Zazwyczaj nie wypowiadam się na temat polityki, równouprawnienia, dyskryminacji rasowej oraz innych, tego typu spraw. Jednak ostatnio kwestie te kilkukrotnie poruszono w kontekście kina i telewizji. Za każdym razem chciałam w związku z tym zabrać głos na łamach bloga, ale niestety pisanie nie idzie mi tak szybko jak bym chciała. Teraz jednak, gdy temat znowu wypłynął przy okazji Avengersów, stwierdziłam że trzeba wziąć się w garść i napisać notkę o kilku, nieco ze sobą powiązanych, dość istotnych sprawach.
Czarny Szturmowiec i Bond jeszcze czarniejszy
Kiedy w pierwszej scenie, pierwszego zwiastuna nowych Gwiezdnych Wojen pojawił się czarnoskóry Szturmowiec zaczęła się dyskusja dotycząca tego, czy Szturmowiec może mieć taki kolor skóry. A potem oliwy do ognia dolała plotka, że nowym Bondem zostanie Idris Elba.
Obserwowałam z boku, jak internauci kłócą się między sobą. I wiecie, co mnie w tej wojnie na słowa przeraziło najbardziej? Nie pełne nienawiści, rasistowskie komentarze. Bo te, choć niepokojące, są czymś co w takich sytuacjach pojawia się zawsze, trochę jak pseudokibice na meczach piłki nożnej. Najgorsze było to, że ci, którzy trzymali stronę czarnoskórych aktorów i nawoływali do tolerancji, jednocześnie zakwalifikowali do grona złych, zacofanych rasistów WSZYSTKICH którzy się z nimi nie zgadzali. Dlaczego to jest takie straszne? Bo rasistami zostali okrzyknięci także ludzie, którzy grzecznie i kulturalnie stwierdzili, iż im czarnoskóry Bond nie pasuje, bo przywykli do tego, że postać tą gra biały Anglik. Co z kolei pokazało, że ci „postępowi”, pro-czarno-bondowo-szuturmowcowi internauci postrzegają świat w czarno-białych kolorach, na zasadzie „jesteś z nami albo przeciwko nam” i nie tolerują tego, że ktoś może mieć inne zdanie niż oni.
Jeśli chodzi o mnie, to nie obchodzi mnie jakie kolory skóry będą mieli bohaterowie Gwiezdnych Wojen. Natomiast czarny Bond wydaje mi się dziwnym pomysłem. I choć nie twierdzę, że Idris Elba nie powinien grać Agenta 007, to rozumiem, że niektóre osoby na myśl o czarnoskórym Bondzie mogą czuć się mniej komfortowo ode mnie. Czy należy ich za to potępiać? Oczywiście, że nie! Bo to trochę tak, jakby o człowieku, który nigdy nie jadł i nie ma zamiaru jeść żabich udek powiedzieć, że nienawidzi francuskiej kuchni i Francuzów.
Czy oceniać Tulip po aktorce?
Prace nad ekranizacją Kaznodziei ruszyły. I mam problem. A nawet dwa problemy. Nie podoba mi się wybór Dominica Coopera na tytułowego bohatera. Bo choć aktora uwielbiam, to do roli Jessego Custera zupełnie mi on nie pasuje. Ale jeszcze bardziej nie podoba mi się to, że Tulip zagra Ruth Negga. Ona nie pasuje mi jeszcze bardziej, ale nie dlatego, że jest czarnoskóra, tylko ponieważ widziałam ją w Agentach SHIELD i nie podobał mi się tam jej występ. I wiecie co? Boję się o tym pisać. Boję, ze względu na to, o czym wspominałam przy okazji Szturmowca i Bonda. Boję się, że zaraz pojawi się jakiś „postępowy”, walczący z dyskryminacją internauta i nazwie mnie nietolerancyjną rasistką.
Przy czym pomimo tego, że wybór Coopera i Neggi mi się nie podoba, nie twierdzę, że twórcy Kaznodziei powinni zmienić obsadę. Bo to, czy aktorzy spiszą się w swoich rolach będę mogła ocenić dopiero po zobaczeniu pilotowego odcinka. Poza tym nie lubię, gdy ktoś na podstawie szczątkowych informacji ocenia film lub serial na długo przed jego premierą. I wkurza mnie, gdy te krytyczne głosy są tak głośne, że zmuszają twórców do bardzo drastycznych zmian w scenariuszu lub obsadzie.
Weźmy za przykład występ Williama Fichtnera w Wojowniczych Żółwiach Ninja. Fichtner miał zagrać głównego złola – Shreddera, ale internauci zaczęli piszczeć, że tak być nie może, bo Shredder powinien być Japończykiem. I lamentowali tak głośno, że producenci ugięli się, znacząco zmienili fabułę filmu oraz przerobili i przycięli występ Fichtnera tak, by ten wcielił się w zupełnie inną postać. Co specjalnie mnie nie smuci, bo Wojownicze Żółwie Ninja były kiepskim dziełem i dobrze, że rolę Fichtnera zmniejszono. Nie podoba mi się jednak to, że film został zmodyfikowany tylko z powodu tego, że pewnym (najbardziej rozwrzeszczanym) osobom po zobaczeniu zwiastuna nie spodobała się obsada. Poza tym, skoro białych, komiksowych bohaterów grają czarnoskórzy aktorzy, to trochę nie fair, że postaci, która oryginalnie była Japończykiem, nie mógł zagrać Fichtner. Nie mówiąc już o tym, że ludzie jednocześnie wściekają się, że czarne charaktery za często są grane przez Azjatów, więc Fichtner-Shredder byłby pod tym względem bardzo poprawny politycznie.
Szczucie cycem i nie tylko
O szczuciu cycem mówi się zazwyczaj w kontekście mniej lub bardziej roznegliżowanych kobiet, ale równie dużym problemem wydaje mi się być szczucie męskim cycem. I pośladkiem.
Nie chodzi mi o to, że panowie nie powinni pokazywać swoich nagich torsów na ekranie, tylko o to, że nie można takich scen na siłę wciskać do fabuły. A coś takiego miało miejsce chociażby w najnowszych Avengersach, gdzie producenci wymusili na Jossie Whedonie, by ten pokazał ujęcie z półnagim Chrisem Hemsworthem, mimo iż to było pozbawione większego sensu.
Podobno tego typu sceny służą temu, by walczyć z seksizmem. Żeby w kinie panie też „miały sobie na co popatrzeć”. Problem w tym, że całość w moim odczuciu odnosi efekt odwrotny do zamierzonego. Już tłumaczę dlaczego.
Zacznijmy od tego, że wśród producentów filmów przeważają mężczyźni. A panowie są zazwyczaj wzrokowcami i lubią oglądać mniej lub bardziej odsłonięte, kobiece biusty. Przez to odnoszę wrażenie, że wielu facetów-producentów-filmowych myśli „skoro ja lubię oglądać nagie panie, to panie na pewno lubią oglądać nagich panów”. Niestety (lub stety) my kobiety postrzegamy świat nieco inaczej – umięśniona męska klata nie będzie dla nas najważniejszym elementem filmu. Co więcej – z racji tego, że widok faceta bez koszuli nie jest czymś kontrowersyjnym i łamiącym tabu – zupełnie nie rozumiem, dlaczego ostatnio zaczęło się z tego robić takie duże halo. Bardzo podobnie sprawa ma się z męskimi pośladkami. Tych co prawda nie pokazują na ekranach tak często, jak męskich torsów, ale wciąż uważam, że robienie z tego wielkiej sensacji jest dużą przesadą.
Kiedy oglądałam w kinie X-Men: Days of Future Past i na ekranie pojawił się Hugh Jackman bez majtek, kilka dziewczyn na sali pisnęło z zachwytu. A ja bułam zażenowana. Nie z powodu czterech liter Wolverina. Po prostu poczułam się, jakby twórcy filmu potraktowali mnie jak głupią nastolatkę, która nigdy wcześniej nie widziała gołego, męskiego tyłka.
Wydaje mi się, że równouprawnienie nie polega na tym, by zmienić kobietę w mężczyznę – ubrać w spodnie, dać pracę w kopalni i pokazać męskiego cyca w kinie. Nie twierdzę też, że należy popadać w skrajności – pokazywanie nagich ludzi (zarówno kobiet, jak i mężczyzn) w kinie, telewizji czy nawet reklamie, nie jest grzechem, pod warunkiem, że ma jakieś logiczne uzasadnienie w fabule i nie robi się z tego wielkiej sensacji.
Biały z białym, o czarnym
W tym sezonie, w jednym z odcinków Good Wife pojawiła się taka oto scena:
I tak sobie myślę: skoro wkurza mnie to, że faceci-producenci pokazują mi w filmach męskie cyce, bo ich zdaniem będzie mi się to podobać, to czy ja, biała dziewczyna, która problem dyskryminacji rasowej zna jedynie z filmów i internetu, ma prawo w ogóle wypowiadać się na temat ludzi o innym kolorze skóry? I co jeśli – biali w sieci obrzucają się błotem z powodu czarnych Szturmowców i Bondów, podczas gdy czarnoskórych w ogóle te kwestie nie obchodzą? Co więcej: założę się, że istnieje spory odsetek czarnoskórych, którzy również są zdania, że Szturmowcy lub Bond nie powinni być czarni. To trochę tak, jak z Doctorem Who – gdy pojawiła się plotka, że nowa inkarnacja Doktora mogłaby być kobietą, to dziewczyny mogły spokojnie być za lub przeciw temu pomysłowi. Natomiast panowie, którzy wyrazili niechęć do Doktora-kobiety, byli narażeni na posądzenie o dyskryminowanie płci przeciwnej.
Czy więc powinniśmy przestać dyskutować? W pewnym sensie wydaje mi się, że tak. Bo są to dyskusje, które tak naprawdę do niczego nie prowadzą i robią więcej złego, niż dobrego. Wyobraźcie sobie co by było, gdyby nie pojawił się żaden zwiastun najnowszych Gwiezdnych Wojen i gdyby wszyscy szli do kina w dniu premiery zupełnie nie wiedząc, co ich czeka. I dopiero wtedy zobaczyli czarnego Szturmowca. Obstawiam, że po obejrzeniu filmu nikt nie zastanawiałby się nad kolorem skóry tego bohatera, za to wszyscy rozmawialiby o tym, czy była to interesująca postać. I byłaby to dyskusja dużo ciekawsza od tej, która teraz toczy się wokół tej „problematycznej” postaci.
autor grafiki ilustrującej wpis: mmi9
Wpis pochodzi z poprzedniej wersji bloga. Został zredagowany i nieznacznie zmodyfikowany.
Oryginalny tekst możesz przeczytać tutaj.