Blood and Chrome - logo

Blo­od and Chro­me było tytu­łem, z powo­du któ­re­go „Tygo­dnia z Bat­tle­star Galac­ti­ca” nie zafun­do­wa­łam wam rok temu i robię to dopie­ro teraz. Ale czy to źle? Hmm, to aku­rat musi­cie oce­nić sami.

Dużo waż­niej­sze jest nato­miast pyta­nie, czy na Blo­od and Chro­me war­to było cze­kać? Czy pro­duk­cja seria­lu słusz­nie zakoń­czy­ła się na pilo­to­wym odcin­ku? I przede wszyst­kim, czy Blo­od and Chro­me jest w ogó­le god­ny przy­na­le­że­nia do resz­ty uni­wer­sum Bat­tle­star Galac­ti­ca?

Zbyt piękny i za młody

W pilo­to­wym (i jedy­nym) odcin­ku seria­lu pozna­je­my mło­de­go Wil­lia­ma Ada­mę. Chło­pak jest świe­żo po aka­de­mii – to aro­ganc­ki i pew­ny sie­bie ide­ali­sta, któ­ry o wal­ce z Cylo­na­mi sły­szał masę histo­rii, wręcz legend, i któ­ry teraz ma zoba­czyć, jak woj­na wyglą­da w rzeczywistości.

Wyda­je mi się, że naj­więk­szym błę­dem twór­ców seria­lu było zde­cy­do­wa­nie się na taki, a nie inny wiek głów­ne­go boha­te­ra. Ada­ma jest nasto­lat­kiem. A nikt nie lubi oglą­dać poważ­nych pro­duk­cji, w któ­rych głów­ne posta­ci są mało­la­ta­mi. Nawet mało­la­ty. Mnie też mło­dy i ślicz­ny jak z obraz­ka Ada­ma nie przy­padł do gustu. Moje ser­du­cho potra­fi moc­niej zabić na widok nie­co bar­dziej doj­rza­łych, ekra­no­wych przy­stoj­nia­ków, ale pozo­sta­je zupeł­nie obo­jęt­ne i nie­czu­łe na takich mło­ko­sów jak nasto­let­ni Adama.

Blood and Chrome – Adama

Piękny, młody i niemożliwy do polubienia.

źródło zdjęcia: Amazon

Co wię­cej, nie­wie­lu lubi też pozna­wać histo­rie „naro­dzin” boha­te­rów, a wła­śnie coś takie­go poka­zy­wał pilot Blo­od and Chro­me. Gdy­by więc pierw­szy odci­nek przed­sta­wiał wyda­rze­nia, któ­re mia­ły­by miej­sce kil­ka lat póź­niej, wrzu­cił by nas w sam śro­dek jakiejś histo­rii, bez zbęd­nych wstę­pów i wyja­śnień, i gdy­by Ada­ma był w wie­ku, powiedz­my, Apol­la z Bat­tle­star Galac­ti­ca – wte­dy zapew­ne pro­duk­cja była­by bar­dziej atrakcyjna.

Dodat­ko­wym pro­ble­mem mogło tu być tak­że to, że o ile twór­cy Bat­tle­star Galac­ti­ca zawsze potra­fi­li w cie­ka­wy spo­sób zapre­zen­to­wać doro­słych boha­te­rów, tak nie radzi­li sobie z młod­szy­mi posta­cia­mi, co poka­za­li cho­ciaż­by w Capri­ce. Blo­od and Chro­me ewi­dent­nie zma­gał się z podob­nym pro­ble­mem, bo w pilo­cie oso­bą, któ­ra iry­to­wa­ła mnie naj­bar­dziej, był wła­śnie goło­wąs Adama.

Świat efektów specjalnych

Pro­du­cen­ci seria­lu pode­szli do sce­no­gra­fii w bar­dzo inno­wa­cyj­ny spo­sób, zastę­pu­jąc wszyst­ko, co się tyl­ko dało, gre­en scre­enem. Pomysł był wbrew pozo­rom nie­głu­pi, bo dawał duże pole do popi­su sce­na­rzy­stom, któ­rzy mogli umie­ścić akcję seria­lu w nie­mal dowol­nym miejscu.

Co waż­ne same efek­ty spe­cjal­ne tak­że pre­zen­to­wa­ły się dość inte­re­su­ją­co. W sce­nach z akto­ra­mi, posta­ci były w cie­ka­wy spo­sób oświe­tla­ne, obraz odpo­wied­nio fil­tro­wa­ny, a to wszyst­ko w połą­cze­niu z CGI dawa­ło napraw­dę wyśmie­ni­ty efekt.

W fotel wgnia­ta­ło też począt­ko­we uję­cie Galac­ti­ki – kie­dy zoba­czy­łam ten sta­ry, dobry sta­tek kosmicz­ny w peł­nej kra­sie, aż mi się łez­ka w oku zakręciła!

Blood and Chrome – Battlestar Galactica

Jeśli zakochaliście się w Battlestar Galactica, Blood and Chrome warto obejrzeć chociażby po to, by zobaczyć, jak Galactica prezentowała się w czasach swojej świetności.

źródło zdjęcia: kard z filmu Blood and Chrome

Przy czym, nie­ste­ty, nie­bez­pie­czeń­stwo sto­so­wa­na dużej ilo­ści efek­tów spe­cjal­nych pole­ga na tym, że w dzie­wię­ciu przy­pad­kach na dzie­sięć będą one pre­zen­to­wać się bar­dzo dobrze, ale w tym jed­nym wyjąt­ku od regu­ły coś pój­dzie nie tak i obraz będzie sztucz­ny. A widzo­wie naj­le­piej zapa­mię­ta­ją to, co będzie ich kuło w oczy, czy­li wła­śnie te gorzej dopra­co­wa­ne ele­men­ty CGI. Ten pro­blem doty­czył tak­że Blo­od and Chro­me, gdzie zda­rzy­ło się kil­ka takich wła­śnie, nie­uda­nych scen, któ­re bar­dzo psu­ły odbiór całości.

Tak wygląda wojna

Bar­dzo podo­ba­ło mi się to, jak Blo­od and Chro­me poka­zy­wał kuli­sy woj­ny. To nie była zaba­wa, tyl­ko kawał cięż­kiej robo­ty, któ­ry na doda­tek upodlał ludzi, zamiast ich uszlachetniać.

Świet­nie pre­zen­to­wa­ła się zwłasz­cza gra­na przez Bena Cot­to­na postać Coke­ra, któ­ry nie zacho­wy­wał się hero­icz­nie i nie uwa­żał, że wal­ka z Cylo­na­mi jest jego patrio­tycz­nym obo­wiąz­kiem. Ot, wyko­ny­wał pra­cę, któ­ra zosta­ła mu powie­rzo­na, sta­ra­jąc się przy tym moż­li­wie jak naj­mniej napra­co­wać i nie nara­żać na ostrzał wroga.

Blood and Chrome – Coker

Serial byłby o niebo lepszy, gdyby jego głównym bohaterem był zmęczony wojną i przede wszystkim – dorosły – Coker, a Adama służył jedynie za dodatek, pewnego rodzaju easter egg.

źródło zdjęcia: DVD Talk

Bar­dzo dobrze wypa­dła też jed­na z ostat­nich scen, w któ­rej Ada­ma dowia­du­je się, że jego raport został zmie­nio­ny tak, by wyglą­dał na bar­dziej pozy­tyw­ny i mówił o suk­ce­sie, a nie klę­sce misji, w któ­rej mło­dzik brał udział. A wszyst­ko po to, by nie zaszko­dził pro­pa­gan­dzie pro­wa­dzo­nej przez wojskowych.

I gdy­bym mia­ła wska­zać jeden ele­ment, dla któ­re­go powin­ny powstać dal­sze odcin­ki Blo­od and Chro­me, poka­za­ła­bym wła­śnie na wąt­ki mówią­ce, jak napraw­dę wyglą­da wojna.

Gdzie jest dobry scenariusz?!

Tro­chę się Blo­od and Chro­me zachwy­cam, ale praw­da jest taka, że pilo­to­wy odci­nek zupeł­nie mi się nie podo­bał. Cze­mu? Bo mogła­bym przy­mknąć oko na mło­de­go Ada­mę. Mogła­bym nie zwra­cać uwa­gi na nie­uda­ne efek­ty spe­cjal­ne. Ale nie potra­fi­łam znieść kiep­sko­ści scenariusza.

Przy­zna­ję, zaczę­ło się cał­kiem nie­źle. Sce­ny na Galac­ti­ce były świet­ne, póź­niej­sze na stat­kach wid­mo – tak­że. Wszyst­ko popsu­ło się, gdy głów­ni boha­te­ro­wie wylą­do­wa­li na zimo­wej pla­ne­cie. Wte­dy to zaczę­ły się dziać rze­czy nie­lo­gicz­ne, a roz­wią­za­nia wcze­śniej zawią­za­nych intryg oka­za­ły się nie­sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce. I jak­by tego wszyst­kie­go było mało, Ada­mie został zafun­do­wa­ny romans rodem z tanich powie­ści dla kur domowych!

Blood and Chrome – romans

Adama, uciekaj stamtąd! Jesteś za młody na amory!

źródło zdjęcia: Amazon

Dużym pro­ble­mem byli też Cylo­ni. Pamię­ta­cie, jak wspo­mi­na­łam o sztucz­nych efek­tach spe­cjal­nych psu­ją­cych odbiór cało­ści? Tak, Cylo­ni też się do tego psu­cia przy­czy­nia­li! Co wię­cej, w obsa­dzie nie było już nie­lu­bią­ce­go kosmi­tów Edwar­da Jame­sa Olmo­sa, więc twór­cy Blo­od and Chro­me puści­li wodze fan­ta­zji i wpro­wa­dzi­li jakieś hybry­dy Cylo­nów i węży. A stwor­ki te, choć wyglą­da­ły groź­nie i efek­tow­nie, to jed­nak zabi­ja­ły jakąś cząst­kę magii, któ­rą miał w sobie pozba­wio­ny ufo­lud­ków Bat­tle­star Galac­ti­ca. I jesz­cze ten paskud­ny Cylon-pra­wie-czło­wiek na koń­cu – brrr, okropieństwo!

Czy warto psuć sobie humor?

Pro­blem z pilo­ta­mi seria­li pole­ga na tym, że bar­dzo czę­sto nie są one zbyt cie­ka­we, a COŚ zaczy­na się dziać dopie­ro póź­niej, po dwóch, trzech odcin­kach. Dla­te­go też trud­no jest mi stwier­dzić, czy gdy­by Blo­od and Chro­me, dostał szan­sę, ewo­lu­ował by w coś cie­ka­we­go, czy może wręcz odwrot­nie. Wyda­je mi się jed­nak, że mógł­by on co naj­wy­żej stać się seria­lem takim, jak Teen Wolf, czy­li prze­zna­czo­ną dla dzie­cia­ków, przy­jem­ną i efek­tow­ną pro­duk­cją, któ­ra jed­nak nie posia­da­ła­by jakiś więk­szych i głęb­szych wartości.

Blood and Chrome – Cylon

A mogło być tak pięknie…

źródło zdjęcia: Amazon

Dla fanów Bat­tle­star Galac­ti­ca pilot Blo­od and Chro­me może być mniej wię­cej tym samym, co czwar­ta część przy­gód India­ny Jone­sa dla wiel­bi­cie­li Indy'ego – fil­mem, któ­ry moż­na obej­rzeć, jako cie­ka­wost­kę, a potem zapo­mnieć o jego ist­nie­niu. I ode­tchnąć z ulgą, że takich pro­duk­cji nie powsta­ło więcej.

Nie bądź pirat!

Zobacz na Upflix, gdzie obejrzeć omawianą produckję legalnie!

źró­dło gra­fi­ki ilu­stru­ją­cej wpis: Bat­tle­star Galac­ti­ca: Blo­od and Chro­me Tra­iler; autor loga BSG: vipe­ra­via­tor

Wpis pocho­dzi z poprzed­niej wer­sji blo­ga. Został zre­da­go­wa­ny i nie­znacz­nie zmodyfikowany.

Ory­gi­nal­ny tekst możesz prze­czy­tać w ser­wi­sie Blog­spot.