Gdyby na górze ekranu w waszym telefonie lub komputerze znajdowała się drukarka, która drukowałaby wszystko, co przewinęliście podczas przeglądania Facebooka, to po roku wyszedłby z tego wydruk długości ośmiu kilometrów. Ile z tych treści naprawdę was zainteresowało, a ile bezrefleksyjnie przewinęliście dalej? Pytam, bo ostatnio dużo mówi się o post-prawdzie (która została słowem roku 2016), natomiast mało kto wspomina o innej zmorze internetu, jaką jest nadmiar informacji, które docierają do nas każdego dnia.
Czytam teraz Magię sprzątania Marie Kondo i odkryłam, że wiele rozwiązań zawartych w tym poradniku od dawna, intuicyjnie stosuję w przypadku internetu. A skoro Marie Kondo napisała kilka książek o tym, jak sprzątać mieszkanie, to stwierdziłam, że ja również mogę spisać swoje przemyślenia i powiedzieć wam, jak uporządkować wasz internet.
Zacznijmy od książki
Marie Kondo, nazywana KonMari, urodziła się w Japonii i od dziecka miała bzika na punkcie porządkowania domu. Po wielu latach udało jej się opracować metodę, której teraz (za grube pieniądze) uczy ludzi. Przy okazji wydała kilka książek, w tym wspomnianą Magię sprzątania, która w rzeczywistości powinna się nazywać „Magią wyrzucania”. Czemu? Ponieważ KonMari uważa, iż bałagan nie bierze się, z… no, bałaganiarstwa, ale z nadmiaru rzeczy, które posiadamy. Żeby więc uzyskać porządek należy wyrzucić część z nich.
Cała filozofia polega na tym, by odpowiednio podejść do procesu wyrzucania. Nie chodzi o to, by pozbywać się rzeczy niepotrzebnych, gdyż większość ludzi dochodzi wtedy do wniosku, że wszystko się im na pewno kiedyś, do czegoś przyda. KonMari twierdzi, iż należy na moment pochylić się nad każdym przedmiotem i zadać sobie jedno, bardzo ważne pytanie „czy posiadanie tej rzeczy wywołuje u mnie radość”. Kiedy zaczniemy myśleć w taki sposób, szybko odkryjemy, że dom zagraca nam masa rupieci, które dawniej nas cieszyły, ale teraz są nam zupełnie obojętne.
Ponieważ dla wielu z nas internet stał się drugim domem, to jego również warto co jakiś czas posprzątać. Dlatego dziś opiszę wam, jak ja wykonuję ten proces, wykorzystując przy tym zmodyfikowaną metodę KonMari (może ten sposób sprzątania internetu powinnam nazwać „metodą HołJoan”? ︎:)
Usuń dublety
Zacznijmy od czegoś prostego. Na pewno nieraz zdarzyło się wam, że odkryliście w internecie jakiegoś fotografa lub rysownika (choć opisana dalej sytuacja może dotyczyć także innych typów twórców internetowych), a potem hurtem polubiliście jego fanpage, Instagrama, Twittera i jeszcze dodaliście jego blog do czytnika RSS. A potem okazało się, że wspomniany artysta we wszystkich mediach społecznościowych dzieli się tą samą treścią, przez co wy raz po raz doznajecie déjà vu.
Rozwiązanie jest proste – zastanówcie się, gdzie daną osobę obserwuje się wam najwygodniej, a polubienia w innych serwisach cofnijcie.
Zdaję sobie sprawę z tego, że niektórzy z was mogą być leniwi i nie będzie się wam chciało wykonać takiej operacji. Ale pomyślcie perspektywicznie: jedno kliknięcie w „nie lubię” zajmie wam dużo mniej czasu, niż każdorazowe przewijanie treści, którą już widzieliście.
Nie obserwuj
Być może macie w znajomych na Fejsie ciocię, która dzieli się zresztą świata (w tym także z wami) dwudziestoma ośmioma zdjęciami śmiesznych kotów na dobę. Takiej osoby nie wypada wyrzucać ze znajomych, bo to mogłoby wywołać w waszej rodzinie trwającą wiele lat (a nawet pokoleń!) wojnę domową. Na szczęście od jakiegoś czasu Facebook daje nam możliwość zaprzestania obserwowania poczynań dowolnej osoby, bez konieczności „odlubiania” jej. Korzystajcie z tej opcji – naprawdę warto!
Ciągle to samo
Wróćmy do naszych biednych fotografów i rysowników. Ich twórczość na początku was zachwyciła i daliście im lajka. Jednak po pewnym czasie zaczęliście doznawać innego rodzaju déjà vu niż to, które opisałam wcześniej – nowe zdjęcia lub obrazy zaczęły wydawać się wam dziwnie znajome. Powód jest prosty: dany artysta tworzy wszystko „na jedno kopyto”. Dlatego jeśli jego dzieła zamiast bawić lub zachwycać was nudzą, nie miejcie oporów i „odlajkujcie” taki profil. Ale nie martwcie się – gwarantuję wam, że jeśli fotograf lub rysownik w przyszłości stworzy coś nowego i równie interesującego – inne strony internetowe wam o nim przypomną.
Przy okazji warto pamiętać, że istnieją rysownicy i fotografowie, w przypadku których déjà vu jest prawdziwe. Tacy artyści nieustannie publikują w social-mediach swoje stare prace, żeby na ich fanpagach „coś się działo”. Jeśli wam to przeszkadza, to też nie powinniście mieć skrupułów z „odlubianiem” takich twórców.
Czas się rozstać
Przejdźmy do nieco trudniejszych przypadków. Tych, w których przyda się wam filozofia sprzątania KonMari.
Może będzie to dotyczyło jakiegoś blogera (mam nadzieję, że nie mnie!), a może youtubera lub innego influencera. Sytuacja zawsze będzie jednak wyglądała tak samo: kiedyś takiego twórcę uwielbialiście, nie mogliście się doczekać jego nowego posta lub nagrania. Ale niestety wasz zapał przeminął.
Być może jesteście jeszcze na etapie, na którym wciąż czytacie/oglądacie swojego „ulubieńca”, ale z jakiegoś trudnego do zidentyfikowania powodu nie cieszy was to tak samo, jak dawniej. A może już wasze „bycie fanem” polega na tym, że przewijacie na Fejsie informacje o nowym wpisie lub filmie, ale nie macie ochoty się z nimi zapoznawać? Powtarzacie sobie, że teraz jesteście zbyt zagonieni, ale kiedyś na pewno znajdziecie wolną chwilę, by nadrobić zaległości w czytaniu lub oglądaniu. Ale czasu nigdy nie udaje się wam znaleźć, a wy ciągle wymyślacie nowe wymówki, by zrobić coś innego.
Powiedzmy sobie szczerze: już nigdy nie będziecie lubili tego blogera lub youtubera bardziej, tylko coraz mniej i mniej. Może więc warto usunąć go z ulubionych teraz, póki cały czas żywicie do niego ciepłe uczucia, niż za rok, czy dwa, kiedy zaczniecie nienawidzić go za to, że zasypuje wasz feed na Fejsie lub Twitterze informacjami, które was w ogóle nie interesują?
Aha, jeszcze jedna sprawa! Potraktujcie takie „rozstanie” jak coś pozytywnego, a nie negatywnego. Nie myślcie o sobie, że jako fani zawiedliście danego blogera lub youtubera. Nie rozumujcie też w drugą stronę, że cała sytuacja wynika z tego, iż dany twórca zszedł na psy. Spójrzcie na całą sprawę filozoficznie: nie jesteście takimi samymi ludźmi, jakimi byliście wczoraj, a co dopiero miesiąc lub rok temu. Cały czas się zmieniacie, tak samo, jak wszystko wokół was – w tym wasz ulubiony bloger lub youtuber. Obydwoje zrobiliście krok do przodu, z tym, że w różnych kierunkach. I właśnie w wyniku tej pozytywnej ewolucji powinniście się „rozstać”.
Skomplikowane seriale
Niby wiemy, że to wszystko fikcja, ale mimo to potrafimy przywiązać się do bohaterów seriali bardziej, niż do prawdziwych ludzi. I dla nich, z zaciśniętymi zębami, w bólach co tydzień brniemy przez mielizny fabuły produkcji, która z odcinka na odcinek robi się coraz gorsza. Co zrobić? Jak żyć?
Wziąć separację.
Jeśli oglądanie jakiegoś serialu zaczęło was męczyć, rozstańcie się z nim na miesiąc, dwa, a nawet cały sezon. A potem obejrzyjcie kilka odcinków hurtem – w trakcie binge-watchingu człowiek jest w stanie przymknąć oko na większą ilość głupot, niż podczas cotygodniowych spotkań z serialem. A jeśli wasze serducho mimo wszystko nie zabije ponownie mocniej, będziecie mieć pewność, że separacja nie pomogła i trzeba całkowicie rozwieść się z daną produkcją.
Wiem, że to będzie trudne, ale napiszę ponownie – lepiej zrezygnować z czegoś, póki się to lubi, niż wtedy, kiedy zacznie się to serdecznie nienawidzić.
Jeszcze jedna rada: może się zdarzyć, iż po wspomnianej separacji nie będzie się wam chciało wrócić do danego serialu. W takim wypadku po prostu nie zmuszajcie się do dalszego oglądania. I nie miejcie wyrzutów sumienia z powodu tego, że nie daliście takiej produkcji drugiej szansy.
Czuj się dobrze
Nieważne, czy w grę wchodzi czyjś fanpage, blog lub kanał na YouTube, czy też twory mniej internetowe, takie jak seriale telewizyjne albo serie filmów lub książek – zawsze kierujcie się jedną zasadą – jeśli obserwowanie przejawów czyjejś twórczości nie sprawia wam przyjemności, zrezygnujcie z tego! W końcu obcowanie z popkulturą powinno być rozrywką, a nie przykrym obowiązkiem.
Warto czasem poświęcić chwilę na internetowo-popkulturowe porządki. I rozstać się z twórcami, których dzieła już was nie cieszą. Tak, to może być trudne, ale równie nieprzyjemne jest sprzątanie domu, które jednak ostatecznie sprawia, że czujemy ulgę, bo pozbyliśmy się bałaganu. Poza tym rzeczy, z którymi się rozstaliście, prędzej czy później zastąpicie czymś innym. A przecież o to właśnie w surfowaniu po sieci chodzi – by ciągle odkrywać coś nowego!
autor zdjęcia ilustrującego wpis: PublicDomainPictures
Wpis pochodzi z poprzedniej wersji bloga. Został zredagowany i nieznacznie zmodyfikowany.
Oryginalny tekst możesz przeczytać tutaj.