Zanim wynaleziono telewizję i teleturnieje, pod pojęciem Koła Fortuny ludzie rozumieli to, że każdy z nas jest przyczepiony do takiego, obracającego się koła „szczęścia życiowego”. Kiedy jesteśmy na górze, przytrafiają się nam dobre rzeczy, a kiedy zjedziemy na dół – dotykaną nas nieprzyjemności. A okresy dobrej i złej passy przytrafiają się cyklicznie, bo Koło Fortuny nieustannie się obraca.
Od początku miesiąca w moim życiu zaczęły się przydarzać same złe rzeczy. Cały czas łudzę się, że niektóre z nich skończą się dobrze, choć rozsądek podpowiada, że na 99% tak się nie stanie. Ktoś podpalił lont, który powoli wysadza fundamenty zbudowanego przeze mnie świata. Koło Fortuny obróciło się, znów jestem w jego dolnej części i los powoli mnie przygniata. A poza tymi wielkimi nieszczęściami dotykają mnie też mniejsze, którymi większość ludzi pewnie zupełnie by się nie przejęła.
W sobotę takim na pozór błahym nieszczęściem była wiadomość, że moje ukochane, polskie forum poświęcone Williamowi Fichtnerowi kończy swoją działalność. Nie chcę, żeby pamięć o tym wspaniałym miejscu całkowicie zaginęła, dlatego piszę ten wpis. Choć zdaję sobie sprawę, że nie ma to większego sensu, skoro moich Dyrdymałów prawie nikt nie czyta.
Katalizator
Nie będę zadręczać was szczegółami, ale musicie wiedzieć, że cała klasa maturalna była jednym z najtrudniejszych momentów w moim życiu, a egzamin dojrzałości był wtedy najmniejszym z problemów, z jakimi musiałam się zmierzyć. Potem przyszły studia, a ja, choć czułam się lepiej, byłam jednocześnie straszliwie zagubiona. Mój dom w Zakopanem, przestał być moim domem, bo wyjechałam do Krakowa. Stancji w Krakowie także nie traktowałam jak domu – w końcu była tylko stancją. Przyjaciele rozjechali się po Polsce. Niektórzy z nich – co odkryłam jakiś czas później – nigdy tak naprawdę nie traktowali mnie jak swojej przyjaciółki. A ci, którzy jak ja, trafili do Krakowa, zaczęli żyć życiem zupełnie innym od mojego, przez co stali się trochę obcy. Natomiast na studiach nie potrafiłam znaleźć nowych znajomych.
Kiedy współlokator ze stancji pożyczył mi płytę z pierwszym sezonem Skazanego na śmierć, nie przypuszczałam, że to właśnie za sprawą tego serialu odzyskam równowagę w życiu. Kiedy w drugim sezonie produkcji pojawił się agent FBI, Alexander Mahone, polubiłam jego postać, a potem grającego go Williama Fichtnera. I pewnie na krótkim zafascynowaniu by się skończyło, a Fichtner wylądował na długiej liście aktorów, których poczynań nie śledzę, ale zawsze się cieszę, gdy mogę ich zobaczyć na ekranie. Stało się jednak inaczej, bo trafiłam na polskie forum poświęcone Fichtnerowi – Otisowo*. I pokochałam Fichtnera, nie tylko za jego aktorskie zdolności i to, jakim miłym człowiekiem zdaje się być prywatnie, ale także za to, że stał się katalizatorem**, elementem napędzającym forum internetowe, dzięki któremu po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam, że znalazłam swoje miejsce na Ziemi.
* Nazwa forum pochodziła od Otisa, przesympatycznej postaci, w którą Fichtner wcielił się w filmie The Amateurs (lub inaczej The Moguls).
** Edit po latach: więcej, na temat tego, czym są popkulturowe katalizatory, możesz przeczytać w tym Dyrdymale.
Wariatki takie, jak ja
Było nas zaledwie kilka. Mniej, niż dziesięć osób. Nie wiem, czy strona internetowa zrzeszająca tak małe grono ludzi zasługuje na miano forum internetowego, ale przecież liczy się to, co ma się w „sercu”, a nie statystykach odwiedzin. Dla mnie i podejrzewam, że także dla innych użytkowniczek, Otisowo było forum przez duże „F”.
No właśnie, użytkowniczek. Na Otisowie nie zagościło wielu panów, a ci, którzy już się pojawili, szybko uciekali, gdzie pieprz rośnie. Dla nich prawdopodobnie byłyśmy zgrają dziwnych dziewczyn, zachwycających się dużo od nas starszym aktorem. Podejrzewam, że nie rozumieli, iż wiele rzeczy pisałyśmy z bardzo dużym przymrużeniem oka.
Z resztą to, co najlepsze w Otisowie, działo się w kuluarach, w niepoświęconych Fichtnerowi działach, dostępnych tylko dla zaufanych użytkowniczek. Bar Biały Aligator*, był miejscem, w którym trochę, jak w prawdziwej knajpie, potrafiłyśmy rozmawiać do późna w nocy, na każdy temat.
Pochodziłyśmy z różnych rejonów Polski, byłyśmy w różnym wieku, a większość z nas nigdy nie spotkała się „w realu”. Naszymi twarzami były awatarki, często z podobiznami Fichtnera i te, w jakiś magiczny sposób kreowały oblicze każdej z nas. Choć nigdy nie spotkałam Kasi**, Oli i Gosi, a Martę miałam przyjemność zobaczyć tylko raz, dokładnie wiedziałam, jak każda z nich wygląda. To znaczy, nie wiedziałam, jak wyglądają naprawdę, ale mój umysł stworzył obraz każdej z nich, trochę tak, jakby były książkowymi bohaterkami. I kiedy czytałam ich wpisy na Forum, potrafiłam wyobrazić sobie, jakby wyglądały, gdybyśmy naprawdę siedziały w barze przy piwie i rozmawiały ze sobą.
Przyznaję, żyłam trochę w świecie iluzji. Może powinnam, jak „normalny” człowiek, wyjść do zwykłego baru i spotkać „prawdziwych” ludzi. Jednak fizyczne przebywanie wśród innych osób nie sprawiało, że czułam się lepiej. A pisanie na Forum – tak.
* Dział nazwałyśmy od tytułu filmu, Biały Aligator, którego akcja przez większość czasu rozgrywała się właśnie w barze… choć w tej filmowej knajpie nie było tak wesoło, jak na Forum.
** Żeby nie było niedomówień: Kasia z Otisowa nie jest tą samą Kasią, która czasami udziela się w komentarzach.
Szkoła życia
Moment, w którym zapisałam się na Otisowo, zbiegł się w czasie z innym, przełomowym wydarzeniem w moim życiu – niedługo przed tym, jak trafiłam na Forum, zyskałam stały dostęp do internetu. A korzystania z sieci trzeba się nauczyć. I nie mam tutaj na myśli kwestii technicznych, ale takie związane z netykietą. Z tym natomiast jest trochę, jak z nauką poprawnego zachowywania się – wiedza teoretyczna niewiele znaczy, bo po prostu przesiąka się tym, co reprezentują sobą ludzie w twoim otoczeniu. Jeśli chodzi o mnie, to trafiłam do najlepszej szkoły netykiety, jaką można sobie wymarzyć – na Forum Otisowo.
Czasem mówię lub piszę, że dzięki byciu fanką Fichtnera nauczyłam się wielu przydatnych rzeczy, którymi w innych okolicznościach prawdopodobnie nigdy bym się nie zainteresowała. Jest to jednak skrótowe myślenie. Tak naprawdę aktor znów był jedynie katalizatorem, a wszystko działo się za sprawą Otisowa. Podszlifowałam swój język angielski, bo musiałam rozumieć, co Fichtner mówił w wywiadach, by móc o tym potem dyskutować na Forum. Nauczyłam się obsługi Photoshopa, ponieważ chciałam robić fajne awatarki na Forum. Założyłam blog, gdyż za sprawą Forum uwierzyłam, że to, co piszę może zainteresować innych. Inne użytkowniczki Forum podzieliły się ze mną swoją wiedzą, dzięki czemu teraz znałam masę przydatnych, „hakerskich” sztuczek internetowych. I długo jeszcze mogłabym wymieniać, bo lista rzeczy, które osiągnęłam lub odkryłam za sprawą Otisowa, jest gigantyczna.
Okręt zaczyna tonąć
Niestety wszystko, co dobre, szybko się kończy. W przypadku Otisowa zapał forumowiczek malał wraz ze spadkiem jakości Skazanego na śmierć oraz wzrostem ilości złych filmów, w których zaczął pojawiać się Fichtner.
Niektóre dziewczyny znikały z Otisowa bez ostrzeżenia. Inne pisały, że mają masę ważnych spraw do załatwienia i wrócą na Forum, kiedy się z nimi uporają; ale już się nie pojawiały. Kilka, tych najbardziej bliskich mi forumowiczek stwierdziło, że kibicowanie Fichtnerowi już ich nie bawi – pożegnały się z Otisowem ciepło i wylogowały bezpowrotnie.
Koniec końców na Forum pozostałam tylko ja i Kasia.
Odwlekając nieuniknione
Tak więc na Otisowie byłam tylko ja i Kasia. I co dalej? Zostałyśmy. Dla wspólnego towarzystwa, z sentymentu i przy okazji żywiąc nadzieję, że Fichtner jeszcze kiedyś zabłyśnie tak, jak w Skazanym na śmierć, a na Otisowie znowu zagoszczą tłumy.
Oczywiście dyskusje na większości działów na Forum zamarły. Nie było już sensu prowadzenia dyskusji w Białym Aligatorze. Wciąż zachwycałyśmy się nowymi materiałami na temat naszego ulubionego aktora, ale nie były to zachwyty takie, jak kiedyś. Czasem było naprawdę przyjemnie, jak w chwilach, kiedy pojawił się nowy, ciekawy film, interesujący wywiad lub niecodzienne wydarzenie. Ale przez większość czasu Fichtner jakby na złość nie dawał nam okazji do takiego zadowolenia. Informacje o każdej nowej produkcji, w której miał wystąpić aktor, najpierw przyjmowałyśmy z zachwytem, w miarę pojawiania się materiałów promocyjnych nasze rozentuzjazmowanie przygasało, a po premierze przychodziło rozczarowanie, bo film lub serial nie spełniał naszych (i tak już mocno zaniżonych) oczekiwań.
Najgorzej było oczywiście ostatnio. Przestało chodzić o to, by podzielić się z drugą forumowiczką nowym, wyszperanym skądś materiałem, ale żeby przekleić na Forum rzeczy, które pojawiły się na Facebooku lub Tumblr. Zdjęcia, filmy lub wywiady, które obydwie za pomocą tych social-mediów zdążyłyśmy już zobaczyć. Korzystanie z Forum ograniczyło się do tego, by poświęcić czas i przekopiować to wszystko na Otisowo. Tylko, po co i dla kogo?
Kasia zawsze była bardziej rozsądna ode mnie. I to ona w sobotę stwierdziła, że to wszystko nie ma już sensu, że pora zamknąć Otisowo. Nie mam do niej żalu, bo przecież sama czułam to samo od dłuższego czasu, ale brakowało mi odwagi, by to przyznać. Wiedziałam, że prędzej, czy później będę musiała pożegnać się z Forum. Jednak, kiedy to nastąpiło, nie umiałam powstrzymać łez.
Cisza w pustym Barze
Fizycznie jestem teraz w Krakowie, w moim pokoju, przy biurku. Ale moja dusza siedzi na Forum, w wyimaginowanym Barze Biały Aligator. Dookoła panuje półmrok, większość żarówek już dawno się przepaliła i nie znalazł się nikt, by je wymienić. Puste stoliki pokrywa gruba warstwa kurzu, kurz unosi się w powietrzu, kurzem pokryte są, kryjące się w kątach pajęczyny. Pająków już nie ma, wymarły albo wyprowadziły się dawno temu. Wokół słychać niepokojącą ciszę, którą co jakiś czas przerywa jęk znajdującego się nad barem popsutego neonu, który bezskutecznie próbuje się zaświecić. Na ścianach wiszą wyblakłe zdjęcia, na których ledwo da się dostrzec twarze uśmiechniętych ludzi. Przyglądam się temu wszystkiemu ze złamanym sercem, powoli sącząc ostatniego drinka. Czy właśnie tak będzie się kiedyś czuł ostatni człowiek na Ziemi?
Kiedyś próbowałam się zapisać na inne forum, takie poświęcone Doktorowi Who. Nie wyszło, nie potrafiłam się zżyć z tamtymi forumowiczami. Obserwuję newsy dotyczące Fichtnera na Facebooku i Tumblr, ale obydwie te strony wydają mi się pozbawione duszy. Czy jeszcze kiedyś znajdę w internecie miejsce, w którym poczuję się, jak w domu?
No i pozostaje jeszcze kwestia Williama Fichtnera. W chemii katalizator jest czymś, co polepsza reakcję pomiędzy cząsteczkami, choć sam nie bierze w niej udziału. Ale jeśli pozostała tylko jedna cząsteczka, która nie ma z kim wejść w reakcję, to katalizator przestaje być potrzebny. Nie oznacza to co prawda, że za chwilę wykasuję z dysku twardego wszystkie materiały na temat Fichtnera, jakie udało mi się zebrać podczas ostatnich kilku lat, ani tym bardziej, że Bill znajdzie się na czarnej liście aktorów, których nie lubię oglądać. Po prostu już czuję, że moje serducho nie będzie biło na jego widok tak mocno, jak robiło to jeszcze kilka dni temu.
W sobotę płakałam, bo poczułam się, jakby umarł mój przyjaciel. Ale jednocześnie, jakby całkiem dobry etap w moim życiu właśnie dobiegł końca. I to mnie przeraża, bo nie mam pojęcia, co przyniesie mi przyszłość.
Dopijam drinka, stawiam pustą szklankę na barze, choć wiem, że nikt się nią nie zainteresuje. Otwieram drzwi, staję na progu i ostatni raz spoglądam za siebie, na miejsce, które kiedyś dawało mi tyle radości, a które teraz świeci przerażającą pustką. Jak to mówią, ostatni gasi światło. Żegnaj Otisowo, żegnajcie jego mieszkańcy. Na zawsze pozostaniecie w moim sercu. I będzie mi was brakowało.
źródło grafiki ilustrującej wpis: Otisowo-Forum
Wpis pochodzi z poprzedniej wersji bloga. Został zredagowany i nieznacznie zmodyfikowany.
Oryginalny tekst możesz przeczytać tutaj.