Tydzień z Battlestar Galactica, Wpisy Archiwalne – Blogspot Filmowo-Serialowy, Krótkie Widełka, Szaleństwo Serialowe
Mistrzowskie napięcie na skraju wojny
[ Tydzień z Battlestar Galactica ]
Dzień czwarty: Prelude to War
przewidywany czas czytania: 2 minuty
Wczorajszym wpisem o Blood and Chrome zakończyłam tą trudniejszą, bardziej grafomańską część rozważań o serii Battlestar Galactica. Ale tydzień się jeszcze nie skończył i od dziś, do soboty będzie tu mniej dyrdymalenia, a więcej pokazywania ciekawych rzeczy związanych z serialem.
Ale nie myślcie sobie, że postanowiłam iść na łatwiznę! Gdy tylko wpadłam na pomysł stworzenia „Tygodnia z Battlestar Galactica”, zadałam sobie przy okazji pytanie: czy istnieje pojedyncza scena z serialu, którą mogłabym wam pokazać na zachętę? Taka, która w świetny sposób oddawałaby klimat produkcji, ale za dużo nie spoilerowała i - wyrwana z kontekstu – nie traciła siły przekazu? Wyselekcjonowanie takiego fragmentu było trudne, bo – o czym pisałam we wtorek – Battlestar Galactica stanowi jedną, integralną całość i pojedyncza scena jest niczym puzzel oderwany od stuelementowej układanki.
Ciężko było mi więc zdecydować, co wam pokazać. Czy ostatecznie dokonałam właściwego wyboru? To już musicie ocenić sami.
Przy czym, niestety nie może się tutaj obejść bez krótkiego wprowadzenia oraz drobnego spoileru.
W drugim sezonie Battlestar Galactica okazuje się, że atak Cylonów przetrwał jeszcze jeden battlestar – Pegasus. Początkowo wszyscy się cieszą, zwłaszcza, że odnaleziony statek jest nowszej generacji, posiada pełne uzbrojenie i załogę lepiej przygotowaną do walki. Poza tym na jego pokładzie przebywa pani admirał Cain, czyli osoba wyższa stopniem od komandora Adamy. Stary dowódca Galactiki może więc nieco odetchnąć i przekazać większość stresujących obowiązków związanych z kierowaniem wojskiem, innej osobie.
Szybko okazuje się jednak, że pani admirał ma nieco inne zdanie na temat tego, jak ludzie powinni postąpić po ataku Cylonów. Dodatkowo na pokład Pegasusa zostają wysłani dwaj członkowie załogi Galactiki, którzy na miejscu nieco rozrabiają, za co zostają przez panią admirał, niesprawiedliwie z resztą, skazani na śmierć. To powoduje natomiast, że Adama stwierdza, iż sprawy zaszły za daleko i postanawia odbić swoich ludzi.
Dwa battlestary, zamiast wspólnie walczyć przeciwko Cylonom, zaczynają celować w siebie nawzajem. I o tym właśnie opowiada poniższa scena:
Co w tym wszystkim takiego pięknego? Po pierwsze kontrast pomiędzy wściekłym i zdeterminowanym, ale jednocześnie próbującym zachować zimną krew Adamą, a zasłaniającą się przepisami, chłodną i obojętną admirał Cain. Emocje, które dodatkowo są potęgowane przez otaczających tą dwójkę pozostałych członków załogi – zdezorientowanych, nie do końca pewnych, czy powinni wykonywać rozkazy i przede wszystkich przerażonych sytuacją, w której się znaleźli.
Sytuacją, która bardzo przypomina taką, jaką często możemy zobaczyć na filmach o amerykańskich i radzieckich łodziach podwodnych, bawiących się ze sobą w kotka i myszkę w czasie zimnej wojny. Wystarczy, że jednej osobie puszczą nerwy, padnie nieodpowiedni rozkaz albo ktoś przyciśnie guzik, którego nie powinien naciskać i ludzkość zostanie zniszczona.
Napięcie potęguje także ruch kamery, która coraz szybciej i szybciej wiruje wokół Adamy oraz Cain, a z planu półpełnego przechodzi do zbliżenia. Jakby tego było mało, w tle słyszymy skomponowany przez Beara McCreary'ego utwór Prelude to War, który jeszcze bardziej potęguje grozę, sprawia iż odnosimy wrażenie, że oto za chwilę zetrą się ze sobą nie tyle dwa statki kosmiczne, co dwóch mitycznych, potężnych tytanów.
Jak dla mnie ta scena jest po prostu majstersztykiem!
Tydzień z Battlestar Galactica
– pozostałe wpisy:
źródło zdjęcia ilustrującego wpis: kethinov; autor loga BSG: viperaviator
Wpis pochodzi z poprzedniej wersji bloga. Został zredagowany i nieznacznie zmodyfikowany.
Oryginalny tekst możesz przeczytać w serwisie Blogspot.