się wam ich zła­pać na poje­dyn­czym spacerze.

Wizards Unite - rozszerzona rzeczywistość

Powiedzmy sobie szczerze: ludzie bawiący się rozszerzoną rzeczywistością w miejscach publicznych dla postronnych obserwatorów będą wyglądać i zachowywać się bardzo głupio.

Pro­blem w tym, że choć może­my wyłą­czyć roz­sze­rzo­ną rze­czy­wi­stość, to nie da się tego same­go zro­bić z ani­ma­cja­mi poka­zu­ją­cy­mi łapa­nie Znaj­dźek. A te nie dość, że trwa­ją dłu­go, to na doda­tek – jeśli widzi­my je któ­ryś raz z rzę­du (bo tak, jak pisa­łam – Znajdź­ki lubią się powta­rzać) – robią się bar­dzo irytujące.


Pod­su­mo­wa­nie

Tro­chę tu poma­ru­dzi­łam, ale muszę przy­znać, że Har­ry Pot­ter: Wizards Uni­te pre­zen­tu­je się napraw­dę ład­nie i gra się w nie­go cał­kiem przy­jem­nie. Przy­naj­mniej na począt­ku, bo gra nie­ste­ty dość szyb­ko mi się znu­dzi­ła. Z tym, że ja nie jestem fan­ką świa­ta wykre­owa­ne­go przez J.K. Row­ling (to zna­czy nie twier­dzę, że go nie lubię – po pro­stu jest mi on obo­jęt­ny) – i może miło­śni­cy Harry'ego Pot­te­ra będą bawić się w Wizards Uni­te lepiej, niż ja. Choć z dru­giej stro­ny – jeśli wcze­śniej iry­to­wa­ło was Pokémon GO, to nowa gra stu­dia Nian­tic raczej nie przy­pad­nie wam do gustu.


W skró­cie:

rado­cha z gry: począt­ko­wo duża, ale z cza­sem maleje

trud­ność uzu­peł­nia­nia ener­gii: zale­ży od miej­sca, w któ­rym przebywamy

zasięg posta­ci: mały

zróż­ni­co­wa­nie roz­gryw­ki: małe

sza­no­wa­nie cza­su gra­cza: małe

koniecz­ność spa­ce­ro­wa­nia: duża
(tej kwe­stii nie pod­da­ję oce­nie, bo dla jed­nych koniecz­ność spa­ce­ro­wa­nia będzie plu­sem, a dla innych – minusem)


zale­ty: świat Harry'ego Pot­te­ra, ład­na rze­czy­wi­stość roz­sze­rzo­na, moż­li­wość pobra­nia więk­szo­ści ele­men­tów gry do pamię­ci tele­fo­nu (co zna­czą­co zmniej­sza zuży­cie danych mobil­nych), pol­ska wer­sja językowa

wady: brak wpły­wu na rzu­ca­ne zaklę­cia, geo-dys­kry­mi­na­cja, brak moż­li­wo­ści wcze­śniej­sze­go spraw­dze­nia typu Znajdź­ki, duża wraż­li­wość na wykry­wa­nie jaz­dy samo­cho­dem, dłu­gie i powta­rza­ją­ce się animacje

Lepiej być magiem, niż czarodziejem

Moje narze­ka­nie na Wizards Uni­te w dużej mie­rze wyni­ka z tego, że wiem, iż mecha­ni­ka gry mogła­by być lep­sza. Jaka? Cho­ciaż­by taka, jak w powsta­łej ponad rok przed Wizards Uni­te – pro­duk­cji Maguss.

Zanim przej­dzie­my dalej: drob­na, ale istot­na uwa­ga. W Maguss dość moc­no zagry­wa­łam się zeszłe­go lata, jed­nak potem zro­bi­łam sobie prze­rwę. Teraz, na potrze­by tego Dyr­dy­ma­ła zain­sta­lo­wa­łam apli­ka­cję na nowo, ale prze­kli­ka­łam ją dość pobież­nie. Dla­te­go w opi­sie gry mogą poja­wić się pew­ne nie­ści­sło­ści, któ­re wyni­ka­ją zarów­no z mojej kiep­skiej pamię­ci, jak i tego, że przez ostat­ni rok w apli­ka­cji mogły zajść zmia­ny, któ­rych nie zauważyłam.

Mecha­ni­ka

Ogól­ne zało­że­nia gry Maguss są nie­mal takie same, jak w Wizards Uni­te: roz­wi­ja­my swo­je umie­jęt­no­ści, wal­czy­my z prze­ciw­ni­ka­mi, zbie­ra­my ziół­ka, waży­my elik­si­ry. Zasad­ni­cza róż­ni­ca pole­ga na tym, że Maguss jest bar­dziej interaktywny.

Zamiast kolek­cjo­no­wa­nia Znaj­dziek, toczy­my magicz­ne poje­dyn­ki z napo­tka­ny­mi na mapie stwo­ra­mi. Podob­nie, jak w Wizards Uni­te, zaklę­cia rzu­ca­my poprzez nary­so­wa­nie odpo­wied­nie­go sym­bo­lu na ekra­nie tele­fo­nu. Ale to my wybie­ra­my, z jakim zaklę­ciem będą powią­za­ne poszcze­gól­ne gesty. I co naj­waż­niej­sze – sami decy­du­je­my jaki czar w danym momen­cie rzu­cić. A odpo­wied­nia tak­ty­ka ma tu duże zna­cze­nie, bo każ­dy stwór ina­czej reagu­je na poszcze­gól­ne zaklę­cia i sam posłu­gu­je się innym typem cza­rów. Nato­miast same zaklę­cia nie tyl­ko mają róż­no­ra­kie dzia­ła­nie, ale też zuży­wa­ją inną ilość naszej ener­gii – trze­ba więc rzu­cać je w prze­my­śla­ny spo­sób. To z kolei powo­du­je, że magicz­ne potycz­ki w Magus­sie są znacz­nie bar­dziej anga­żu­ją­ce i emo­cjo­nu­ją­ce od tych w Wizards Uni­te.

Maguss - pojedynek ze stworem

Jeśli zależy ci na tym, by samemu decydować, jakie zaklęcia rzucasz – Maguss jest grą dla ciebie!

Uzu­peł­nia­nie energii

W Maguss zamiast magicz­nej mocy (któ­ra uzu­peł­nia się auto­ma­tycz­nie), musi­my dbać o nasz poziom punk­tów życia. A ten da się pod­re­pe­ro­wać magicz­ny­mi elik­si­ra­mi, któ­re z kolei może­my przy­rzą­dzić ze zna­le­zio­nych zió­łek i innych skład­ni­ków. Gra nie sto­su­je geo-dys­kry­mi­na­cji, dzię­ki cze­mu wszę­dzie szan­se na natknię­cie się na potrzeb­ne skład­ni­ki są takie same.

Maguss - mapa

Filmik promującym Maguss dość mocno oszukuje pokazując, jak w grze wygląda rozszerzona rzeczywistość, ale nie kłamie, jeśli chodzi o bogatą zawartość mapy.

War­to wspo­mnieć też o pew­nym drob­nym, ale cie­ka­wym roz­wią­za­niu. W Wizards Uni­te po pro­stu kli­ka­my w przy­cisk „stwórz elik­sir”. W Magus­sie przed roz­po­czę­ciem pich­ce­nia elik­si­ru gra­my w mini-grę, któ­rej wynik decy­du­je o tym, jak sil­ny będzie przy­go­to­wa­ny przez nas wywar. Więc znów – nie jeste­śmy tu bier­ny­mi kli­ka­cza­mi i mamy wpływ na rozgrywkę!

Maguss - eliksir

Co ciekawe, na filmie promującym Wizards Unite też pokazano, że przy ważeniu eliksirów będzie się grało w mini grę, ale w rzeczywistości aplikacja nie posiadała takiej opcji (albo ja byłam na zbyt niskim poziomie, by z niej korzystać).

Koniecz­ność chodzenia

Gra nie wyma­ga od nas „wycha­dza­nia” arte­fak­tów. Na mapie umiesz­czo­ne są nato­miast ukry­te skrzy­nie ze skar­ba­mi. Radar poka­zu­je jedy­nie czy do takie­go skar­bu się zbli­ża­my, czy też się od nie­go odda­la­my. I dopie­ro kie­dy znaj­dzie­my się w jego pobli­żu – zosta­je nam dokład­niej poka­za­ne jego położenie.

Maguss – screenshot

Żeby nie być gołosłowną – tak wygląda moja okolica w Maguss. Jest tu znacznie więcej do zrobienia, niż w Wizards Unite, czyż nie?

Bar­dzo faj­ną rze­czą jest to, że stwo­ry w grze nie sto­ją nie­ru­cho­mo w jed­nym miej­scu i cały czas się prze­miesz­cza­ją. To spra­wia, że mogą one nie tyl­ko nam uciec lub się do nas zbli­żyć, ale też – podejść i nas zaatakować!

Poza tym stan­dar­do­wo – im wię­cej cho­dzi­my, tym więk­sze mamy szan­se na zna­le­zie­nie zió­łek lub natknię­cie się na stwo­ry, z któ­ry­mi może­my walczyć.


Poje­dyn­ki z inny­mi graczami

Spra­wa jest pro­sta: nie musi­my ster­czeć pod żad­nym super­mar­ke­tem. Po pro­stu w dowol­nym miej­scu na Zie­mi kli­ka­my w przy­cisk i gra odnaj­du­je inne­go gra­cza, z któ­rym może­my walczyć.

Sama potycz­ka wyglą­da nato­miast dokład­nie tak samo, jak w przy­pad­ku wal­cze­nia ze stwo­ra­mi. Z jed­ną róż­ni­cą: nie wie­my, jakim zesta­wem cza­rów ope­ru­je nasz przeciwnik.


Cza­so­chłon­ność

Ani­ma­cje w Maguss są bar­dzo oszczęd­ne. Dużym plu­sem jest to, że pod­czas poje­dyn­ków może­my je zupeł­nie pomi­nąć i tym samym zna­czą­co przy­śpie­szyć prze­bieg rozgrywki.

Nie­co pro­ble­ma­tycz­ne są nato­miast rekla­my. To zna­czy – nie są one nachal­ne i nie wyska­ku­ją bez pyta­nia. Po pro­stu gra w wie­lu miej­scach daje nam moż­li­wość zwięk­sze­nia wygra­nej, po obej­rze­niu rekla­my. W żad­nym wypad­ku nie musi­my tego robić, ale poku­sa jest duża. Z tym, że – no wła­śnie – takie rekla­my bar­dzo spo­wal­nia­ją roz­gryw­kę (każ­dy klip trwa pół minuty).

Nie­mniej, ze wszyst­kich prze­te­sto­wa­nych prze­ze mnie na potrze­by tego Dyr­dy­ma­ła gier – Maguss naj­bar­dziej sza­nu­je czas swo­ich graczy.

Maguss - reklamy

Nikt nie każe nam wyświetlać reklam w grze, ale skoro możemy na tym skorzystać, to raczej zgodzimy się na ich oglądanie.

Pod­su­mo­wa­nie

Maguss jest tym, czym mogło­by być Wizards Uni­te, gdy­by twór­cy gry z uni­wer­sum Harry'ego Pot­te­ra nie zro­bi­li magicz­ne­go klo­na Pokémon GO. Jeśli więc poszu­ku­je­cie apli­ka­cji, któ­ra będzie od was wyma­gać nie tyl­ko cho­dze­nia, ale tak­że tak­tycz­ne­go myśle­nia – podej­rze­wam, że Maguss przy­pad­nie wam do gustu.


W skró­cie:

rado­cha z gry: począt­ko­wo gra jest dość trud­na i może fru­stro­wać, ale szyb­ko wciąga

trud­ność uzu­peł­nia­nia ener­gii: śred­nia (trze­ba się nacho­dzić, by zna­leźć skład­ni­ki eliksirów)

zasięg posta­ci: śred­ni (ale moż­na go zwięk­szyć eliksirem)

zróż­ni­co­wa­nie roz­gryw­ki: duże

sza­no­wa­nie cza­su gra­cza: duże

koniecz­ność spa­ce­ro­wa­nia: śred­nia


zale­ty: cie­ka­wa mecha­ni­ka cza­ro­wa­nia, kli­ma­tycz­na opra­wa gra­ficz­na, moż­li­wość prze­wi­ja­nia animacji

wady: poziom trud­no­ści, rekla­my, to nie jest Har­ry Potter

Kanapowy łowca dinozaurów

Trze­cią grą, któ­rą prze­te­sto­wa­łam jest Juras­sic World Ali­ve. Pro­duk­cja mia­ła swo­ją pre­mie­rę jakiś rok temu, ale nie się­gnę­łam po nią wte­dy, bo stwier­dzi­łam, że na pew­no będzie to kolej­ne Pokémon GO. Oka­za­ło się, że byłam w gigan­tycz­nym błę­dzie, bo Juras­sic World ma zupeł­nie inną mecha­ni­kę i ze wszyst­kich, prze­te­sto­wa­nych prze­ze mnie gier „cho­dzo­nych”, naj­bar­dziej przy­padł mi do gustu.

Mecha­ni­ka łapania

W Juras­sic World Ali­ve uga­nia­my się nie tyl­ko za dino­zau­ra­mi, ale też inny­mi, pre­hi­sto­rycz­ny­mi stwo­rze­nia­mi. Sam mecha­nizm „łapa­nia” jest pro­sty: kie­ru­je­my dro­nem, któ­ry strze­la rzut­ka­mi, któ­re z kolei pobie­ra­ją DNA zwie­rza­ków (na zdro­wy rozum jest to tro­chę nie­lo­gicz­ne, ale mniej­sza o to). Pod­czas takie­go „polo­wa­nia” musi­my tra­fiać wyzna­czo­ne punk­ty na cie­le stwor­ka. A im cel­niej­szy strzał, tym wię­cej DNA uda­je się nam zdobyć.

Jurassic World Alive - widok z drona

Strzelanie do dinozaurów z drona wbrew pozorom wcale nie jest proste!

źródło grafiki: Jurassic World™ Alive | DPG Announcement

Haczyk pole­ga na tym, że zwie­rza­ki nie sto­ją w miej­scu, tyl­ko przed nami ucie­ka­ją (i nie robią tego w linii pro­stej!). A im wię­cej razy zosta­ną ustrze­lo­ne, tym szyb­ciej zaczy­na­ją zwie­wać. Mało tego – każ­de stwo­rze­nie ma inny spo­sób poru­sza­nia się: jed­ne będą ocię­ża­le czła­pać, inne pod­ska­ki­wać, a jesz­cze inne – latać. To powo­du­je z kolei, że każ­de polo­wa­nie jest nie­po­wta­rzal­ne i nie ma tu mowy o rutynie.


Uzu­peł­nia­nie energii

W grze mamy trzy typy zaso­bów: amu­ni­cję do dro­na, mone­ty do ulep­sza­nia dino­zau­rów i bank­no­ty, któ­re może­my wyko­rzy­stać mię­dzy inny­mi do doku­pie­nia pierw­szych dwóch zaso­bów. Wszyst­kie z tych przed­mio­tów może­my zna­leźć w spe­cjal­nych skrzyn­kach, któ­rych zawar­tość jest loso­wa i uzu­peł­nia się co kwadrans.

Część takich skrzy­nek ma sta­łą loka­li­za­cję, inne – zmie­nia­ją poło­że­nie co jeden, dwa dni. Gra nie sto­su­je geo-dys­kry­mi­na­cji i co wię­cej – skrzyn­ki są roz­sia­ne po świe­cie na tyle gęsto, że nie­mal wszę­dzie będzie­my w zasię­gu przy­naj­mniej kil­ku z nich. Dzię­ki temu raczej nie znaj­dzie­my się w sytu­acji, w któ­rej skoń­czy się nam amu­ni­cja do dro­na i albo za nowe nabo­je będzie­my musie­li zapła­cić praw­dzi­wy­mi pie­niędz­mi, albo przejść kil­ka kilo­me­trów do naj­bliż­sze­go punk­tu ładowania.

Jurassic World Alive – screenshot

Po raz trzeci: moja okolica. Nowe dinozaury pojawiają się na mapie mniej więcej co kwadrans, dzięki czemu w grze prawie zawsze jest coś ciekawego do zrobienia.

Koniecz­ność chodzenia

Dino­zau­ry może­my łapać w pro­mie­niu 150 metrów od nas, co spra­wia, że ze wszyst­kich wymie­nio­nych prze­ze mnie gier – w Juras­sic World Ali­ve zasięg nasze­go dzia­ła­nia jest naj­więk­szy. Ale jest w tym jeden haczyk. Wir­tu­al­ny dron, któ­rym ste­ru­je­my, jest zasi­la­ny na bate­rie. To spra­wia, że im dalej od nas znaj­du­je się dino­zaur, tym mniej bate­rii (i tym samym cza­su) mamy, by do nie­go postrze­lać. Co z kolei powo­du­je, że nie­kie­dy war­to przejść się te sto-pięć­dzie­siąt metrów, by zna­leźć się bli­żej dino­zau­ra i tym samym zwięk­szyć szan­se na zdo­by­cie więk­szej ilo­ści jego DNA.

Jurassic World Alive - map

W Jurassic World Alive zasięg naszego działania wynosi 150 metrów, ale najlepszy wynik osiągniemy, gdy będziemy maksymalnie 30 metrów od celu.

źródło grafiki: Jurassic World™ Alive | DPG Announcement

Na podob­nej zasa­dzie dzia­ła­ją skrzyn­ki z amu­ni­cją i pie­niędz­mi. Im bli­żej do nich podej­dzie­my, tym znaj­dzie­my w nich wię­cej fantów.

Gra ofe­ru­je nam tak­że dość duże pole widze­nia (na oko wyno­si ono oko­ło pół kilo­me­tra). A prze­cież nic nie moty­wu­je do spon­ta­nicz­ne­go spa­ce­ru bar­dziej, niż wypa­trze­nie na hory­zon­cie war­te­go upo­lo­wa­nia dinozaura!


Poje­dyn­ki z inny­mi graczami

DNA zdo­by­te pod­czas polo­wań słu­ży do tego by two­rzyć dino­zau­ry, a potem awan­so­wać je na wyż­sze pozio­my. Co wię­cej może­my łączyć ze sobą DNA róż­nych gatun­ków i two­rzyć dino­zau­ry-hybry­dy. A po co to wszyst­ko? Po to, by potem wysta­wiać nasze dino­zau­ry do poje­dyn­ków. Takie potycz­ki – z kom­pu­te­rem lub inny­mi gra­cza­mi – są głów­nym i zara­zem naj­cie­kaw­szym, ele­men­tem gry. I o ile z wir­tu­al­nym prze­ciw­ni­kiem może­my mie­rzyć się tyl­ko przy spe­cjal­nych punk­tach na mapie, tak w przy­pad­ku poty­czek z inny­mi gra­cza­mi – nasze poło­że­nie geo­gra­ficz­ne nie ma znaczenia.

Zasa­dy poje­dyn­ków są pro­ste. Wybie­ra­my osiem dino­zau­rów, któ­re będą naszą „eki­pą ude­rze­nio­wą”. Potem z tej gru­py są loso­wa­ne czte­ry, któ­re wezmą udział w wal­ce. Wygry­wa ten gracz (lub kom­pu­ter), kto pierw­szy poko­na trzy dino­zau­ry przeciwnika.

Rzecz w tym, że każ­dy dino­zaur posia­da inne cechy oraz zestaw umie­jęt­no­ści. Jed­ne będą poru­sza­ły się szyb­ciej, dzię­ki cze­mu będą mia­ły pierw­szeń­stwo w wyko­na­niu ruchu, inne będą powol­ne, ale moc­no opan­ce­rzo­ne, a jesz­cze inne – będą mia­ły dużą siłę ata­ku, ale małą wytrzy­ma­łość. Nie­któ­re potra­fią spo­wol­nić prze­ciw­ni­ka, inne umie­ją wytwo­rzyć wokół sie­bie pole ochron­ne, a jesz­cze inne – odgry­zą się, gdy zosta­ną zaatakowane.

Poznajcie Kurczaka oraz Jamniczka (i nie pytajcie mnie, jakie są oficjalne nazwy tych stworów), czyli moje dwa ulubione dinozaury-hybrydowe. Może nie wyglądają imponująco, ale pierwszy jest zwinny i jednym kłapnięciem dzioba potrafi powalić tyranozaura, a drugi ma ostre zęby i gruby pancerz, więc lepiej z nim nie zadzierać!

Mecha­ni­ka poje­dyn­ków spra­wia, że tro­chę przy­po­mi­na­ją one mini par­tyj­ki sza­cho­we. Musi­my nie tyl­ko mądrze wyko­rzy­stać dino­zau­ry, któ­re mamy do dys­po­zy­cji, ale też prze­wi­dzieć, jaki ruch wyko­na nasz prze­ciw­nik i go uprze­dzić. Co z kolei spra­wia, że udział w pra­wie każ­dej potycz­ce jest moc­no emocjonujący.

Napi­sa­łam „pra­wie”, bo gra nie zawsze radzi sobie z odpo­wied­nim paro­wa­niem gra­czy do takich poje­dyn­ków. I dość czę­sto zda­rza się, że nasz prze­ciw­nik ma dino­zau­ry o tyle lep­sze od naszych, że nie mamy abso­lut­nie żad­nych szans, by go poko­nać. I gdy­by takie sytu­acje były spo­ra­dycz­ne, moż­na by na nie przy­mknąć oko. Nie­ste­ty sama czę­sto tra­fiam na takich źle dobra­nych prze­ciw­ni­ków nawet kil­ka razy pod rząd. Co – jak się pew­nie domy­śla­cie – jest moc­no frustrujące.

Choć, żeby być fair, muszę nad­mie­nić, że zda­rza­ją się też sytu­acje odwrot­ne, czy­li takie, w któ­rych to ja poko­nu­ję prze­ciw­ni­ka przy uży­ciu jed­ne­go dino­zau­ra. Co z jed­nej stro­ny cie­szy, ale z dru­giej – naj­lep­sze są takie potycz­ki, w któ­rych gra­cze mają tak samo moc­ne dino­zau­ry i wygry­wa ten, któ­ry jest lep­szym strategiem.

Jurassic World Alive – pojedynek

Pojedynki z innymi graczami są najciekawszym elementem gry. Pod warunkiem, że trafimy na sprawiedliwie dobranego przeciwnika.

Wróć­my jed­nak do zalet Juras­sic World Ali­ve. Dużym plu­sem jest tu to, że (w odróż­nie­niu od wcze­śniej opi­sy­wa­nych gier), zdro­wie naszych dino­zau­rów restar­tu­je się po każ­dej potycz­ce. Nie musi­my więc mar­twić się o to, że jeśli któ­ryś z naszych zwie­rza­ków obe­rwie, to potem będzie potrze­bo­wał cza­su na rekon­wa­le­scen­cję. Jedy­ne, co tra­ci­my w wyni­ku prze­gra­nej, to (poza dumą i hono­rem ︎;) punk­ty w ran­kin­gu gra­czy. Co wbrew pozo­rom może być dość bole­sne, bo im wyżej w tym ran­kin­gu jeste­śmy, tym lep­sze nagro­dy otrzy­mu­je­my za zwy­cię­stwa w pojedynkach.


Cza­so­chłon­ność

W nie­któ­rych momen­tach gry poja­wia­ją się trwa­ją­ce kil­ka sekund ani­ma­cje. Na szczę­ście są one krót­kie i pasu­ją do kli­ma­tu gry, dzię­ki cze­mu zupeł­nie nie prze­szka­dza­ją. Choć nie ukry­wam, że cza­sem chcia­ło­by się je przewinąć.

Dużo więk­szy, wręcz gigan­tycz­ny pro­blem leży w cze­ka­niu na roz­po­czę­cie poje­dyn­ku z innym gra­czem. Cho­dzi o to, że potycz­ka nie roz­pocz­nie się, dopó­ki are­na do poje­dyn­ków nie zała­du­je się zarów­no tobie, jak i two­je­mu prze­ciw­ni­ko­wi. A to może nastą­pić już po kil­ku sekun­dach albo prze­cią­gnąć się nawet do dwóch minut. Rzecz w tym, że kie­dy już jeste­śmy w try­bie cze­ka­nia, to nie może­my anu­lo­wać bitwy. Ba – zre­star­to­wa­nie apli­ka­cji tak­że nie zała­twi spra­wy, bo po ponow­nym uru­cho­mie­niu gra wró­ci do try­bu cze­ka­nia. Co jest o tyle głu­pie, że zwy­kle, jeśli are­na do poje­dyn­ków nie zała­du­je się w prze­cią­gu pół minu­ty, to nie ma szans, by zasko­czy­ła póź­niej. Pomi­mo tego trze­ba odcze­kać te dwie minu­ty – tyl­ko po to, by na koń­cu zoba­czyć komu­ni­kat, że poje­dy­nek się nie odbę­dzie. A to jest napraw­dę wkurzające.

Jurassic World Alive – czekanie na pojedynek

Największym mankamentem Jurassic World Alive jest ten komunikat.

Pod­su­mo­wa­nie

Ze wszyst­kich opi­sa­nych prze­ze mnie gier, Juras­sic World Ali­ve jest pro­duk­cją naj­bar­dziej stra­te­gicz­ną. Tu liczy się nie tyl­ko to, jak roze­gra­my poje­dyn­cze bitwy, ale tak­że dłu­go­fa­lo­we pla­no­wa­nie oraz zarzą­dza­nie zaso­ba­mi jakim jest DNA dino­zau­rów oraz mone­ty na ich awan­so­wa­nie. Mi taka mecha­ni­ka gry przy­pa­dła do gustu, ale zda­ję sobie spra­wę, że może ona nie prze­ma­wiać do wszystkich.


W skró­cie:

rado­cha z gry: ogól­nie duża, ale poje­dyn­ko­wa­nie się z dużo sil­niej­szy­mi gra­cza­mi może demotywować

trud­ność uzu­peł­nia­nia ener­gii: mała

zasięg posta­ci: duży

zróż­ni­co­wa­nie roz­gryw­ki: duże

sza­no­wa­nie cza­su gra­cza: śred­nie

koniecz­ność spa­ce­ro­wa­nia: mała


zale­ty: mecha­ni­ka polo­wa­nia na dino­zau­ry, zasa­dy poje­dyn­ków z inny­mi gra­cza­mi, dinozaury!

wady: nie­spra­wie­dli­wy dobór prze­ciw­ni­ków do poje­dyn­ków, koniecz­ność cze­ka­nia na zała­do­wa­nie poje­dyn­ku, na póź­niej­szych eta­pach gry ulep­sza­nie dino­zau­rów robi się trud­ne, co może frustrować

Słowiańskie stwory omijaj z daleka

Na potrze­by tego Dyr­dy­ma­ła prze­te­sto­wa­łam jesz­cze jed­ną grę: pol­ską pro­duk­cję Sla­vic Mon­sters. Apli­ka­cja mia­ła swo­ją pre­mie­rę mniej wię­cej w tym samym cza­sie co Pokémon GO. Twór­cy zazna­cza­li jed­nak, że pro­gram znaj­du­je się dopie­ro we wcze­snej fazie testo­wej i wie­le jego ele­men­tów nie będzie dzia­łać. Z cie­ka­wo­ści przez krót­ki czas bawi­łam się wte­dy tą grą i robi­ła ona cał­kiem nie­złe wra­że­nie oraz dawa­ła nadzie­ję, że jeśli zosta­nie dopra­co­wa­na, sta­nie się god­nym prze­ciw­ni­kiem dla pro­duk­cji stu­dia Niantic.

Slavic Monsters

Na grafikach promocyjnych Slavic Monsters prezentuje się imponująco, ale po zainstalowaniu aplikacji okazuje się, że gra ma niewiele do zaoferowania.

źródło grafiki: Fanpage Slavic Monsters

Teraz wró­ci­łam do świa­ta Sla­vic Mon­sters zacie­ka­wio­na, jak przez kil­ka lat mojej nie­obec­no­ści roz­wi­nął się ten pro­jekt. I z żalem odkry­łam, że pra­wie wca­le. Co jest nie tyl­ko przy­kre (bo jed­nak to rodzi­ma pro­duk­cja, więc moc­no jej kibi­cu­ję), ale też dość zaska­ku­ją­ce, bo co i rusz sły­szę, że twór­cy gry zyska­li rzą­do­we lub unij­ne fun­du­sze na roz­wój pro­jek­tu, tym­cza­sem tych pie­nię­dzy zupeł­nie w grze nie widać.

Ze wzglę­du na powyż­sze, tej apli­ka­cji nie będę ana­li­zo­wać. Zgła­szam jedy­nie, że nie war­to tra­cić na nią cza­su. Przy­naj­mniej na razie, bo cią­gle mam nadzie­ję, że pew­ne­go dnia pro­jekt roz­wi­nie się na tyle, że będzie go moż­na sta­wiać na rów­ni z inny­mi, wspo­mnia­ny­mi tu produkcjami.

Czary czy dinozaury?

Wszyst­kie, opi­sa­ne dzi­siaj pro­duk­cje, zaczę­łam testo­wać pod koniec czerw­ca. I bar­dzo szyb­ko odkry­łam, jaki jest mój naj­więk­szy pro­blem z gra­mi „cho­dzo­ny­mi”. Otóż wcze­śniej czy póź­niej docho­dzi się w nich do ścia­ny, pole­ga­ją­cej na tym, że trze­ba wyjść z domu i pozbie­rać fan­ty, bo ina­czej dal­sze gra­nie sta­je się niemożliwe.

Pro­ble­mem nie jest dla mnie samo spa­ce­ro­wa­nie. Po pro­stu nie lubię wędró­wek, pod­czas któ­rych nie­ustan­nie muszę wpa­try­wać się w tele­fon. A tak­że nie­wia­do­mych na zasa­dzie „może jak będziesz tak łazić, to coś znaj­dziesz, a może nie”. I tym bar­dziej nie podo­ba mi się sytu­acja, w któ­rej apli­ka­cja wymu­sza na minie jakieś zacho­wa­nie (nawet takie, któ­re mia­ło­by wpły­nąć na polep­sze­nie moje­go zdrowia).

Te trzy rze­czy spra­wi­ły, że rok temu porzu­ci­łam gra­nie w Magus­sa i teraz rów­nie szyb­ko prze­sta­ło mnie ono bawić. Podob­nie spra­wa ma się z Har­rym Pot­te­remPokémon GO. I tyl­ko Juras­sic World Ali­ve oka­zał się być pro­duk­cją, któ­ra nie posia­da powyż­szych mankamentów.

Inny­mi sło­wy, po ponad mie­sią­cu testów dałam sobie spo­kój z gra­niem w Wizards Uni­te oraz Magus­sa, nato­miast codzien­nie odpa­lam Juras­sic World Ali­ve i póki co ta pro­duk­cja jesz­cze mi się nie znudziła.


Zda­ję sobie jed­nak spra­wę z tego, że każ­dy ma inne pre­fe­ren­cje. I celem tego Dyr­dy­ma­ła nie jest wska­za­nie naj­lep­szej gry „cho­dzo­nej”, tyl­ko poka­za­nie wam, że takie pro­duk­cje ist­nie­ją i war­to same­mu je przetestować.

Bo tak napraw­dę nie ma zna­cze­nia, czy bar­dziej będzie was bawi­ło szu­ka­nie Znaj­dziek, wal­cze­nie z magicz­ny­mi bestia­mi, czy strze­la­nie z dro­na do dino­zau­rów. Liczy się to, któ­ra apli­ka­cja zachę­ci was do wyj­ścia na spacer.

I tak, wiem, że część z was prych­nie teraz, że takie gry „cho­dzo­ne” są głu­pie i nie­po­waż­ne. Że lepiej, zdro­wiej oraz „natu­ral­niej” spa­ce­ru­je się bez tele­fo­nu. Tyl­ko, że – no wła­śnie – jak czę­sto wycho­dzi­cie na taki „praw­dzi­wy” spa­cer? Ja dość rzad­ko, bo bra­ku­je mi do tego chę­ci. Nato­miast odkąd zain­sta­lo­wa­łam Juras­sic World Ali­ve nie­mal codzien­nie przez pół godzi­ny wędru­ję po pobli­skim par­ku i łapię dino­zau­ry. Dla­te­go nie wyda­je mi się, by to roz­wią­za­nie było tak total­nie głupie.

Ale hej – nie słu­chaj­cie mnie – prze­te­stuj­cie gry „cho­dzo­ne” samo­dziel­nie. Nie macie nicze­go do stra­ce­nia, poza – praw­do­po­dob­nie – kil­ko­ma zbęd­ny­mi kilo­gra­ma­mi. ︎;)


PS. Gdy­by­ście chcie­li, mogę w osob­nym Dyr­dy­ma­le podzie­lić się z wami kil­ko­ma dobry­mi rada­mi zwią­za­ny­mi z gra­niem w Juras­sic World Ali­ve. Pro­szę, daj­cie znać w komen­ta­rzu, czy byli­by­ście zain­te­re­so­wa­ni takim wpisem!

źró­dło zdję­cia ilu­stru­ją­ce­go wpis: Fan­pa­ge Wizards Uni­te, o ile nie zosta­ło stwier­dzo­ne ina­czej, pozo­sta­łe, pozio­me gra­fi­ki są kadra­mi z fil­mów, któ­re poja­wia­ją się we wpi­sie i doty­czą oma­wia­nej w danym momen­cie gry (ze wzglę­dów este­tycz­nych część kadrów zosta­ła nie­znacz­nie zmo­dy­fi­ko­wa­na), nato­miast pio­no­we ilu­stra­cje to wyko­na­ne prze­ze mnie rzu­ty ekra­nu z tych­że aplikacji

Wpis pocho­dzi z poprzed­niej wer­sji blo­ga. Został zre­da­go­wa­ny i nie­znacz­nie zmodyfikowany.

Ory­gi­nal­ny tekst możesz prze­czy­tać tutaj.