Podejrzewam, że po zobaczeniu zdjęcia ilustrującego wpis, domyślacie się, co będzie dzisiejszym tematem. Tak, kupiłam nowego szczura. I tak – będzie on bohaterem wpisu.
Ale uwaga! Jeśli z jakiegoś powodu nie interesują cię szczury i moje dyrdymały, jeszcze stąd nie uciekaj! Przeskocz do ostatniej części wpisu i poświęć chwilę, na zapoznanie się z jej treścią. Nie pożałujesz!
Pustka
Najgorsze po śmierci zwierzaka są chyba przyzwyczajenia. Kiedy po powrocie z pracy otwierałam drzwi domu i chciałam powiedzieć, tak jak zawsze „cześć Mysza!”, ale Myszy już nie było. Kiedy podczas jedzenia obiadu nieświadomie odkładałam część jedzenia na brzeg talerza, a potem orientowałam się, że przecież nikogo tym nie nakarmię.
Jeszcze gorsze były wieczory. Bo w ciągu dnia mogłam zagłuszyć ciszę muzyką i zająć czymś myśli. Ale gdy kładłam się spać, po zgaszeniu światła – cisza stawała się nie do zniesienia. Nikt nie biegał na kołowrotku i nie buszował w trocinach. A myśli zaczynały wędrować w te najbardziej ponure regiony: mój szczur nie żyje, wszyscy których kocham umrą, wiodę żałosne samotne życie i nie zmieni się to aż do mojej śmierci.
Ludzie radzą sobie ze śmiercią zwierzaka na dwa sposoby. Jedni żyją w żałobie, czekają aż czas zaleczy rany. A inni – jak ja – starają się wypełnić pustkę, która powstała w ich życiu nowym zwierzakiem.
Trudny wybór
Po tym, jak Mysza umarła, obiecałam Mamie (która, ku mojemu zaskoczeniu płakała wtedy równie mocno, jak ja) że nie kupię sobie nowego szczura. Że znajdę sobie zwierzątko, którego przewidywalny czas życia będzie wynosił więcej, niż trzy lata.
Idealnym rozwiązaniem byłby pies. Niestety problem polega na tym, że taki zwierzak codziennie spędzałby dziesięć godzin w samotności, co zapewne wpędziłoby go w depresję. Dlatego mając na uwadze dobro psa – nie mogę mieć psa.
Najpierw pomyślałam o papudze lub innym kanarku. W końcu niektóre z tych ptaków potrafią żyć trzydzieści, a nawet więcej lat. Ale ptaki to ranne ptaszki, które chodzą spać z kurami, czyli po zachodzie słońca. Więc mają zupełnie inny rytm dobowy niż ja, nocny Marek.
Zastanawiałam się nad burundukiem, ale dowiedziałam się, że wiewiórki te cierpią na nieustające ADHD i bardzo często są agresywne. Przymierzałam się do jeżyka pigmejskiego, ale przeraziło mnie, że ten mógłby umrzeć, gdyby temperatura spadła poniżej 20°C. Fretka zdawała się być ciekawym rozwiązaniem, ale podobno zwierzątka te – delikatnie mówiąc – mają specyficzny zapach.
Najbardziej rozważałam przygarnięcie kota. Nie kociaka, bo młodzik rozniósłby moje mieszkanie na strzępy, tylko dorosłego, rozsądnego kocura, którego bez obaw mogłabym zostawić samego w domu. Byłam nawet na rozmowie adopcyjnej. I choć kot był w porządku, zdałam sobie sprawę, że nie potrafiłabym się z nim dogadać. I że tak naprawdę wcale nie chciałam mieć kota.
Chciałam mieć szczura.
Dokonałam prostego obliczenia: Mysza żyła ze mną dwa wspaniałe lata, z czego dwa miesiące były pełne trosk, a tydzień przepełniony wielkim smutkiem. Innymi słowy w ciągu tych dwóch lat ilość dobrych dni przeważała nad ilością złych. Kiedy to sobie uświadomiłam, postanowiłam złamać słowo, które dałam Mamie. I przygarnąć nowego szczura.
Trzpiotka
W sklepie zoologicznym nie wybrałam Trzpiotki. Bardziej spodobała mi się szczurzyca o innym umaszczeniu. Ale gdy sprzedawca włożył rękę do terrarium, inne szczury rozpierzchły się, a Trzpiotka jako jedyna z zaciekawieniem zaczęła obwąchiwać jego dłoń. Natychmiast zmieniłam więc zdanie, w końcu charakter liczy się bardziej od wyglądu. A odważny szczur jest lepszy od płochliwego.
Co prawda okazało się, że Trzpiotka po oddzieleniu od reszty szczurzej gromadki* straciła prawie całą pewność siebie. Bała się, uciekała, kuliła w najdalszym kącie, zastygała nieruchomo i trzęsła ze strachu. Ale powoli, dzień po dniu, coraz bardziej przyzwyczajała się do nowego miejsca i przede wszystkim do mnie. Nie potrafię opisać, jakie to wspaniałe uczucie, gdy zwierzątko, które kilka dni wcześniej uciekało na mój widok, teraz po otworzeniu klatki samo wskakuje mi na rękę. Złe myśli o tym, że moje życie jest żałosne, zniknęły. Zamiast tego czuję dumę każdego dnia, bo codziennie Trzpiotka ufa mi odrobinę bardziej.
Czy po zakupie Trzpiotki przestałam myśleć o Myszy? Nie, wręcz przeciwnie – myślę o niej jeszcze bardziej. Myślę o niej za każdym razem, gdy Trzpiotka robi coś podobnie, jak Mysza i wtedy, gdy robi coś zupełnie inaczej. Czyli właściwie – myślę o Myszy za każdym razem, gdy patrzę na Trzpiotkę. Różnica polega na tym, że wcześniej czułam tylko smutek, teraz odczuwam także radość, którą daje mi Trzpiotka.
I choć zdaję sobie sprawę, że za dwa, trzy lata Trzpiotka także umrze, a ja znów będę smutna, staram się o tym nie myśleć. Liczy się tu i teraz, i mała Trzpiotka powoli odkrywająca świat.
* Wiem, że niektórzy twierdzą, że szczury to zwierzęta stadne i jeśli ktoś posiada tylko jednego szczura, to krzywdzi go okrutnie. Gdyby przypadkiem ten tekst czytała taka osoba, to mam jej do powiedzenia jedno: tak, szczury są zwierzętami stadnymi, tak samo, jak na przykład psy. I podobnie, jak w przypadku psów – jeśli nie można poświęcić szczurowi odpowiednio dużej ilości czasu w ciągu dnia, to rzeczywiście lepiej nie trzymać takiego zwierzaka w pojedynkę. Ale jeśli poświęca się mu czas – to podobnie, jak w przypadku psa – nic nie stoi na przeszkodzie, by posiadać tylko jednego szczura. Przed Trzpiotką miałam cztery inne szczury. Każdy z nich był „samotnym” szczurem. I żaden nie był z tego powodu smutny lub w jakikolwiek inny sposób nieszczęśliwy.
FaniMani, czyli jak wesprzeć finansowo organizację charytatywną, nie wydając na to ani grosza
Ostatnia część wpisu nie jest związana z Trzpiotką, ale jednocześnie jest to najważniejsza rzecz, jaką mam wam dziś do przekazania.
Pisałam, że chciałam adoptować kota, ale nic z tego nie wyszło. Jednakże, to właśnie za sprawą fundacji organizującej takie adopcje dowiedziałam się o istnieniu FaniMani.
Idea serwisu jest prosta: robisz zakupy w sklepie internetowym, a sklep przekazuje procent z zarobionych na tobie pieniędzy organizacji charytatywnej. I jakby tego było mało: niektóre sklepy dają użytkownikom FaniMani dodatkowe rabaty. Brzmi wspaniale, prawda? I właśnie dlatego warto się do FaniMani zapisać.
Zapisaliście się? Super! W nagrodę macie jeszcze jedno zdjęcie Trzpiotki. ︎:)
Wpis pochodzi z poprzedniej wersji bloga. Został zredagowany i nieznacznie zmodyfikowany.
Oryginalny tekst możesz przeczytać tutaj.