Przez bardzo długi czas byłam przysłowiowym szewcem bez butów. Choć posiadałam dużą wiedzę na temat e-czytelnictwa i wszystkich zachęcałam do korzystania z książek elektronicznych, sama nie posiadałam czytnika ebooków. Sytuacja zmieniła się na początku wakacji, kiedy to stałam się szczęśliwą posiadaczką takiego urządzenia.
Wtedy nie przypuszczałam jednak, że napiszę ten wpis. Myślałam, że wymiana papierowej książki na czytnik będzie przypominała przesiadkę z walkmana na odtwarzacz mp3 – zmieni się nośnik danych i poprawi wygoda użytkowania, ale nie będzie to miało większego wpływu na odbiór treści. Z zaskoczeniem odkryłam jednak, że czytnik stał się dla mnie czymś więcej, niż tylko zamiennikiem papieru. I w pozytywny sposób zmienił kilka aspektów mojego życia.
Recepta na czytelnicze ADHD
Internet źle wpływa na nasz sposób myślenia i odbierania treści. Tak mówią naukowcy. A ja nie potrzebuję zapoznawać się z ich badaniami, by o tym wiedzieć. Widzę to po samej sobie.
Czytanie nie sprawia mi problemu. Czytam dużo, ale są to głównie teksty znalezione w internecie. Gdy jednak sięgałam po tradycyjną, papierową książkę, zaczynałam się męczyć. Dłuższe obcowanie z jednym tekstem sprawia, że mój umysł zaczyna krzyczeć „Przestań! Mam tego dość! Muszę zająć się czymś innym!”. Do tej pory, jeśli nie miałam niczego innego pod ręką, bo utknęłam z jedną książką w poczekalni albo co gorsza na wakacjach, lektura z minuty na minutę stawała się coraz większą męczarnią. Doprowadziło to do tego, że niemal zupełnie przestałam czytać książki.
Jak ten problem rozwiązał czytnik? Tak, że w jego pamięci mam zapisane kilka książek i gdy czytanie jednej zacznie mnie nużyć, mogę w ułamku sekundy przełączyć się na inną. I tak, czytając rozdział z jednej książki, potem rozdział z innej, w czasie tych wakacji przeczytałam trzy książki. I lektura ani przez moment nie była torturą.
Nie piracę, to się nie opłaca!
Internet zmienił mój sposób myślenia w jeszcze jeden sposób. Zupełnie naturalne jest dla mnie korzystanie z pirackich treści. Z tego powodu czytnik ebooków bardzo długo utożsamiałam z możliwością wygodnego czytania tych wszystkich książek, którymi ludzie dzielą się na chomiku i innych podobnych mu serwisach. Ale po zakupie czytnika nie wgrałam na niego ani jednej pirackiej książki. Bo gdy coś można legalnie dostać za 10-15 złotych, to aż głupio tego nie kupić.
Szerzej o tym, dlaczego ebooków nie wypada piracić, pisałam już wcześniej, teraz wspomnę jedynie, że książki elektroniczne bardzo często są w promocji, czasem można nawet legalnie dostać je za darmo. Co więcej, nie trzeba samodzielnie śledzić wszystkich przecen. Wystarczy zerkać na blog Świat Czytników albo zacząć korzystać z serwisu Upoluj Ebooka.
Nigdy bym tego przeczytała!
Z wcześniejszymi dwoma zaletami czytania ebooków na czytniku wiąże się jeszcze jedna. Nabyłam w ten sposób kilka książek, których normalnie prawdopodobnie bym nie przeczytała. Ale ponieważ akurat były w promocji i miały dobre recenzje, to żal było nie kupić. Przy czym udało mi się je przeczytać także dzięki temu, że rozłożyłam lekturę na raty. Właśnie w ten sposób czytam teraz kilka, bardzo interesujących poradników dotyczących samorozwoju. A jeszcze rok temu powiedziałabym wam, że książki tego typu są nudne i męczące. Teraz natomiast odkryłam, że zapoznawanie się z pojedynczymi rozdziałami takich dzieł jest idealnym przerywnikiem przy czytaniu beletrystyki. I zyskuje na tym także książka fabularna, bo można na moment odsapnąć od jej lektury.
Przeczytam cię później, w ebooku
Wspominałam, że czytam dużo rzeczy w internecie. I ta czynność nie sprawia mi trudności. Ale raz w ramach eksperymentu wgrałam dłuższy tekst z jednego z czytanych przeze mnie blogów na czytnik. I coś, co było bardzo dobre, stało się jeszcze lepsze. Bo czytnik znacząco poprawił komfort czytania.
Przy czym dla osób niezorientowanych w temacie, śpieszę wyjaśnić, że czytnik ebooków nie nadaje się do przeglądania stron internetowych. Treść stron WWW trzeba bowiem przewijać z góry na dół, a to jest coś, do czego ekran e-ink, w który wyposażony jest czytnik, nie został stworzony. Żeby ebooka czytało się dobrze, treść musi być w jakiś sposób podzielona na strony. Jak więc przerobić stronę internetową z wpisem na blogu, na książkę elektroniczną?
Tu z pomocą przychodzi wtyczka do przeglądarki dotepub. Za jej pośrednictwem można dowolną stronę internetową zapisać w pamięci komputera (lub telefonu, bo wtyczka działa także w przeglądarkach mobilnych) w formacie ePub lub mobi. Wtyczka jest na tyle mądra, że potrafi rozpoznać główną treść na stronie (dzięki temu w ePubie lub mobi nie zapisują się elementy takie, jak na przykład menu strony).
Na końcu wystarczy skonwertowaną w taki sposób stronę internetową wgrać na czytnik ebooków i… czytać. ︎;)
Pocztą lub Dropboxem
Skoro już przy wgrywaniu plików na czytnik jesteśmy, warto wspomnieć o dwóch kolejnych, fantastycznych funkcjach, które posiada większość tego typu urządzeń. Mianowicie nie musimy wgrywać na nie książek przez kabel USB. Jeśli chcemy, możemy nadać naszemu czytnikowi adres mailowy, a potem wysyłać do niego ebooki, za pośrednictwem poczty elektronicznej. Możemy także zintegrować czytnik z naszym kontem Dropbox. W obydwu przypadkach nowe książki ściągną się na czytnik automatycznie, gdy tylko ten znajdzie się w zasięgu sieci WiFi.
Mi do gustu przypadło przede wszystkim to drugie rozwiązanie. Bo synchronizacja plików działa w obie strony. To znaczy, jeśli przykładowo wgram na Dropbox ePub z wpisem z bloga, to nie tylko pojawi się on na czytniku, ale także – gdy po przeczytaniu usunę go z czytnika, to jednocześnie zniknie on z Dropboxa. Na takiej samej zasadzie, jeśli na czytniku książkę przeniosę do folderu „Przeczytane”, książka ta trafi do tego samego folderu także na Dropboxie.
Ładowanie? A co to takiego?
Wiedziałam, że czytniki ebooków nie potrzebują dużo prądu, i że na jednym ładowaniu potrafią wytrzymać bardzo długo. Ale nie przypuszczałam, że aż tak długo! Naprawdę, nie pamiętam, kiedy ostatnim razem ładowałam swój czytnik. Kilka razy podłączyłam go do komputera, by wgrać na niego nieco więcej książek (nie chciało mi się czekać, aż wszystko przeleci przez Dropbox i WiFi). I te kilka chwil wystarczyło, by poziom naładowania baterii zwiększył się o jedną, dwie kreski.
Jak już pisałam: wiedziałam, że czytniki tak działają. Ale jednak, przy codziennym ładowaniu smartfona, obcowanie z urządzeniem, z którego korzystam bardzo często, a które niemal nie wymaga ładowania, wydaje mi się być czymś cudownym.
Czemu nie Kindle?
Czytnik, który posiadam, to PocketBook. Czemu nie zdecydowałam się na Kindla? Powodem nie było moje hipsterstwo, tylko kilka dość praktycznych względów.
Po pierwsze i najważniejsze – model, który posiadam jest wodo i pyłoodporny. Dzięki temu mogę bezstresowo czytać na przykład na przystanku autobusowym podczas deszczu (a także w autobusie z przeciekającym dachem, co już raz mi się zdarzyło).
PocketBook, w odróżnieniu od Kindla posiada ekran dotykowy oraz fizyczne klawisze (Kidnle mają albo przyciski, albo ekran dotykowy, nigdy jedno i drugie). A ja lubię takie połączenie. Poza tym funkcje wspomnianych klawiszy można skonfigurować wedle własnego gustu – co dla mnie znowu jest na plus. A wracając do dotykowości – Kindle i PocketBook mają nieco inny mechanizm zmiany stron. I ten zastosowany w PocketBooku jest moim zdaniem lepszy, bo pozwala na tak samo wygodne korzystanie z urządzenia, gdy trzyma się je zarówno w prawej, jak i lewej ręce.
Kindle (model Paperwhite) jest o tyle lepszy od PocketBooka, że posiada podświetlenie ekranu. Ale mi takie udogodnienie specjalnie nie jest do szczęścia potrzebne, bo zazwyczaj wieczorami czytam w miejscach, w których mam dodatkowe, żarówkowe źródło światła.
EDIT po latach: w obecnej chwili większość czytników ebooków posiada już podświetlenie (w tym dostępny w ofercie PocketBooka wodoodporny Aqua2). Co więcej, jak sama mogłam się przekonać – takie podświetlenie robi jednak różnicę, dlatego jeśli zamierzacie kupić czytnik, lepiej wybierzcie urządzenie, które je posiada.
Dobrze leży w dłoni
A skoro już przy wygodzie użytkowania jesteśmy – zwolennicy papierowych książek mówią, że czytniki ebooków nie szeleszczą przy przewracaniu stron i nie pachną farbą drukarską. Tak, to prawda, ale urządzenia te nadrabiają wspomniane „wady” znacznie lepszą wygodą użytkowania. Czytnik zajmuje mniej miejsca od książki, jest lżejszy i lepiej leży w dłoni. Znacznie wygodniej obsługuje się go też jedną ręką (zmienianie stron w zatłoczonym autobusie, podczas jednoczesnego trzymania się poręczy, nie jest takim problemem, jak w przypadku książki).
Podczas czytania książki bardzo często zdarzało mi się zamknąć ją przed wcześniejszym założeniem czytanej strony zakładką. W czytniku ten problem nie istnieje, bo każdy ebook automatycznie jest otwierany na stronie, na której wcześniej przerwało się lekturę.
Nigdy nie czytałam książek w łóżku. Próbowałam, ale było to dla mnie niewygodne. Natomiast czytnik uzbrojony w etui z podstawką jest po prostu stworzony do czytania do poduszki. Przenigdy nie czytałam też książek w wannie. Bo przecież papier się zamoczy, zniszczy. A przy wodoodpornym czytniku odkryłam, że w wannie czyta się naprawdę dobrze.
Jak się czujecie, gdy widzicie stary telewizor, taki z odstającym z tyłu kineskopem? Albo telefon stacjonarny, w którym numer wybiera się za pośrednictwem pokrętła? W porównaniu z tym, co mamy teraz, tamte urządzenia wydają się niewygodne w użyciu. Gdy ja widzę tego typu sprzęty, zastanawiam się, jak to możliwe, że korzystanie z nich kiedyś mnie nie denerwowało. Teraz zaczynam coraz częściej w podobny sposób myśleć o książkach.
Przyszłość jest dziś
Pięć lat temu napisałam artykuł, w którym co prawda nie byłam krytycznie nastawiona do ebooków, ale jednocześnie nie wierzyłam w to, że szybko staną się one czymś powszechnym. Gdy teraz spoglądam na tamten tekst, wygląda on jak pisany w jakiejś odległej epoce. Bo choć pięć lat to niewiele, to w kwestii e-czytelnictwa nastąpiły przez ten czas gigantyczne zmiany.
Posiadam własny czytnik. Urządzenie, które wtedy uważałam za ciekawostkę, coś czemu trudno będzie zastąpić zwykłą książkę. Samo kupowanie ebooków stało się dla mnie zwyczajną czynnością, choć pięć lat temu twierdziłam, że raczej nikomu za książki elektroniczne nie będzie chciało się płacić, a skala piractwa będzie tak wielka, że mało komu będzie się opłacało je wydawać. Nawet sami wydawcy oraz autorzy książek nie wiedzieli wtedy, jak traktować ebooki. Tymczasem teraz czymś dziwnym jest wydanie książki jedynie w formie papierowej. A inne kraje stawiają pozbawiony zabezpieczeń DRM, przyjazny dla czytelników polski rynek wydawniczy, za wzór do naśladowania.
Pięć lat temu myślałam, że książki elektroniczne staną się codziennością za dziesięć, może nawet dwadzieścia lat. A teraz trzymam w ręku własny czytnik – dowód na to, że przyszłość stała się teraźniejszością znacznie wcześniej, niż przypuszczałam.
Czuję się lepszym człowiekiem
Dlaczego ludzie kupują energooszczędne żarówki? Rachunki za prąd będą mieli dzięki temu zaledwie o kilka groszy niższe, a globalnego ocieplenia na pewno nie zatrzymają. Po co więc tyle zachodu? Bo człowiek dzięki temu czuje, że jest oszczędny, i że dba o środowisko. Czuje się lepszy. Nawet, jeśli to tylko iluzja i w życiu niewiele zmienia.
Wiem, że po zakupieniu czytnika ebooków nad moją głową nie zabłysła aureola. Ale kilka drobnych rzeczy w moim życiu zmieniło się na lepsze. Podczas wakacji przeczytałam więcej książek, niż przez cały zeszły rok. I znalazły się wśród nich tytuły, po które wcześniej prawdopodobnie bym nie sięgnęła. Na ekranie e-ink czytam też rzeczy, z którymi wcześniej zapoznawałam się na komputerze. Oszczędzam więc wzrok, bo e-ink jest przyjaźniejszy dla oczu. I nie piracę ebooków – kupuję je, tym samym wspierając ich twórców. Natomiast sama czynność czytania stała się znacznie wygodniejsza. A przy okazji czuję, że posiadam coś o czym jeszcze niedawno myślałam „może kiedyś, w dalekiej przyszłości”. Takie drobne, spełnione futurystyczne marzenie.
Być może czytnik ebooków jest jak energooszczędna żarówka – tworzy iluzję pozytywnych zmian, wywołuje poczucie bycia lepszym człowiekiem. Ale z drugiej strony, dawno już nie kupiłam czegoś, co dałoby mi tyle radości. I w tym jest coś naprawdę dobrego.
Właśnie dlatego piszę ten wpis. Czytnik ebooków nie jest tani. Ale nie jest też specjalnie drogi. A jego zakup na pewno się wam opłaci. Bo kupicie coś więcej, niż tylko urządzenie do czytania książek.
Wpis pochodzi z poprzedniej wersji bloga. Został zredagowany i nieznacznie zmodyfikowany.
Oryginalny tekst możesz przeczytać tutaj.