Empire

Daw­no, daw­no temu, ame­ry­kań­ska tele­wi­zja FOX była sta­cją, któ­ra świę­ci­ła trium­fy i rewo­lu­cjo­ni­zo­wa­ła świat seria­li. To pod jej ban­de­rą uka­za­ły się pro­duk­cje takie, jak 24 godzi­ny, Dok­tor House albo Ska­za­ny na śmierć. Potem jed­nak dobra pas­sa się skoń­czy­ła. I choć FOX wypro­du­ko­wał jesz­cze kil­ka cał­kiem uda­nych seria­li (takich, jak Frin­ge albo Glee), to nie były to tytu­ły tak dobre, jak te wcześniejsze.

Rok temu sta­cja posta­no­wi­ła odbić się od dna i poka­zać, że wciąż potra­fi pro­du­ko­wać świet­ne seria­le. I tak na ante­nie FOX zago­ści­ło mię­dzy inny­mi Empi­re. A ja, sku­szo­na dobry­mi recen­zja­mi oraz z jesz­cze jed­ne­go powo­du, o któ­rym napi­szę na koń­cu (a o któ­rym - oso­by śle­dzą­ce mnie na Face­bo­oku zapew­ne już wie­dzą ︎;) posta­no­wi­łam spró­bo­wać tej produkcji.

Muzyka jak narkotyk

Tytu­ło­we Empi­re jest wytwór­nią muzycz­ną. Fir­mą, będą­cą przy­kła­dem ame­ry­kań­skie­go snu, któ­rej wła­ści­ciel - gra­ny przez Terrence'a Howar­da Lucio­us Lyon - z bied­ne­go ulicz­ne­go rape­ra (i gang­ste­ra) zmie­nił się w milio­ne­ra. Na pierw­szy rzut oka Empi­re wyglą­da, jak każ­da inna fir­ma: ład­ny biu­ro­wiec, biz­nes­me­ni w dro­gich gar­ni­tu­rach, spo­tka­nia rady nad­zor­czej, wej­ście na gieł­dę i tak dalej. Ale Empi­re ma jesz­cze zaple­cze. I tam spra­wy nie wyglą­da­ją już tak pięknie.

Prze­krę­ty, wymu­sze­nia, zastra­sze­nia, sabo­ta­że, a nawet mor­der­stwa. Dla mafio­za - dzień jak co dzień. Rzecz w tym, że w przy­pad­ku Empi­re nikt nie han­dlu­je nar­ko­ty­ka­mi albo bro­nią, tyl­ko… muzy­ką. Serio, w seria­lu wytwór­nie muzycz­ne wal­czą ze sobą niczym gan­gi, a gdy sze­fo­wie kon­ku­ren­cyj­nych wytwór­ni pły­to­wych ze sobą nego­cju­ją, to jak ojco­wie chrzest­ni, robią to w towa­rzy­stwie uzbro­jo­nej po zęby świty.

Jed­nym z powo­dów, dla któ­rych nie chcia­ło mi się wcze­śniej oglą­dać Empi­re było to, że opis seria­lu mówił, że pro­duk­cja będzie opo­wia­dać o wytwór­ni muzycz­nej. A to nie wyda­wa­ło mi się cie­ka­we. Jak widzi­cie - bar­dzo się myli­łam! I choć fabu­ła nie dora­sta do pięt Ojco­wi Chrzest­ne­mu, to wątek gang­ster­sko-fir­mo­wy jest w Empi­re napraw­dę interesujący.

Gra o Tron?

Bar­dzo cie­ka­wy jest tak­że punkt wyj­ścia całej fabu­ły. Wła­ści­ciel Empi­re, Lucio­us Lion, dowia­du­je się, że jest nie­ule­czal­nie cho­ry i nie­dłu­go umrze. Posta­na­wia więc prze­ka­zać wła­dzę jed­ne­mu ze swo­ich trzech synów. Któ­re­mu dokład­nie? Lucio­us sam nie jest tego pew­ny. A ponie­waż nie jest też ojcem roku, ogła­sza synom: „chło­pa­ki, walcz­cie mię­dzy sobą o sto­łek - wygra­ny bie­rze wszystko”.

Sytu­acja jest o tyle cie­ka­wa, że każ­dy z synów Lucio­usa jest zupeł­nie inny. Naj­star­szy Andre, wie­dzie przy­kład­ne, ustat­ko­wa­ne życie. Nie potra­fi śpie­wać, ale za to skoń­czył stu­dia praw­ni­cze. Przez wie­le lat był w Empi­re pra­wą ręką swo­je­go ojca i moc­no się wku­rzył, gdy Lucio­us nie wyty­po­wał go na swo­je­go następ­cę. Młod­szy od Andre, Jamal, jest naj­bar­dziej ze wszyst­kich bra­ci uta­len­to­wa­ny muzycz­nie. Ale jed­no­cze­śnie chło­pak jest homo­sek­su­ali­stą, przez co ojciec nie darzy go sym­pa­tią. Nato­miast naj­młod­szy z bra­ci, Hake­em, to nasto­let­ni raper. I jak na nasto­let­nie­go rape­ra przy­sta­ło, chło­pak jest dość ste­reo­ty­po­wym typem wul­gar­ne­go skandalisty-buntownika.

Jak­by tego wszyst­kie­go było mało, z wię­zie­nia wycho­dzi była żona Lucio­usa, mat­ka chłop­ców, Cookie (w tej roli fan­ta­stycz­na Tara­ji P. Hen­son), któ­ra z jed­nej stro­ny chce zbli­żyć się do swo­ich synów, a z dru­giej - ponie­waż poszła za kra­ty zamiast swo­je­go męża - pra­gnie zgar­nąć część wła­dzy w Empi­re dla siebie.

Rela­cje pomię­dzy poszcze­gól­ny­mi boha­te­ra­mi są o tyle cie­ka­we, że wszy­scy się kocha­ją (bo w koń­cu są rodzi­ną), ale też każ­dy pra­gnie stoł­ka pre­ze­sa Empi­re dla sie­bie i by go zdo­być, nie cof­nie się przed niczym.

Tańce i śpiewy

FOX chciał by Empi­re było skie­ro­wa­ne nie tyl­ko do doro­słych, ale tak­że nie­co młod­szych widzów. Dla­te­go też, tro­szecz­kę jak Glee w każ­dym epi­zo­dzie co jakiś czas nastę­pu­je PIO­SEN­KA. Na szczę­ście, w odróż­nie­niu od Glee, nikt nie zaczy­na spon­ta­nicz­nie śpie­wać i tań­czyć na uli­cy, razem z przy­pad­ko­wy­mi prze­chod­nia­mi. Każ­dy utwór muzycz­ny jest logicz­ną czę­ścią fabu­ły - boha­te­ro­wie śpie­wa­ją na pró­bach, na kon­cer­tach albo przy krę­ce­niu tele­dy­sków. Ale pomi­mo tego - ten ele­ment Empi­re dener­wu­je mnie najbardziej.

Powo­dów jest kil­ka. Po pierw­sze i naj­waż­niej­sze - kie­dy oglą­dam serial, chcę oglą­dać serial, a nie słu­chać muzy­ki. A po dru­gie - nie lubię żad­ne­go ze sty­lów, w któ­rych śpie­wa­ją boha­te­ro­wie. Jamal two­rzy bal­la­dy popo­we (albo coś w tym sty­lu - nie znam się i nie wiem, jak to się facho­wo nazy­wa), nato­miast Hake­em rapu­je (i to zazwy­czaj w towa­rzy­stwie pół­na­gich, trzę­są­cych pupa­mi mało­lat). A to przy oka­zji spra­wia, że od stro­ny muzycz­nej Empi­re wypa­da gorzej od wspo­mnia­ne­go Glee, gdzie pano­wa­ła dużo więk­sza różnorodność.

Taką poprawność polityczną, to ja lubię!

Jeśli chce­cie zro­zu­mieć, jak czu­je się czło­wiek o innym niż bia­ły kolo­rze skó­ry, pod­czas oglą­da­nia więk­szo­ści fil­mów i seria­li, obej­rzyj­cie przy­naj­mniej jeden odci­nek Empi­re. Nie­mal wszyst­kie posta­ci w seria­lu są bowiem ciem­no­skó­re*. I uwierz­cie mi, serial z tego powo­du (przy­naj­mniej na począt­ku) wyda­je się dziw­ny. Ale ta dziw­ność wyni­ka jedy­nie z tego, że Hol­ly­wo­od przy­zwy­cza­iło nas do oglą­da­nia pro­duk­cji, w któ­rych wystę­pu­ją nie­mal wyłącz­nie bia­li ludzie. Nato­miast nie ma to nic wspól­ne­go z poczu­ciem, że ciem­no­skó­rzy boha­te­ro­wie zosta­li wci­śnię­ci do fabu­ły Empi­re na siłę, żeby całość była popraw­na poli­tycz­nie. W seria­lu pra­wie wszy­scy są ciem­no­skó­rzy, bo akcja dzie­je się w śro­do­wi­sku Afro­ame­ry­kań­skich muzy­ków. I tyle. Nie ma w tym (chy­ba) żad­nej głęb­szej popraw­no-poli­tycz­nej ide­olo­gii. I to jest moim zda­niem napraw­dę super.

Zasta­na­wia mnie nato­miast, w jak dużym stop­niu serial odwzo­ro­wu­je spo­sób bycia Afro­ame­ry­ka­nów. Bo są boha­te­ro­wie (na przy­kład Lucio­us, Andre lub Jamal), któ­rzy - jak­kol­wiek głu­pio by to nie zabrzmia­ło - zacho­wu­ją się „nor­mal­nie”. W takim sen­sie, że gdy­by zmie­ni­li kolor skó­ry na bia­ły, to ich spo­sób bycia, cały czas by do nich paso­wał. Nato­miast inni (Hake­em albo dwie sekre­tar­ki w Empi­re), mają dyna­micz­ny i nie­co agre­syw­ny spo­sób eks­pre­sji oraz spe­cy­ficz­ny styl ubie­ra­nia się. Zawsze myśla­łam, że takie podej­ście do przed­sta­wia­na ciem­no­skó­rych boha­te­rów jest ste­reo­ty­po­we, w złym tego sło­wa zna­cze­niu. Pyta­nie więc: na ile Empi­re ten ste­reo­typ powie­la, a na ile poka­zu­je, jak Afro­ame­ry­ka­nie zacho­wu­ją się w rzeczywistości?


* Nie mam poję­cia, czy sło­wo „ciem­no­skó­ry” jest popraw­ne poli­tycz­nie, doszłam jed­nak do wnio­sku, że tak i dla­te­go posta­no­wi­łam go użyć. Gdy­by jed­nak było ina­czej i gdy­bym kogoś ura­zi­ła - prze­pra­szam, nie mia­łam takie­go zamiaru!

Empire rządzi!

Gdy zasia­da­łam do oglą­da­nia Empi­re nie spo­dzie­wa­łam się po seria­lu nicze­go wiel­kie­go. Tym­cza­sem jest to cał­kiem uda­na pro­duk­cja. Fabu­ła nie jest może naj­wyż­szych lotów, ale wcią­ga i cza­sem potra­fi zasko­czyć. Uwa­gę przy­ku­wa­ją tak­że fan­ta­stycz­nie napi­sa­ni - i świet­nie zagra­ni - boha­te­ro­wie. Na ekra­nie kró­lu­je Tara­ji P. Hen­son w roli Cookie (nie rozu­miem dla­cze­go aktor­ka jest wymie­nia­na na samym koń­cu napi­sów, sko­ro to ona krad­nie cały serial). Bra­wa nale­żą się tak­że Ter­ren­co­wi Howar­do­wi - daw­no nie widzia­łam tak nie­jed­no­znacz­nej posta­ci, jak gra­ny przez nie­go Lucio­us Lion. Pozo­sta­li akto­rzy tak­że spi­su­ją się świet­nie, choć ich role nie są już aż tak wymagające.

Jak pisa­łam wcze­śniej - nie podo­ba mi się chy­ba tyl­ko muzy­ka. Ale tą prze­cież zawsze moż­na prze­wi­nąć lub też pod­czas jej słu­cha­nia zająć się na moment czymś innym.

Dodat­ko­wo - choć cięż­ko jest prze­wi­dzieć, czy serial w następ­nych odcin­kach (i sezo­nach) utrzy­ma swój poziom - w obec­nej chwi­li wyda­je mi się, że jest to jedy­na pro­duk­cja któ­ra kli­ma­tycz­nie i jako­ścio­wo jest w sta­nie zastą­pić (nie­ste­ty dobie­ga­ją­cą do koń­ca) Żonę ide­al­ną. Nie jest to co praw­da god­ne zastęp­stwo, ale póki co nicze­go lep­sze­go nie uda­ło mi się znaleźć.

Dodat­ko­wo, jeśli jeste­ście taki­mi świ­ra­mi jak ja, to jest jesz­cze jeden powód, dla któ­re­go koniecz­nie powin­ni­ście dodać Empi­re do listy oglą­da­nych seriali…

Nadchodzi Fichtner!!!

W naj­bliż­szym odcin­ku Empi­re poja­wi się nowa postać. Nie mam zie­lo­ne­go poję­cia, kto to będzie. Nie wiem, na czym będzie pole­gać jego rola. Wiem nato­miast, że w postać tą wcie­li się Wil­liam Ficht­ner!!! [zaraz wra­cam, muszę jesz­cze raz odtań­czyć taniec radości…]

Co wię­cej, wie­le wska­zu­je na to, że Bill poja­wi się w seria­lu przy­naj­mniej kil­ka razy. [taniec rado­ści, jesz­cze raz!] A ponie­waż, jak już wie­cie, uwa­żam Empi­re za dobry serial, to trzy­mam kciu­ki, by Ficht­ner grał w nim jak naj­dłu­żej. Zwłasz­cza, że poprzed­nia współ­pra­ca Wil­lia­ma ze sta­cją FOX zaowo­co­wa­ła stwo­rze­niem posta­ci agen­ta Maho­ne w Ska­za­nym na śmierć i zapo­cząt­ko­wa­ła moje uwiel­bie­nie dla tego akto­ra. ︎:)

I jak­by tego wszyst­kie­go było mało, Ficht­ner będzie pre­zen­to­wał się w seria­lu cał­kiem nie­źle, czy­li tak:

Empire – William Fichtner

źródło zdjęcia: Spoiler TV

Podej­rze­wam, że Bill wcie­li się w postać pro­du­cen­ta muzycz­ne­go. Choć nie obra­zi­ła­bym się, gdy­by zagrał jakie­goś muzy­ka i tro­chę pośpie­wał. Jed­nak bez wzglę­du na to, czy moje przy­pusz­cze­nia oka­żą się praw­dzi­we, czy też nie - jed­no wiem na pew­no - Bill spi­sze się świetnie.

Czy mogę dodać coś jesz­cze? Chy­ba nie. Dla­te­go odłóż­cie na bok Dyr­dy­ma­ły i leć­cie oglą­dać Empi­re. Napraw­dę warto!

Nie bądź pirat!

Zobacz na Upflix, gdzie obejrzeć omawianą produckję legalnie!

źró­dło gra­fi­ki ilu­stru­ją­cej wpis: FOX6Now

Wpis pocho­dzi z poprzed­niej wer­sji blo­ga. Został zre­da­go­wa­ny i nie­znacz­nie zmodyfikowany.

Ory­gi­nal­ny tekst możesz prze­czy­tać tutaj.