Dzieli je ponad piętnaście lat różnicy. Jeden jest dobrze sfinansowaną, hollywoodzką produkcją, drugi – niskobudżetowym filmem BBC. W pierwszym wystąpił Harrison Ford, u szczytu swojej kariery, w drugim – David Tennant, który właśnie zawładnął sercami fanów Doktora Who. Jeden w młodości setki razy obejrzałam na kasecie VHS, drugi jako dwudziesto i więcej latka – równie wiele razy na ekranie komputera.
Dwie na pozór różne produkcje, które łączy to, że pokazują życie po urazie mózgu. I które – jak się przekonacie – opowiadają niemal tą samą historię, ale w zupełnie inny sposób.
W dzisiejszym Dyrdymale, po przeciwnych stronach ringu staną Odnaleźć siebie oraz Recovery. A w grę będzie wchodziła nie tyle jakość obydwu filmów, co to, jak na przestrzeni lat zmienił się sposób opowiadania o chorobach mózgu. Nie ma więc mowy o stosowaniu taryfy ulgowej „jak na tamte czasy”. Choć to wcale nie oznacza, że starszy z dzisiejszych zawodników jest z góry skazany na porażkę!
UWAGA! Z racji tego, że obydwie z omawianych produkcji miały premierę wiele lat temu, we wpisie pojawią się, niczym niezasłaniane spoilery.
Runda I: Bohaterowie
Grany przez Harrisona Forda Henry Turner z Odnaleźć siebie, jest stereotypowym, nowojorskim adwokatem. Wiecie, to taki typ, który jest największym asem w swojej firmie prawniczej, nie przejmuje moralnością i wybroni największego łotra, pod warunkiem, że ten dobrze zapłaci. Do tego facet jest niemiłym i autorytatywnym bucem. Co prawda nieco lepiej odnosi się do swojej żony i córki, ale i tak nie zasługuje na tytuł wzorowego męża i ojca. Nie dość, że nie poświęca swojej rodzinie wystarczająco dużej ilości czasu, to na dodatek jest bardzo surowym rodzicem.
O Alanie Hamiltonie z Recovery na początku nie wiemy zbyt wiele. Jest inżynierem zarządzającym firmą budowlaną i wydaje się być miłym gościem. Nieco więcej zdradzają późniejsze retrospekcje, ale i one nie podają wielu konkretnych informacji, raczej sugerują pewne rzeczy. I przykładowo wszystko wskazuje na to, że przed wypadkiem Alan był dobrym mężem i ojcem, choć jego życie nie było idealne i zdarzały się w nim sprzeczki oraz inne problemy.
Kiedy w młodości oglądałam Odnaleźć siebie, przedstawiony w filmie pełen przepychu świat prawników, wydawał mi się fascynujący. To było trochę, jak oglądanie bajki – z tą różnicą, że zamiast księcia z wysokiej wieży, obserwowałam adwokata mieszkającego na najwyższym piętrze wieżowca na Manhattanie. Miejsce akcji było mi zupełnie obce i przez to niezwykłe oraz atrakcyjne.
A potem dorosłam.
W obecnej chwili, wiele lat, filmów i seriali później, świat Henry'ego Turnera wydaje mi się tak kliszowy, że aż kiczowaty. Podobnie bohaterowie Odnaleźć siebie, którzy przez to, że wpisują się w stworzone przez Hollywood archetypy, są dość przewidywalni i papierowi.
Recovery zachwyciło mnie swoją zwyczajnością. Film w fascynujący sposób pokazuje codzienne i na pozór nudne wydarzenia. A Hamiltonowie bez problemu mogliby być moimi sąsiadami lub znajomymi. Ba, kiedy obserwowałam ich losy, nie mogłam przestać myśleć o tym, co by było, gdyby podobny wypadek przydarzył się bliskiej mi osobie. I właśnie ta możliwość odniesienia przedstawionych w filmie wydarzeń do samej siebie sprawiła, że z postaciami z Recovery łatwiej mi się identyfikować, niż z tymi z Odnaleźć siebie.
Rundę I wygrywają: Hamiltonowie z Recovery
Runda II: Wypadek
Gdyby Henry był prawdziwym człowiekiem i nie przeżył tego, co mu się przydarzyło – spokojnie mógłby dostać Nagrodę Darwina. Sprawy miały się bowiem następująco: mężczyzna wyskoczył do sklepu kupić fajki, a kiedy podszedł do kasy okazało się, że właśnie odbywa się przy niej rabunek z bronią w ręku. Nasz pan prawnik, zamiast podnieść ręce do góry i pokornie wykonywać polecenia bandyty, postanowił zgrywać kozaka (Indiana Jonesa?). Zwyzywał złodzieja i stwierdził, że chce kupić papierosy i ma w nosie, że właśnie odbywa się napad (hmm, czyżby przemawiał przez niego głód nikotynowy?).
Jak się pewnie domyślacie – takie zachowanie nie skończyło się dla Henry'ego dobrze. Mężczyzna został postrzelony. I to dwukrotnie.
W tym miejscu Odnaleźć siebie pokazało coś, co do tej pory wygląda nietuzinkowo. Turner nie został postrzelony w sposób, do którego przyzwyczaiły nas amerykańskie filmy sensacyjne. Czyli nie było większych rozbryzgów krwi, a impet wystrzału nie odrzucił bohatera pod ścianę.
Zamiast tego, po tym, jak pada pierwszy strzał, Henry ciągle stoi na nogach, przez ułamek sekundy jest zaskoczony, a potem ogarnia go strach. Wtedy bandyta pociąga za spust po raz drugi. Trafia prawnika w głowę. Ale nasz bohater cały czas trzyma się w pionie, coraz bardziej zdezorientowany i przerażony. A potem, wbrew logice, ale zupełnie w zgodzie z tym, jak mógłby zachowywać się człowiek będący w szoku – odwraca się i wychodzi ze sklepu. Dopiero wtedy traci przytomność i upada.
Scena jest krótka, ale dzięki swojemu realizmowi – cały czas robi wrażenie (i – tak na marginesie – możecie ją zobaczyć TUTAJ). Nie wspominając już o tym, że Harrisonowi Fordowi udało się to wszystko wspaniale zagrać.
Na tym niespodzianki się nie kończą. Okazuje się, postrzał w głowę nie wyrządził Henry'emu większej krzywdy. Groźniejsza okazała się kula, która trafiła go w bark i przebiła aortę, co doprowadziło do niedotlenienia mózgu i w efekcie jego uszkodzenia.
Jeśli chodzi o Recovery, to napiszę bez owijania w bawełnę: scena wypadku jest najmniej realistycznym i przez to najsłabszym elementem filmu. Gdyby Alan na budowie oberwał spadającą z wysokości cegłą albo poza pracą, ot tak, nieszczęśliwie uderzył się w głowę – tego typu rozwiązania byłyby w porządku, bo wpisywałyby się w zwyczajność świata przedstawionego.
Niestety zamiast tego Hamilton wpadł pod ciężarówkę. I zrobił to w najbardziej hmm… horrorowo-niskobudżetowy sposób. Czyli w jednej chwili w kadrze pojawił się samochód i z impetem wjechał w naszego bohatera.
Tak, to było niespodziewane i przez to szokujące, ale właśnie dlatego nie pasowało do klimatu reszty filmu.
Ciężarówka, nie pasowała do Recovery z jeszcze jednego powodu. Ponieważ twórcy filmu postanowili skupić się na niepełnosprawności umysłowej, a nie ruchowej, w wyniku wypadku Alan nie ucierpiał w żaden widoczny, fizyczny sposób. Nie miał ani jednego złamania, zadrapania lub choćby siniaka. Tylko uszkodzenie mózgu. A to można było „wywołać” w sposób mniej spektakularny, niż zderzenie z ciężarówką.
Rundę II wygrywa: postrzelenie Henry'ego z Odnaleźć siebie
Runda III: Śpiączka i żona
W obydwu filmach, na wieść o wypadku głównego bohatera, jego bliscy reagują podobnie: niedowierzanie, rozpacz, pocieszanie się, że na pewno wszystko będzie dobrze. Różnice zaczynają się wtedy, kiedy pokazana nam zostaje rzecz w takich sytuacjach obowiązkowa, czyli żona która siedzi przy szpitalnym łóżku i przemawia do nieprzytomnego męża.
W Odnaleźć siebie wszystko wygląda zupełnie tak, jak w innych scenach tego typu. Czyli Sarah – żona Henry'ego – po prostu mówi do pogrążonego w śpiączce mężczyzny. Spokojnie, z nadzieją w oczach, ale bez większych emocji.
Żona Alana – Tricia (w tej roli genialna Sarah Parish), która na co dzień jest osobą asertywną i wygadaną, czuje się w tej samej sytuacji bardzo zażenowana. Nie wie, co ma mówić. Krępuje ją obecność obcych ludzi w szpitalnej sali. Po chwili trochę się rozluźnia, stara zachowywać tak, jakby toczyła z mężem normalną rozmowę. W pewnej chwili pyta też ze złością: „dlaczego to nie przydarzyło się komuś innemu?”
Tricia stara się być pogodna, ale za każdym razem, kiedy spogląda na swojego męża i widzi, jak ten nieruchomo leży pod aparaturą podtrzymującą życie, rzednie jej mina, a w oczach pojawiają się łzy. Film w tym momencie emocjonuje, bo możemy sobie w łatwy sposób wyobrazić, co sami byśmy czuli, gdybyśmy byli na miejscu kobiety, a zamiast Alana w szpitalnym łóżku leżał ktoś nam bliski.
Rundę III wygrywa: Tricia z Recovery
Runda IV: Wybudzenie ze śpiączki
Po odzyskaniu przytomności Henry niczego nie pamięta, przez co jest mocno skołowany i przestraszony. Początkowo nie może się ruszać i mówić.
W tym momencie Odnaleźć siebie jest wielkim popisem umiejętności Harrisona Forda. Aktor musiał oddać zagubienie oraz uszkodzenie mózgu swojego bohatera, tylko i wyłącznie przy pomocy mimiki. I wyszło mu to naprawdę świetnie. Wzdryga się, błądzi wzrokiem, a kiedy ludzie zadają mu jakieś pytania – widać, że chce na nie odpowiedzieć, ale nie potrafi.
Podoba mi się, że film pokazuje proces rehabilitacji. To, iż Henry początkowo ma problem z tak trywialnymi sprawami, jak odróżnienie kształtu koła od kwadratu. I jak stopniowo odzyskuje władzę nad własnym ciałem oraz umysłem. Albo prędzej – jak na nowo uczył się ich używać.
Henry nie odzyskał jednak sprawności do końca, dzięki czemu Ford cały czas mógł brylować przed kamerą, grając tą postać. Poruszał się w nieskoordynowany sposób, mówił niepewnie, czasem nawet się jąkał, a dodatkowo spoglądał na wszystko wzrokiem przestraszonego szczeniaczka. Naprawdę miło jest oglądać Harrisona w takiej zupełnie innej dla niego roli.
Twórcy Recovery podeszli do tematu uszkodzenia mózgu w nieco inny sposób. Nie skupili się tylko na pokazaniu zachowania Alana, ale też – przy pomocy różnych środków wyrazu – starali oddać co bohater czuje. I tak przykładowo na początku postrzegamy świat tak, jak mężczyzna – obraz jest nieostry i podwójny, a słowa innych ludzi niewyraźne. W innych scenach, twórcy starali się pokazać zdezorientowanie bohatera poprzez chaotyczny montaż. A w jeszcze innych, podobnie jak w Odnaleźć siebie – pozostawili wszystko w rękach Davida Tennanta, który choć zagrał totalnie inaczej, niż Ford – także dał wielki popis swoich umiejętności aktorskich. To wszystko razem sprawia, że Recovery znów odnosi się do na naszej empatii, bo nie tyle obserwujemy człowieka z uszkodzeniem mózgu, co czujemy jego zagubienie.
Co do samego uszkodzenia mózgu, to u Alana objawia się ono zupełnie inaczej, niż u Henry'ego. Po wybudzeniu ze śpiączki mężczyzna nie ma problemów z poruszaniem się i cierpi jedynie na częściową amnezję. Do tego miewa silne wahania nastroju: w jednej chwili porusza się w zwolnionym tempie i spogląda na wszystko pustym, sennym wzrokiem, w następnej doznaje ataku złości, a w kolejnej uspokaja, ale zaczyna zachowywać, jak napalony nastolatek. A potem, w jednej chwili amnezja mija – Hamilton przypomina sobie, kim jest i rozpoznaje swoją żonę. Przy czym – jak przekonujemy się w dalszej części filmu – to wcale nie oznacza, że mężczyzna wyzdrowiał.
Recovery pokazuje uszkodzenie mózgu Alana także na dwa proste, ale bardzo sugestywne sposoby. Po pierwsze widzimy, jak mężczyzna wykonuje trywialne, codzienne czynności, w niewłaściwej kolejności. Przykładowo pod prysznicem najpierw na sucho używa mydła, potem wyciera się ręcznikiem, a na końcu odkręca wodę. Drugą rzeczą jest to, jak bohater mówił. Polega to na tym, że czasami wypowiada serię podobnie brzmiących słów, szukając w ten sposób tego, którego w danym momencie chce użyć.
Jak widzicie, w tym miejscu obydwa filmy, choć przedstawiają problem zupełnie inaczej – robią to znakomicie.
Runda IV: REMIS
Runda V: Powrót do domu
Po tym, jak Henry wybudził się ze śpiączki, żona postanowiła wysłać go do sanatorium na rehabilitację. Mężczyzna spędził tam kilka miesięcy (postrzelono go przed Bożym Narodzeniem, a kiedy opuszczał klinikę, było lato). Przez ten czas Sarah z córką prawdopodobnie nie odwiedziły go ani razu. Dlaczego? Nie wiadomo. Rozumiem, że żona Henry'ego nie chciała, by córka widziała go w złym stanie. Ale czemu ona sama nie zaglądała czasem do męża? Nie potrafię tego wyjaśnić, zwłaszcza, że wcześniej kobieta zdawała się co chwilę odwiedzać nieprzytomnego małżonka w szpitalu.
To z kolei doprowadziło do tego, że Henry nie chciał wracać do domu. Nie pamiętał swojego wcześniejszego życia, znał jedynie klinikę, pielęgniarzy oraz innych pensjonariuszy. Żona, córka oraz penthouse w Nowym Jorku, wydawały mu się obce i przez to przerażające.
Nie wiem, co myśleć o tym rozwiązaniu fabularnym. Czy jest to niedociągnięcie ze strony twórców filmu, coś co wymyślili tylko i wyłącznie dla podniesienia dramatyzmu? A może ich intencje były dobre i chcieli zwrócić widzom uwagę na to, że powinni odwiedzać swoich bliskich, jeśli ci przebywają w podobnych ośrodkach.
Wróćmy do fabuły. Henry wraca do domu i wszyscy w jego otoczeniu zachowują się tak, jakby mężczyzna nigdy nie został postrzelony. Zdają się nie dostrzegać, że bohater się zmienił. Co gorsza – traktują Henry'ego przedmiotowo, nie pytają o jego zdanie lub uczucia. I kiedy Turner zgłasza, że coś mu się nie podoba, stwierdzają: „nie wygłupiaj się, przecież zawsze to lubiłeś”. Rozumiem, że w ten sposób twórcy Odnaleźć siebie chcieli podkreślić wyalienowanie bohatera. Tyle, że z tego powodu, w tej części filmu, rodzina mężczyzny wydała mi się pozbawiona empatii i niesympatyczna.
Cała ta niezręczna sytuacja szybko jednak mija, z czasem Henry odnajduje się we własnym domu i co więcej – okazuje być wspaniałym mężem i ojcem. Bardzo optymistyczna wizja, chyba dość typowa dla filmów z lat dziewięćdziesiątych. Ale niestety zupełnie nie przemawiająca do mnie w dzisiejszych czasach. Zwłaszcza po obejrzeniu Recovery.
Można się zastanawiać, czy gdyby Tricia dysponowała takim budżetem, jak Sarah, to też wysłałaby swojego męża na rehabilitację do luksusowego sanatorium. Podejrzewam jednak, że nawet, gdyby tak się stało, nie zostawiłaby go tam całkowicie samego.
Podczas oglądania Recovery nie ma się wątpliwości, że Tricia naprawdę kocha i troszczy się o swojego męża. Bierze czynny udział w jego rehabilitacji, pokazuje rodzinne zdjęcia, by Alan szybciej odzyskał pamięć i pilnuje, by mężczyzna wykonywał zlecone mu przez lekarzy ćwiczenia. W odróżnieniu od Sarah, Tricia nie udaje, że uraz mózgu nie zmienił jej męża, cały czas ma jednak nadzieję, że te zmiany są tymczasowe i dzięki rehabilitacji Alan „wyzdrowieje”, z powrotem stanie się dokładnie takim samym człowiekiem, jakim był przed wypadkiem.
Kobieta popełnia co prawda jeden błąd – nie zapisuje Alana na specjalne zajęcia grupowe. Robi to jednak z bardzo ludzkiego i przejmującego powodu. Widok dziwnie zachowujących się uczestników terapii ją przeraża, a ona nie potrafi zaakceptować, że jej mąż pod pewnymi względami jest do nich podobny.
Przejdźmy do Alana. Ten nie wzbrania się przed powrotem do domu, wręcz się do tego garnie. W jego przypadku największy problem polega na tym, że mężczyzna nie dostrzega, iż po wypadku, jego zachowanie się zmieniło. Buntuje się przy wykonywaniu – jego zdaniem – niepotrzebnych ćwiczeń. Denerwuje, że bliscy nawet na chwilę nie spuszczają go z oka. I przede wszystkim wkurza, że członkowie rodziny traktują go, jak pięciolatka.
W odróżnieniu od Odnaleźć siebie, w Recovery sytuacja z czasem nie ulega poprawie, tylko pogorszeniu. Żona i synowie Alana powoli tracą nie tylko siły i cierpliwość do zajmowania się mężczyzną, ale przede wszystkim nadzieję, że jego zachowanie kiedykolwiek wróci do normy. Stan Hamiltona także się pogarsza, bo jest on coraz bardziej sfrustrowany tym, w jaki sposób traktują i postrzegają go inni. Do tego film kilkoma scenami pokazuje, jak ciężko jest mieszkać z osobą, która uległa uszkodzeniu mózgu. Alan miewa silne wahania nastrojów – bez powodu potrafi wpaść w przerażającą furię, a po chwili rozpłakać, jak małe dziecko. Ma też problemy z koncentracją i pamięcią krótkotrwałą, co w najlepszym wypadku prowadzi do tego, że zapomina założyć spodni, a w najgorszym, że wywołuje w domu pożar.
Choroba Alana z każdym dniem coraz bardziej niszczy jego rodzinę. Destrukcji ulegają nie tylko relacje mężczyzny z jego żoną i synami – konflikty pojawiają się także na linii Tricia – dzieci. Obserwowanie tego rozpadu jest naprawdę przejmujące i przerażające – znów, głównie za sprawą tego, że zaczynamy myśleć „a co by było, gdyby” i w roli Hamiltona wyobrażamy sobie członka naszej rodziny.
Rundę V wygrywa: dramatyzm i realizm w Recovery
Runda VI: Dzieci
Bohaterowie obydwu produkcji są rodzicami. Dzięki temu każdy z filmów pokazuje, jak chorobę kogoś bliskiego odbierają i przeżywają młodzi ludzie.
Nie wiem, jak bardzo przyczynił się do tego scenariusz, reżyseria oraz gra aktorska, ale w Odnaleźć siebie córka Henry'ego – mniej więcej dwunastoletnia Rachel – jest postacią o wiele ciekawszą od swojej matki. Z jednej strony dziewczynka jest w ujmująco, dziecięcy sposób życzliwa, z drugiej – zdaje się być postacią niezwykle dorosłą i często zachowuje w sposób tak stoicki, że aż surowy.
Bardzo prawdziwe jest to, że choć Henry nie był dobrym ojcem, Rachel bezwarunkowo go kocha i przejmuje zarówno jego wypadkiem, jak i później tym, iż w wyniku amnezji, tata jej nie pamięta.
To dzięki córce Henry odważa się opuścić sanatorium i wrócić do domu. Rachel, chyba jako jedyna dostrzega, że po wypadku nasz bohater jest inną osobą i nie stara się go zmienić, tylko tłumaczy, iż dawniej mężczyzna zachowywał się inaczej. Dziewczynka staje się dla Henry'ego pewnego rodzaju przewodnikiem oraz nauczycielem. Co prawda motyw córki, która zachowuje się doroślej od swojego ojca, Odnaleźć siebie prezentuje w typowy dla produkcji z lat dziewięćdziesiątych, optymistyczno-uroczy sposób, jednak specjalnie mi to w trakcie oglądania nie przeszkadzało.
Ach, jeszcze jedna, ważna informacja, która jest istotna w odniesieniu do Recovery: Rachel ma się zacząć uczyć w szkole z internatem, co nie tylko jej nie cieszy, ale wręcz – ją przeraża.
Alan ma dwóch synów. O młodszym z nich – mniej więcej siedmioletnim Joelu – trudno jest dużo powiedzieć, bo chłopiec pojawia się jedynie w tle. Uwagę przykuwa natomiast starszy, nastoletni syn – Dean.
Dean jest totalnym przeciwieństwem Rachel. Po wypadku ojca, chłopak nie ma złudzeń oraz nadziei takich, jak jego mama i zdaje sobie sprawę z tego, że ludzie ot tak nie zdrowieją po urazach mózgu. Największą tragedią dla chłopaka jest natomiast to, że nagle musi wydorośleć i patrzeć, jak jego tata, który kiedyś był dla niego wzorem do naśladowania, teraz często zachowuje się jak małe dziecko. Co, w połączeniu z tym, że Alan nie zdaje sobie sprawy, jak po wypadku zmieniło się jego postępowanie, często prowadzi do starć pomiędzy ojcem i synem. A także do sytuacji, w których Dean zupełnie nie wie, jak się zachować – czy spełnić żądania i okazać szacunek człowiekowi, który jest od niego starszy i na dodatek – jest jego tatą, czy też potraktować go, jak nierozsądnego i rozkapryszonego pięciolatka, którego nie można na minutę spuścić z oczu. Świetna jest też scena, w której Alan dostaje napadu szału, a Dean nie wie, czy w obronie siebie, mamy i brata, powinien mężczyznę spacyfikować, czy też nie wypada mu podnosić ręki na swojego ojca.
Mało tego, Dean jest w klasie maturalnej i chce iść na studia, a co za tym idzie – wyprowadzić z domu. To prowadzi do kolejnego, niemożliwego do rozwiązania konfliktu – tym razem między chłopakiem i jego mamą. Z jednej strony Tricia pragnie dla syna jak najlepiej i chce, by ten się kształcił. Z drugiej – ma mu za złe, że zamierza ją opuścić w kryzysowej sytuacji. Deanem także targają podobne, sprzeczne uczucia. Widać, że kocha obydwoje rodziców i chce ich wspierać. Ale kiedy traci do ojca cierpliwość i przy okazji nadzieję, że stan Alana kiedykolwiek się poprawi – jedynym pocieszeniem dla chłopaka jest to, że będzie mógł od tego wszystkiego uciec, kiedy dostanie się na uniwerek.
Trudno jest mi ocenić, który dzieciak wypada lepiej, bo znów mamy tutaj konflikt lata dziewięćdziesiąte kontra współczesność. Naiwny-optymizm Odnaleźć siebie nie ma szans w starciu z realizmem Recovery, a Rachel jest dużo mniej interesującą postacią od Deana. Z drugiej strony, ponieważ dziewczynka jest najciekawszą, żeńską bohaterką filmu, niech wynikiem tej rundy będzie, trochę „naciągany” remis.
Runda VI: REMIS
Runda VII: Praca i kryzys
Bardzo ważnym elementem każdego z filmów jest moment, w którym bohaterowie wracają do pracy. W obydwu przypadkach, to właśnie wtedy dociera do nich, jak bardzo wypadek ich zmienił. Co jednocześnie wywołuje u nich gigantyczne zwątpienie w siebie oraz jest punktem zwrotnym obydwóch historii.
Gdyby podzielić Odnaleźć siebie na podręcznikowy wstęp, rozwinięcie i zakończenie, to powrót Henry'ego do pracy, stanowi trzecią część, drugiego aktu filmu. Nie jest to więc pojedyncza scena, ale długi ciąg wydarzeń, dzięki któremu nasz bohater odkrywa, jak wyglądało jego dotychczasowe życie i musi to skonfrontować z tym, jakim człowiekiem jest obecnie.
Niestety znów, z perspektywy czasu, pokazane w filmie wydarzenia i sytuacje, są dość sztampowe. Turner czuje się więc bardzo zagubiony w wielkiej firmie, w której wszyscy go znają, choć on nie pamięta nikogo. Przytłacza go, iż oczekuje się od niego, że będzie wykonywał swoją pracę dokładnie tak samo, jak kiedyś. Jednocześnie mężczyzna w pozytywny sposób zachwyca niektórych tym, że jest dla nich miły, choć wcześniej mu się to nie zdarzało.
Dalej Henry odkrywa, iż inni prawnicy wcale nie są sympatyczni, a on sam swoją ostatnią sprawę wygrał dzięki temu, że zataił pewne informacje. Na dodatek dowiaduje się, że ludzie, których on i jego żona mieli za przyjaciół – naśmiewają się z nich za ich plecami.
Henry przeżywa pierwszy kryzys – nie może pogodzić się z tym, kim był kiedyś oraz z faktem, iż inni liczą na to, że z powrotem stanie się takim samym człowiekiem. Na szczęście wtedy zjawia się rehabilitant z sanatorium, z którym Henry się zaprzyjaźnił. Panowie wypijają wspólnie piwo, a pan fizjoterapeuta wygłasza motywującą mowę, która sprawia, że Turnerowi wraca humor.
Wtedy pojawia się drugi kryzys! Henry odkrywa, że przed wypadkiem żona zdradzała go z jego najlepszym przyjacielem! Szok!! Niedowierzanie!!! Kto by się tego spodziewał!!!! Ale uwaga, uwaga – to nie koniec, następuje kolejny twist!!!!! Henry dowiaduje się, że on też nie był święty i także miał kochankę!!!!!!!
Ok, przyznaję – w poprzednim akapicie byłam mocno złośliwa i przekroczyłam wszelkie, dopuszczalne normy w ilości używanych wykrzykników. W rzeczywistości znów mam tu problem w ocenie, bo kiedy za młodu oglądałam Odnaleźć siebie „cała prawda o prawnikach” miała dla mnie dużą wartość edukacyjną, a wspomniane niespodziewajki – na serio mnie zaskoczyły. Tyle, że własnie – w obecnej chwili to wszystko jest do bólu przewidywalne.
Alan podchodzi do powrotu do pracy zupełnie inaczej od Henry'ego. Cieszy się, że może znowu znaleźć się na placu budowy. Jego współpracownicy – zupełnie inaczej, niż w Odnaleźć siebie – nie są wrednymi prawnikami i szczerze cieszą się z powrotu Alana. Przy okazji dochodzą do wniosku, że skoro Hamilton skończył przebywać na L4, to znaczy, że wyzdrowiał, i co za tym idzie – traktują go dokładnie tak samo, jak przed wypadkiem. Co Alana bardzo cieszy, bo mężczyzna ma już dość tego, iż w domu rodzina obchodzi się z nim, jak z dzieckiem.
Sielanka nie trwa jednak długo i w wyniku problemów z pamięcią krótkotrwałą Hamilton popełnia błąd, który bardzo wkurza klientkę firmy budowlanej. To powoduje, że wspólnik i przy okazji najlepszy kumpel Alana, stwierdza, iż nasz bohater nie jest jeszcze gotowy, by wrócić do pracy.
Za sprawą tego wydarzenia, do Hamiltona w końcu dociera, że po wypadku jego mózg nie funkcjonuje już tak, jak dawniej. To nie powoduje jednak, że sprawy przybierają lepszy obrót. Wręcz przeciwnie, Alan na zmianę albo ma napady depresji, podczas których nie wychodzi z łóżka, albo postępuje jeszcze bardziej nieznośnie, niż do tej pory. Ten drugi typ zachowań sprawia natomiast, że napięta sytuacja w rodzinie Hamiltonów jeszcze bardziej się zaognia. I doprowadza do tego, że Tricia nie wytrzymuje i „ucieka z domu”, zupełnie nie zważając na to, że zostawia nie tylko swojego męża, ale także dwójkę dzieci. Alan z kolei, po usłyszeniu, jak przed trzaśnięciem drzwiami, jego żona mówi na jego temat kilka przykrych rzeczy, ponownie popada w przygnębienie.
W tym miejscu, podobnie, jak w Odnaleźć siebie następuje pogadanka naszego bohatera z jego najlepszym kumplem. Ma ona jednak zupełnie inny wydźwięk oraz ładunek emocjonalny. W Recovery przyjaciel Alana jest nie tyle motywującym mówcą, co słuchaczem. W centrum uwagi pozostaje główny bohater, który opowiada, jak bardzo bezużyteczny i zagubiony się czuje.
Runda VII: przejmująco prawdziwy Alan z Recovery
Runda VIII: Ostatnia prosta
Nie wiem, czy w obecnych czasach ktokolwiek może być zaskoczony tym, jak bohater Odnaleźć siebie wybrnął z kryzysu, w którym się znalazł. Ale na wszelki wypadek: ło rany, dalej będą spoilery!!!
Henry postanawia odkupić swoje winy i podpowiada ludziom, których na początku filmu zmiażdżył na sali sądowej, jak mogą odwołać się od wyroku i wygrać sprawę na swoją korzyść. Potem rzuca pracę w kancelarii, bo bycie prawnikiem go nie cieszy. Następnie wraca do żony i proponuje jej, by puścili w niepamięć to, czego on i tak nie pamięta, i zaczęli swój związek od nowa. Na co kobieta, z radością się zgadza. A potem następuje happy end, polegający na tym, że Henry i Sarah, zabierają swoją córkę ze szkoły z internatem. I cała trójka, trzymając się za ręce, w radosnych podskokach odchodzi w stronę zachodzącego słońca, tęczy, jednorożców i różowych, kudłatych nosorożców.
Przejdźmy do Recovery. Tricia wraca do domu i na progu witają ją teściowie, którzy nie szczędzą jej słów krytyki na temat tego, że nieodpowiednio troszczy się o swojego męża i synów. Mama Alana stwierdza nawet, że skoro Tricia nie chce opiekować się mężczyzną, to ona z chęcią przyjmie go pod swój dach.
Tricia nie kłóci się z teściami, nawet nie podejmuje walki o prawo do opieki nad mężem – jest zbyt zmęczona i zrezygnowana. Wtedy na scenę wkracza Alan, który stwierdza, że nie chce przeprowadzać się do rodziców oraz Dean, który prosi matkę, by ta nie „wyrzucała” jego taty z domu.
Na papierze prawdopodobnie tego nie czuć, ale podczas oglądania Recovery, kiedy wiemy przez co przeszli wszyscy bohaterowie – a zwłaszcza Tricia – i widzimy, jakie emocje nimi targają, napięcie w tej jednej scenie naprawdę sięga zenitu. Zwłaszcza, że doświadczenie podpowiada, iż dramaty obyczajowe takie, jak ten, zwykle nie kończą się dobrze.
W związku z powyższym, w tym miejscu na serio może nastąpić spoiler, więc jeśli historia Hamiltonów was zainteresowała, chcecie ją poznać na własne oczy i wolicie nie znać zakończenia – przewińcie Dyrdymał do podsumowania.
Tricia daje za wygraną. Stwierdza, że zrobiła wszystko, co w jej mocy, by jej mąż wyzdrowiał, i że nie ma siły walczyć o niego dłużej. Na co Alan (który w wyniku wcześniej opisanego kryzysu, wiele spraw sobie przemyślał), odpowiada jej prostymi słowami (które mają większy ładunek emocjonalny, niż niejedna motywacyjna przemowa prezydenta Stanów Zjednoczonych w filmie katastroficznym): „więc pozwól, że teraz ja zrobię wszystko, co w mojej mocy”.
Dalej Recovery wybiega odrobinę w przyszłość i pokazuje nam kilka rodzajowych scenek z życia głównych bohaterów. Alan przykłada się do ćwiczeń, których wcześniej nie chciał wykonywać. Jego praca nie idzie na marne i zachowanie mężczyzny zmienia się na lepsze. Czasem ciągle zdarzają mu się potknięcia, ale kiedy te następują – może liczyć na wsparcie swojej żony i synów.
Podobnie, jak Odnaleźć siebie – Recovery kończy się szczęśliwym zakończeniem. W tym drugim filmie wydźwięk happy endu jest jednak zupełnie inny, ponieważ wiemy, przez jak wiele trudów musieli przejść Hamiltonowie i jak niewiele brakowało do katastrofy. Nie jest to też zakończenie całkowicie optymistyczne, ponieważ „szczęście”, jakie udało się wypracować Alanowi i jego rodzinie, wydaje się bardzo kruche. Mamy nadzieję, że dalej wszystko będzie dobrze, ale zdrowy rozsądek podpowiada, że czasem mężczyźnie na pewno przydarzą się gorsze dni, podczas których znowu wpadnie w niepohamowany szał albo przez nieuwagę coś podpali. Czy wtedy dla niego lub jego rodziny nie skończy się to tragicznie? A nawet, jeśli nie, to czy Tricia pewnego dnia znów się nie podda i nie powierzy opieki nad mężem komuś innemu? Nic w tym przypadku nie jest pewne. Dokładnie tak samo, jak w życiu. Co znowu sprawia, że zakończenie Recovery wypada dużo lepiej, niż to w Odnaleźć siebie.
Rundę VIII wygrywa: finał Recovery
Runda IX: Dostępność
Obecność Harrisona Forda w Odnaleźć siebie ma dla tego filmu jeszcze jedno, pozytywne znaczenie. Ponad ćwierć wieku po premierze, produkcję tą bez problemu można kupić na DVD lub Bluray, obejrzeć w serwisach streamingowych lub natknąć się na nią w telewizji. Gdyby w obsadzie nie pojawił się Ford (lub inny, sławny aktor), podejrzewam, że Odnaleźć siebie nie miałoby obecnie tak szerokiej dystrybucji.
Recovery pod tym względem stoi niestety na przeciwnym biegunie. Film został jedynie wyemitowany w telewizji i z niewiadomych powodów, produkcja nigdy nie trafiła do sprzedaży na DVD.
I to jest chyba największa wada Recovery. Film ma poruszający scenariusz, jest ciekawie nakręcony, ma wspaniałe aktorstwo i co najważniejsze – opowiada ważną i mądrą historię. A mimo to, trudno go komukolwiek polecić, właśnie z powodu niemal zerowej dostępności tego dzieła. Co mnie naprawdę boli.
Jak wiecie, staram się na Dyrdymałach nie promować piractwa. W tym szczególnym przypadku muszę jednak zrobić wyjątek. I choć nie będę wdawać się w szczegóły, to zdradzę wam, że bez problemu znajdziecie Recovery na YouTube oraz w innych, podobnych miejscach. Co prawda film nie doczekał się polskiego tłumaczenia, ale jedna z dostępnych wersji zawiera angielskie napisy dla niesłyszących, co minimalnie – ale jednak! – pomaga w zrozumieniu dialogów.
Także, jeśli choć odrobinę znacie język angielski – koniecznie poszukajcie i obejrzyjcie Recovery. Naprawdę warto to zrobić.
Rundę IX wygrywa: łatwe do odnalezienia Odnaleźć siebie
Końcowy wynik:
Odnaleźć siebie: 4 punkty
Recovery: 7 punktów
Choć w młodości bardzo lubiłam Odnaleźć siebie i przesłanie tej produkcji, dzisiaj nie mogę oprzeć się wrażeniu, że film zdaje się mówić: „Chcesz zmienić męża na lepsze? Zafunduj mu uraz mózgu!” Recovery stawia zupełnie odwrotną tezę i pokazuje, że uraz mózgu to nie bajka.
Brytyjska produkcja przewyższa amerykański film pod niemal każdym względem. Przy czym, to wcale nie oznacza, że o Odnaleźć siebie należy zapomnieć i wyrzucić je do kosza. Wręcz przeciwnie – myślę, że warto ten tytuł znać, bo na jego przykładzie świetnie widać, jak na przestrzeni prawie trzydziestu lat zmieniła się nasza mentalność oraz podejście do tematu uszkodzeń mózgu.
Nie wiem, czy twórcy Recovery inspirowali się Odnaleźć siebie i chcieli, by ich dzieło było odpowiedzią na tamten film. Ale jak widzicie, podobieństw pomiędzy obydwiema produkcjami jest naprawdę sporo, choć końcowe wnioski w obydwu przypadkach są inne.
I teraz was zaskoczę: wcale nie uważam Recovery za zwycięzcę dzisiejszego pojedynku. Film jest raczej pięknym przykładem tego, co określa się staniem na barkach gigantów. Wszak gdyby nie było Odnaleźć siebie, Recovery być może nigdy by nie powstało. I jest ono dziełem genialnym między innymi dlatego, bo amerykańska produkcja wcześniej, wysoko zawiesiła poprzeczkę.
W związku z powyższym, w dzisiejszym pojedynku nie ma przegranych i wygrywają obydwa filmy. Możecie sobie teraz wyobrazić, jak Henry i Alan stoją razem na podium, w braterskim uścisku, i radośnie machają do wiwatującej publiczności.
Nie bądź pirat!
Zobacz na Upflix, gdzie obejrzeć Odnaleźć siebie legalnie!
Runda BONUSOWA: Klamra
Jeśli doczytaliście do tego miejsca i nie jesteście zmęczeni lekturą, opowiem wam o jeszcze jednym, ciekawym motywie, który wykorzystują obydwa filmy. Chodzi o pewien błahy i zarazem istotny element spajający całą historię.
Pierwsze słowo, jakie Henry wypowiada po wypadku brzmi „Ritz”. Fizjoterapeuta zajmujący się mężczyzną stwierdza wtedy, że naszemu bohaterowi musi chodzić o krakersy o takiej nazwie. I od tej pory Henry w wolnych chwilach, w ramach odstresowania się, wręcz obsesyjnie maluje jeden i ten sam obraz – przedstawiający logo firmy produkującej ciasteczka. Zagadką pozostaje, skąd wzięło się u niego takie umiłowanie do tego produktu spożywczego.
Dopiero pod koniec filmu okazuje się, iż w tych strzępkach wspomnień, które posiadał Henry, wcale nie chodziło o krakersy, tylko o nazwę hotelu, w którym przed wypadkiem, nasz bohater spotykał się z kochanką.
Bardzo podoba mi się ten zabieg i to nie tylko z powodu wspomnianego twista. Świetne jest w nim to, że pokazuje, iż ludzie z różnych środowisk mogą zupełnie inaczej kojarzyć pewne nazwy (rehabilitantowi natychmiast przyszły na myśl krakersy, bo sam pewnie się nimi zajadał). A także to, jak bardzo nasz mózg (zarówno taki po urazie, jak i zupełnie zdrowy!) jest podatny na sugestie i jak łatwo można w nim zaszczepić fałszywe wspomnienia.
W Recovery zamiast ciasteczek, mamy piosenkę Paula Wellera You Do Something To Me. Przy czym jej znaczenie jest zupełnie inne, niż w przypadku Ritza.
Kiedy Alan leży w szpitalu w śpiączce, jego żona puszcza mu wspomnianą piosenkę. Wtedy widzimy retrospekcję, która zdradza nam, że mężczyzna zawsze płacze, kiedy słyszy ten utwór. A my, zaczynamy się zastanawiać, czemu śpiewana przez Wellera ballada wywołuje u Hamiltona takie emocje.
Tajemnicę You Do Something To Me odkrywamy mniej więcej w połowie Recovery. Tu zamiast retrospekcji, mamy rozmowę pomiędzy Alanem a Tricią. Warto mieć w tym miejscu na uwadze to, że jedna z filmowych zasad mówi, iż lepiej jest coś pokazać w formie obrazu (na przykład: w retrospekcji), niż przekazać w dialogu. W tym przypadku jednak, nietrzymanie się zasady przyniosło wspaniały efekt. Bo z jednej strony mamy Tricię, która nie kryjąc wzruszenia opowiada mężowi, co znaczyła dla niego piosenka, a z drugiej Alana, który choć wszystko pamięta, jest akurat w trybie „socjopatycznym” i przyjmuje słowa żony bez jakichkolwiek emocji. A potem znów widzimy Tricię, której ta bezduszna relacja uświadomiła, iż prawdopodobnie nigdy nie odzyska człowieka, którego kochała.
Ballada Wellera pojawia się jeszcze raz, pod koniec filmu. Nie zdradzę wam przebiegu sceny, w której ją wykorzystano. Napiszę jedynie, że jest to kolejny, bardzo wzruszający moment Recovery. To sprawia, że You Do Something To Me jest świetnym przykładem, jak wykorzystać w filmie piosenkę i jednocześnie mądrze zastosować klamrę spajającą całą produkcję.
Rundę BONUSOWĄ wygrywa: Ritz i You Do Something To Me
Ostatni BONUS
Już naprawdę na sam koniec, korzystając z okazji, muszę wam opowiedzieć o jeszcze jednym elemencie Recovery, który zasługuje na uwagę. Nie chciałam go opisywać wcześniej, bo przy porównywaniu obydwu filmów nie miał większego znaczenia. Poza tym nie miałam serca tworzyć kolejnej rundy pojedynku, w której Odnaleźć siebie nie miałoby szans na wygraną.
No dobrze, a o czym w ogóle mowa? O nagości w filmie.
Zacznijmy od tego, że w kinie europejskim (lub w jakikolwiek inny sposób „niszowym”), sytuacja, którą zaraz opiszę wygląda z goła inaczej. Ja jednak wychowałam się i do tej pory obcuję głównie z amerykańskimi filmami oraz serialami, i to do nich się teraz odniosę.
Hollywoodzkie produkcje podchodzą do pokazywania nagości głównie na dwa, bardzo skrajne sposoby. Albo golizny nie ma wcale i to do tego stopnia, że ludzie zdają się uprawiać seks w bieliźnie (hmm, czy to dlatego w naszym kręgu kulturowym jest ostatnio taki niski przyrost naturalny?), albo pokazuje się ją w bardzo ekstremalny i przede wszystkim seksualny sposób (mam tu na myśli głównie seriale HBO).
I w tym miejscu na scenę wkracza Recovery, które operuje nagością w sposób przemyślany i zbilansowany.
Golizna w Recovery jest zawsze uzasadniona fabularnie i ma czemuś służyć. Kiedy na ekranie pojawia się David Tennant bez majtek, nie jest to zabieg marketingowy w stylu czterech liter Wolverina w jednej z części X-Men, ale coś, co ma pokazać, iż po urazach mózgu ludzie mogą zapominać o rzeczach tak elementarnych jak to, że w miejscach publicznych wypada nosić ubranie.
Nagość służy tu także do większego zaakcentowania wydźwięku pewnych scen. Przykładowo, kiedy obserwujemy moment, w którym Alan nie dość, że nie panuje nad swoim zachowaniem, to jeszcze nie jest świadomy i zażenowany tym, iż jest nagi – jest w tym coś podwójnie niepokojącego. I w takim kontekście zachwycanie się pięknem pośladów Davida Tennanta wydaje się być czymś wręcz niewłaściwym.
Z drugiej strony, twórcy Recovery nie wykorzystują nagości jedynie w celu szokowania widzów. W pewnym momencie pokazali ją jako element dnia codziennego. I zrobili to w sposób, który nie budzi dyskomfortu. To znaczy tak, w pierwszej chwili widok rozebranych ludzi wprawia w zakłopotanie, ale scena została tak skonstruowana, że szybko się o tym zapomina.
Warte podkreślenia jest także to, że w Recovery nigdy nie pokazano nagości w kontekście seksualnym. Dzięki temu nie jawi się ona jako coś „grzesznego”, a bohaterowie zdają się być dużo bardziej z krwi i kości, bo tak, jak prawdziwi ludzie nie paradują na golasa tylko i wyłącznie w celu prokreacji.
Jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało – taki sposób pokazywania nagości na ekranie bardzo mi się podoba. Czy Hollywood kiedykolwiek dojrzeje do prezentowania widzom podobnych rzeczy? W przypadku filmów zmiany raczej szybko nie nastąpią, natomiast rewolucyjna, jak zawsze – może okazać się telewizja. Już teraz, w niektórych serialach pojawia się golizna, która ma zupełnie zwyczajny i nieszokujący charakter. Oby tak dalej. Choć oczywiście – bez przesady!
No dobrze, w tym miejscu na serio zakończę tego szalenie długiego Dyrdymała. Co i tak przychodzi mi z trudem, bo Recovery jest filmem, który imponuje niemal każdą sceną, pod wszystkimi możliwymi względami. Mogłabym analizować i zachwycać się każdą minutą tej produkcji.
Zamiast tego, na koniec zaapeluję jeszcze raz: jeśli choć odrobinę rozumiecie język angielski, spróbujcie obejrzeć Recovery. Będziecie tym filmem zachwyceni.
źródło pierwszego zdjęcia wykorzystanego w grafice ilustrującej wpis: FDB.pl; o ile nie zostało stwierdzone inaczej, pozostałe fotografie są kadrami z omawianych filmów
Wpis pochodzi z poprzedniej wersji bloga. Został zredagowany i nieznacznie zmodyfikowany.
Oryginalny tekst możesz przeczytać tutaj.