Podobno gdzieś, na drugim końcu świata, każdy z nas ma swojego sobowtóra. Ja prawdopodobnie też, choć do tej pory nigdy go (lub prędzej: jej) nie spotkałam.
W dzisiejszym Dyrdymale opowiem wam o nieco innym rodzaju mojego „klona”. I choć dla wielu Kowalskich oraz Nowaków opisana przeze mnie sytuacja nie będzie niczym niezwykłym, to dla mnie to zjawisko jest bardzo fascynujące.
Wiem, że jest ich kilka, ale traktuję je wszystkie jako jedną osobę – tą drugą Joannę Hoły.
Jej istnienie odkryłam w czasie studiów. Pewnego wieczoru, razem z przyjaciółkami dyskutowałyśmy przy piwie o prywatności w sieci. Stwierdziłam wtedy z dumą, że nie mam konta na Facebooku, bo nie chcę oddawać moich danych Zuckerbergowi. Na to jedna z przyjaciółek odparła ze zdziwieniem:
– Ale jak to, przecież masz tam założony profil. Nawet dodałam cię do znajomych, a ty zaakceptowałaś zaproszenie!
Wtedy potraktowałam to jako zabawne zrządzenie losu i ciekawostkę.
Dziwniej zrobiło się kilka lat później, kiedy ktoś nieznajomy przysłał mi na maila skan „mojego” dowodu osobistego.

Zaskakujące było nie tylko to, że gdzieś w Polsce żyje Joanna, która ma prawie takie samo nazwisko jak ja i bardzo podobny adres mailowy, ale przede wszystkim to, że urodziła się ona dokładnie tego samego dnia, co ja. Z tym, że dwa lata wcześniej.
A skoro przy e-mailu jesteśmy, to właśnie dzięki niemu od jakiegoś czasu zupełnie niezamierzenie śledzę jej poczynania.
Nie wiem, czy to ona specjalnie podaje mój adres mailowy zamiast swojego, czy też całe zamieszanie wynika z tego, że dziewczyna wszystkie te adresy poprawnie wpisuje w papierowe formularze, a potem ktoś inny przez nieuwagę błędnie wprowadza je do komputera.
W każdym razie: nieustannie otrzymuję wiadomości z hoteli w Pradze, Berlinie, Londynie oraz z innych, czadowych miejsc, z zapytaniem, jak podobał mi się pobyt i czy odwiedzę ich ponownie.
Czasem z powodu tych maili myślę sobie, że ta druga Joanna ma ciekawsze życie ode mnie i trochę jej zazdroszczę.
Ale czasem, odwrotnie – zastanawiam się, czy ona też wie o moim istnieniu, i czy zdarza się jej podziwiać rzeczy, którymi ja chwalę się w internecie.
A może jest też tak, że denerwuje ją to, iż to ja jestem w sieci bardziej aktywna i jako pierwsza wyskakuję w Google? Może wkurza się za każdym razem, kiedy ktoś pyta ją o Dyrdymały, Williama Fichtnera lub Doktora Who. I stwierdza wtedy z nieukrywaną irytacją: „to nie ja, to ta druga Joanna Hoły!”
Czy przeklina mnie, kiedy nie dostanie maila z hotelu, w którym mieszkała, bo ktoś źle przepisał jej adres mailowy z papierowego formularza?
A co, jeśli się pode mnie podszywa? Kto wie, może mówi innym, że to ona pisze Dyrdymały i właśnie dzięki temu dostała pracę, za sprawą której może teraz podróżować po całej Europie?
Choć oczywiście równie prawdopodobne jest też to, że wszystkie te moje gdybania nijak mają się do rzeczywistości.
W każdym razie, teraz już wiecie: nie jestem jedyną Joanną Hoły w internecie. Choć z tego co wiem, póki co na świecie nie ma żadnej innej Hołki. ︎:)
Tak, jak napisałam: nie wiem dokładnie, ile tych innych Joann Hoły i Holy jest. Ale wszystkim im życzę dziś wszystkiego dobrego. A jeśli przypadkiem któraś z was czyta tego Dyrdymała – nie wstydź się i daj znać, że istniejesz! No i nieco wyraźniej zapisuj swój adres mailowy, by wiadomości do ciebie, nie trafiały cały czas na moją skrzynkę pocztową. ︎;)
źródło rzutu ekranu ilustrującego wpis: Facebook
Wpis pochodzi z poprzedniej wersji bloga. Został zredagowany i nieznacznie zmodyfikowany.
Oryginalny tekst możesz przeczytać tutaj.