Doctor Who - Dziewiąty

„Tydzień z Bat­tle­star Galac­ti­ca nie bez powo­du zakoń­czy­łam odcin­kiem Por­t­lan­dii, w któ­re­go fina­le boha­te­ro­wie zasia­da­ją do oglą­da­nia Doctor Who. To był ide­al­ny punkt wyj­ścia dla nowe­go „Tygo­dnia z…”, w któ­rym opo­wiem wam – a jak­że! – o mojej tego­rocz­nej, waka­cyj­nej miło­ści seria­lo­wej, czy­li wła­śnie o Doktorze.

Zaparz­cie więc her­ba­tę, przy­go­tuj­cie prze­ką­ski, roz­siądź­cie się wygod­nie i zapnij­cie pasy – od następ­ne­go aka­pi­tu cze­ka na was sza­lo­na podróż w cza­sie i przestrzeni!

Stary, ale… nowy

Pierw­szy odci­nek Doctor Who poja­wił się na ante­nie BBC w 1963 roku (cie­ka­wost­ka: Doctor Who jest naj­dłu­żej emi­to­wa­nym seria­lem scien­ce-fic­tion ever). To spra­wia, że jest to pro­gram nie­mal tak sta­ry, jak tele­wi­zja, a Bry­tyj­czy­cy darzą Dok­to­ra podob­nym sen­ty­men­tem, jak Ame­ry­ka­nie Gwiezd­ne Woj­ny lub Star Tre­ka.

Big Blue Box Podcast – Classic Who

Tak wyglądało pierwszych ośmiu Doktorów. Czemu było ich ośmiu i dlaczego tematem dzisiejszego Dyrdymała jest Dziewiąty Doktor? Spokojnie, zaraz wszystko stanie się dla was jasne!

źródło grafiki: Big Blue Box Podcast

Nie­ste­ty w latach osiem­dzie­sią­tych serial stra­cił widzów i został zdję­ty z ante­ny. To dopro­wa­dzi­ło do tego, że na świe­cie poja­wi­ło się całe poko­le­nie dzie­cia­ków, któ­re nie wie­dzia­ły kim jest Dok­tor i nie zna­ły stra­chu przed Dale­ka­mi. Na szczę­ście na począt­ku XXI wie­ku mądrzy ludzie z BBC dostrze­gli ten pro­blem i stwier­dzi­li, że nie mogą pozwo­lić na to, by tak waż­ny ele­ment kul­tu­ry Bry­tyj­skiej, jakim jest Doctor Who, uległ zapomnieniu.

Doctor Who - nowy Doktor

Doktor na miarę XXI wieku!

źródło zdjęcia: The Tiger WhoCame To Tea

Serial posta­no­wio­no wskrze­sić w taki spo­sób, by był on dosto­so­wa­ny zarów­no do widzów, któ­rzy wcze­śniej go oglą­da­li, jak i takich, któ­rzy w ogó­le nie wie­dzie­li kim jest Dok­tor. Dzię­ki temu, żeby zro­zu­mieć o co cho­dzi w Doctor Who nie trze­ba oglą­dać odcin­ków z XX wie­ku – wystar­czą te, któ­re były emi­to­wa­ne od 2005 roku*.

* Dla roz­róż­nie­nia sta­rą, powsta­łą w XX wie­ku, wer­sję seria­lu nazy­wa się Clas­sic Who i dzie­li się ją na sezo­ny. Nato­miast serial z XXI wie­ku nazwa­ny jest ina­czej New Who i dzie­li się go na serie (jed­nak ja, żeby unik­nąć słow­nych powtó­rzeń, będę naprze­mien­nie uży­wać ter­mi­nów sezonseria). Przy oka­zji w New Who wyze­ro­wa­no licz­nik odcin­ków, więc pierw­szy, wyemi­to­wa­ny w 2005 roku epi­zod jest pierw­szym odcin­kiem pierw­szej serii.

Pierwsze spotkanie z Doktorem

W tym miej­scu muszę się wam do cze­goś przy­znać. Choć od dłuż­sze­go cza­su zda­wa­łam sobie spra­wę z ist­nie­nia Doctor Who, ani tro­chę nie cią­gnę­ło mnie do jego oglą­da­nia. Dla­cze­go? Bo oce­ni­łam serial po okład­ce (a dokład­niej: po zdję­ciach, jakie zna­la­złam w inter­ne­cie) i wydał mi się on przez to nie­po­waż­nym dzi­wac­twem, na któ­re nie war­to tra­cić cza­su. Och, jak bar­dzo się myliłam!!!

Doctor Who - dziwności

Serial, którego bohaterowie na zdjęciach promocyjnych robią takie dziwne miny musi być głupi, prawda? Prawda?!

źródło zdjęcia: Spoiler TV

Tym­cza­sem już na samym począt­ku oglą­da­nia cze­ka­ło mnie miłe zasko­cze­nie. Z całym sza­cun­kiem dla wcie­la­ją­ce­go się w głów­ną rolę Chri­sto­phe­ra Ecc­le­sto­na – Dok­tor nie wyglą­dał, jak typo­wy, hol­ly­wo­odz­ki boha­ter. Nie był mło­dy i przy­stoj­ny. A do tego spra­wiał wra­że­nie oso­by, któ­ra do CV w rubry­ce „hob­by” wpi­su­je „wsz­czy­na­nie bójek w barze”.

Jesz­cze bar­dziej zaim­po­no­wa­ło mi to, co Dok­tor zro­bił, gdy poja­wił się na ekra­nie. Chwy­cił znaj­du­ją­cą się w opa­łach dziew­czy­nę za rękę i krzyk­nął „Ucie­kaj!”. Ilu zna­cie fil­mo­wo-seria­lo­wych boha­te­rów, któ­rzy zamiast wal­czyć z wro­giem, bio­rą nogi za pas? I ilu z tych, któ­rzy gdzieś bie­gną, trzy­ma za rękę inną oso­bę, któ­ra bie­gnie razem z nimi? Cze­goś takie­go po pro­stu nigdy wcze­śniej nie widzia­łam. I to wła­śnie spra­wi­ło, że zako­cha­łam się w Dok­to­rze od pierw­sze­go wejrzenia.

Doctor Who - Dziewiąty i Rose

Chłopaki, chcecie poznać fajny sposób na podryw?

Złapcie dziewczynę za rękę i krzyknijcie „Run!”

Wiem, że najprawdopodobniej dostaniecie w twarz albo zostaniecie potraktowani gazem pieprzowym. Istnieje jednak cień szansy, że traficie na osobę, która po usłyszeniu tych słów pobiegnie z wami wszędzie, choćby i na kraniec wszechświata.

źródło zdjęcia: Zimbio

W pilo­to­wym odcin­ku wra­że­nie zro­bił na mnie tak­że sce­na­riusz – zwłasz­cza dia­lo­gi. Tam, gdzie w innych wypad­kach głów­ny boha­ter po usły­sze­niu „Wyja­śnij mi, co się dzie­je!” mówi, o co cho­dzi, Dok­tor stwier­dzał, że nie będzie nicze­go tłu­ma­czył. I odwrot­nie, kie­dy zda­wa­ło się, że nasz boha­ter posta­no­wi zacho­wać jakąś tajem­ni­cę dla sie­bie – wyja­wiał nam swój sekret (choć to, co wte­dy mówił rodzi­ło jesz­cze wię­cej pytań). A do tego wszyst­kie­go docho­dził jesz­cze inte­li­gent­ny, angiel­ski humor. Gdy to wszyst­ko oglą­da­łam, byłam po pro­stu w nie­bo wzięta.

Następ­ne odcin­ki ujaw­ni­ły kolej­ne cie­ka­we cechy Dok­to­ra – kosmi­ty, któ­ry jest wypo­sa­żo­nym w dwa ser­du­cha, Ostat­nim Wład­cą Cza­su. Koleś jest nie­co zrzę­dli­wy, lubi się popi­sy­wać i bywa aro­ganc­ki. Naj­lep­sze jest w nim nato­mias to, że na widok strasz­nych potwo­rów lub w obli­czu inne­go nie­bez­pie­czeń­stwa, będzie zachwy­cał się pięk­nem tego, co mu zagra­ża i z entu­zja­zmem małe­go chłop­ca krzy­czał, że to jest FAN­TA­STYCZ­NE. Przy­naj­mniej dopó­ty, dopó­ki nie zorien­tu­je się, że powi­nien wziąć nogi za pas.

Doctor Who - smutny Dziewiąty

Doktor zdaje się być wesołą i niepoważną osobą. Ale kiedy przestaje się uśmiechać widać, że to znacznie bardziej skomplikowana postać.

źródło zdjęcia: DVDbash

Pomi­mo tego, że Dok­tor jest oso­bą nie­zwy­kle mądrą i dobrą, posia­da też swo­ją dru­gą, mrocz­niej­szą stro­nę. Cier­pi z powo­du samot­no­ści, potra­fi być okrut­ny, a cza­sem zacho­wu­je się po pro­stu nie­ludz­ko. Poza tym czę­sto trak­tu­je ludzi z góry, jak głu­pie mał­py, któ­re dopie­ro co zla­zły z drze­wa. Zda­rza mu się też strze­lać fochy. Przy czym to ostat­nie zawsze wycho­dzi mu z wiel­ką gra­cją. Podob­nie, jak mówie­nie innym, żeby się zamknęli.

Policyjna budka, śrubokręt i wizytówka

Naj­więk­szym (tak­że w dosłow­nym tego sło­wa zna­cze­niu) sym­bo­lem Doctor Who jest TAR­DIS, czy­li przy­po­mi­na­ją­cy nie­bie­ską, bry­tyj­ską, poli­cyj­ną bud­kę tele­fo­nicz­ną z lat sześć­dzie­sią­tych, śro­dek trans­por­tu Dok­to­ra. Nie­zwy­kłość TAR­DIS pole­ga na tym, że potra­fi ona (tak, „ona”, bo TAR­DIS jest rodza­ju żeń­skie­go) latać jak sta­tek kosmicz­ny, tele­por­to­wać się i… podró­żo­wać w cza­sie (TAR­DIS to skrót od Time And Rela­ti­ve Dimen­sion In Spa­ce).

Katnipsonfire – TARDIS in Space

Sky is the limit? Nie, jeśli masz pod ręką TARDIS – wtedy nie istnieją żadne granice.

autor grafiki: Katnipsonfire

Na tym dziw­no­ści się nie koń­czą, bo TAR­DIS jest big­ger in the insi­de, co ozna­cza, że wewnątrz bud­ki tele­fo­nicz­nej mie­ści się gigan­tycz­ne wnę­trze. Jak duże? Nie wia­do­mo, bo zawsze widzi­my tyl­ko, znaj­du­ją­ce się przy wej­ściu, pomiesz­cze­nie ste­ru­ją­ce stat­kiem. Resz­ta nigdy nie zosta­je nam poka­za­na. Czy to źle? Wręcz prze­ciw­nie, bo takie nie­do­po­wie­dze­nie pobu­dza naszą wyobraź­nię – sami sobie musi­my odpo­wie­dzieć na pyta­nie, co jesz­cze skry­wa w sobie TARDIS.

Doctor Who - wnętrze TARDIS Dziewiątego Doktora

Wchodzisz do malutkiej budki telefonicznej, a w środku czeka na ciebie coś takiego!

źródło zdjęcia: DVDbash

Wspo­mnę jesz­cze, że choć z zewnątrz TAR­DIS zawsze wyglą­da mniej wię­cej tak samo (na prze­strze­ni lat mody­fi­ko­wa­no tyl­ko pew­ne deta­le), tak jej wnę­trze w pew­nym sen­sie odzwier­cie­dla cha­rak­ter Dok­to­ra i podob­nie jak on – zmie­nia się co jakiś czas. TAR­DIS z 2005 roku jest więc, podob­nie jak jej wła­ści­ciel, znisz­czo­na po wie­lu przej­ściach. To nie jest błysz­czą­cy niczym Star Trek, pojazd mię­dzy­pla­ne­tar­ny. Kok­pit TAR­DIS zda­je się być zło­żo­ny z ele­men­tów zna­le­zio­nych na zło­mo­wi­sku, tar­gu sta­ro­ci i śmiet­ni­ku – rze­czy, o któ­rych nor­mal­nie nigdy nie pomy­śle­li­by­śmy, że mogą być czę­ścia­mi stat­ku kosmicznego.

Mało tego, tro­chę jak Fiat 126p, TAR­DIS mie­wa swo­je humo­ry i lubi się psuć w naj­mniej odpo­wied­nim momen­cie. Na szczę­ście Dok­tor zawsze znaj­du­je spo­sób, by ją naprawić.

Keith Schengili-Roberts – TARDIS Console

Czasem lepiej nie zastanawiać się, gdzie Doktor znalazł niektóre z elementów wystroju TARDIS. Ale wiecie co? Ja uwielbiam to wnętrze TARDIS właśnie za jego niesztampowy wygląd.

autor zdjęcia: Keith Schengili-Roberts

Co cie­ka­we, TAR­DIS nie posia­da typo­we­go kom­pu­te­ra pokła­do­we­go lub sztucz­nej inte­li­gen­cji, z któ­rą Dok­tor mógł­by dys­ku­to­wać. Zamiast tego ma wła­sną duszę i cha­rak­ter. Co z kolei powo­du­je, że cza­sa­mi jest nie­po­słusz­na i nie leci tam, gdzie chcie­li­by tego jej pasa­że­ro­wie. Ba, potra­fi nawet sama z sie­bie wystar­to­wać. Inny­mi sło­wy, TAR­DIS jest bar­dzo nie­prze­wi­dy­wal­na. Ale na tym wła­śnie pole­ga jej urok!

Doctor Who Experience - TARDIS

TARDIS, podobnie jak Doktor, jest ostatnim przedstawicielem swojego „gatunku”. TARDISy nie były bowiem budowane, tylko hodowane (jak? tego akurat nie wiadomo), co wskazuje na to, że TARDIS to coś więcej, niż tylko maszyna.

Na koniec war­to wspo­mnieć o jesz­cze jed­nej, napraw­dę przy­dat­nej wła­ści­wo­ści TAR­DIS – posia­da ona tele­pa­tycz­ny moduł tłu­ma­czą­cy, dzię­ki któ­re­mu jej pasa­że­ro­wie, bez wzglę­du na to, w jakim miej­scu i cza­sie się znaj­dą, zawsze sły­szą napo­tka­ne oso­by tak, jak­by mówi­ły współ­cze­snym języ­kiem angiel­skim. Pro­ste, ale wręcz genial­ne roz­wią­za­nie pro­ble­mu z któ­rym bory­ka­ją się inne seria­le scien­ce-fic­tion, jakim jest logicz­ne wyja­śnie­nie, dla­cze­go na innych pla­ne­tach kosmi­ci mówią po angielsku.

Doctor Who - Dziewiąty i TARDIS

Niektórzy nazywają Doktora szaleńcem z niebieską budką. To bardzo trafne określenie!

źródło zdjęcia: DVDbash

Dok­tor, podob­nie jak Mac­Gy­ver, nie prze­pa­da za bro­nią pal­ną. Nie roz­sta­je się nato­miast ze śru­bo­krę­tem sonicz­nym, któ­ry jest połą­cze­niem szwaj­car­skie­go scy­zo­ry­ka i magicz­nej różdż­ki. Co to dokład­nie ozna­cza? To, że śru­bo­kręt sonicz­ny, w zależ­no­ści od potrzeb, potra­fi mię­dzy inny­mi wszyst­ko napra­wić lub popsuć, otwo­rzyć każ­dy zamek w drzwiach oraz odwró­cić dzia­ła­nie nie­któ­rych urzą­dzeń. Genial­ne, prawda?

Doctor Who - Dziewiąty i śrubokręt soniczny

Czy to długopis? Czy to latarka? Nie! To śrubokręt soniczny!

źródło zdjęcia: DVDbash

Naj­więk­szą zale­tą śru­bo­krę­ta sonicz­ne­go jest nato­miast to, że jest on na pozór nie­groź­ny. Wro­go­wie Dok­to­ra na widok tego urzą­dze­nia kpią z Ostat­nie­go Wład­cy Cza­su: „phi, my mamy super śmier­cio­no­śne dział­ka lase­ro­we, nie boimy się two­je­go głu­pie­go śru­bo­krę­ta”. A potem bole­śnie żału­ją swo­jej ignorancji.

Doctor Who - Dziewiąty i śrubokręt soniczny w ciemności

Jeśli masz na pieńku z Doktorem, na widok śrubokręta sonicznego nie powinieneś się śmiać. Powinieneś uciekać.

źródło zdjęcia: The Doctor Who Companion

Do nowej odsło­ny seria­lu wpro­wa­dzo­no jesz­cze jeden gadżet, któ­re­go nie posia­da­ły wcze­śniej­sze wcie­le­nia Dok­to­ra – parap­sy­chicz­ną wizy­tów­kę. Co to takie­go? Kawa­łek papie­ru któ­ry poka­zu­je ci dokład­nie to, co ocze­ku­jesz, że zoba­czysz lub też, co chce ci poka­zać wła­ści­ciel takie­go papier­ka. Dzię­ki takiej wizy­tów­ce Dok­tor może podać się za dowol­ną oso­bę: poli­cjan­ta, inspek­to­ra skar­bów­ki, a nawet… kró­la Belgii.

Doctor Who - Dziewiąty i wizytówka

Jak widzicie, napis na parapsychicznej wizytówce mówi, że najwspanialsze rzeczy w filmach i serialach powstają wtedy, kiedy ich twórcy nie mają budżetu na super-bajeranckie rozwiązania.

Nie widzicie tego napisu? W takim razie uruchomcie wyobraźnię!

źródło zdjęcia: Doctor Who: Time Crash

Dzię­ki wła­ści­wo­ściom parap­sy­chicz­nej wizy­tów­ki wszyst­kie drzwi sto­ją przed Dok­to­rem otwo­rem (prze­cież nikt nie odmó­wi kró­lo­wi Bel­gii wstę­pu do strze­żo­nych pomiesz­czeń). A ponie­waż nasz boha­ter lubi zaglą­dać tam, gdzie nie­upo­waż­nio­nym wcho­dzić nie wol­no, magicz­na wizy­tów­ka bar­dzo uła­twia mu pra­cę (lub prę­dzej – zabawę).

Towarzyszka, Rose Tyler

Kolej­ną nie­zmien­ną od chwi­li powsta­nia, cha­rak­te­ry­stycz­ną cechą seria­lu jest to, że Dok­tor nie może podró­żo­wać sam. Musi posia­dać towa­rzysz­kę (lub rza­dziej: towa­rzy­sza) – oso­bę, któ­rej będzie mógł tłu­ma­czyć wszyst­kie skom­pli­ko­wa­ne spra­wy zwią­za­ne z funk­cjo­no­wa­niem cza­su, prze­strze­ni oraz wszech­świa­ta. I przed któ­rą przy oka­zji będzie mógł się popisywać.

Ponie­waż nie oglą­da­łam Clas­sic Who nie wiem, jak pre­zen­to­wa­ły się towa­rzysz­ki Dok­to­rów z XX wie­ku. Czy były odważ­ne, wyga­da­ne, nie­za­leż­ne i sym­pa­tycz­ne? A może wręcz prze­ciw­nie – przy­po­mi­na­ły damy, któ­re co chwi­lę wpa­da­ły w opa­ły, i któ­re Dok­tor musiał nie­ustan­nie rato­wać? Ponie­waż nie znam odpo­wie­dzi na te pyta­nia, nie jestem w sta­nie stwier­dzić, czy (gra­na przez Bil­lie Piper) Rose Tyler, któ­ra wsia­dła do TAR­DIS w 2005 roku, była posta­cią inno­wa­cyj­ną, czy może wpi­su­ją­cą się w stan­dar­dy seria­lu. Ale szcze­rze mówiąc, tak polu­bi­łam tą boha­ter­kę, że mało mnie to obchodzi.

Doctor Who - Rose

Czytałam w internecie, że niektórzy nie lubią Rose. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego!

źródło zdjęcia: DVDbash

Rose jest typo­wą dzie­więt­na­sto­lat­ką z kla­sy śred­niej. Zda­ła matu­rę, ale nie inte­re­su­ją jej stu­dia, pra­cu­je w skle­pie z ciu­cha­mi, miesz­ka w blo­ku razem z mamą i posia­da sym­pa­tycz­ne­go, choć na pierw­szy rzut oka nie­zbyt roz­gar­nię­te­go chło­pa­ka. Jest życz­li­wa dla innych, ale gdy trze­ba potra­fi odpy­sko­wać i na pew­no nie daje sobie w kaszę dmu­chać. Moż­na więc powie­dzieć, że to postać dość stan­dar­do­wa, jakich peł­no we współ­cze­snej popkul­tu­rze. Ale podob­nie, jak w przy­pad­ku Dok­to­ra, z każ­dym odcin­kiem pozna­je­my ją lepiej, odkry­wa­my wię­cej cech jej cha­rak­te­ru i oka­zu­je się, że dale­ko jej do standardów.

Jeśli cho­dzi o mnie, to naj­bar­dziej lubi­łam Rose za to, jak reago­wa­ła na rze­czy, jakie poka­zy­wał jej Dok­tor. I tak przy­kła­do­wo, gdy pod­czas jed­nej z podró­ży do przy­szło­ści Rose zoba­czy­ła moment, w któ­rym opusz­czo­na Zie­mia zosta­ła znisz­czo­na przez eks­plo­du­ją­ce Słoń­ce, nie myśla­ła o tym, że oto sta­ła się świad­kiem histo­rycz­ne­go wyda­rze­nia (tak, jak zro­bił to Dok­tor). Wró­ci­ła myśla­mi do swo­ich bli­skich, roz­wa­ża­ła jak mało, w odnie­sie­niu do ogro­mu cza­su i prze­strze­ni, zna­czy poje­dyn­cze życie. Tak, wiem: na papie­rze brzmi to bar­dzo emo, ale w rze­czy­wi­sto­ści reak­cja Rose była nie­zwy­kle praw­dzi­wa, ludz­ka i przede wszyst­kim – poruszająca.

Doctor Who - niezwykła Rose

Cechą wspólną wszystkich towarzyszek Doktora (z New Who) jest to, że są one osobami zarazem zupełnie zwykłymi i całkowicie niezwykłymi.

źródło zdjęcia: DVDbash

Jed­ną z rze­czy, któ­re spra­wi­ły, że zako­cha­łam się w seria­lu, była rela­cja Dok­to­ra i Rose. Nie było mowy o żad­nym roman­ty­zmie, maśla­nych oczach i innych takich. Twór­cy Doctor Who nawet nie suge­ro­wa­li, że pomię­dzy dwój­ką głów­nych boha­te­rów może zaist­nieć jakiś romans. Co nie zna­czy, że mię­dzy Dok­to­rem i Rose nie było che­mii. Wręcz prze­ciw­nie – było jej napraw­dę sporo!

Doctor Who - Rose i Dziewiąty

W każdym innym serialu od pierwszej sceny byłoby wiadomo, że ta dwójka bohaterów się w sobie zakocha. Ale jak już ustaliliśmy, Doctor Who nie jest jak każdy inny serial.

źródło zdjęcia: DVDbash

Dzie­wią­ty Dok­tor był bowiem dla Rose niczym mistrz… choć nie, wróć – w przy­pad­ku Dok­tor Who „mistrz” nie jest naj­lep­szym sło­wem (dla­cze­go? tego dowie­cie się jutro!). Więc jesz­cze raz: Rose była niczym hob­bit, któ­ry wybrał się w nie­zwy­kłą podróż. A Dok­tor był jej Gan­dal­fem. Czy ist­nie­je na Zie­mi ktoś (poza part­ne­rem Iana McKel­le­na), kto miał­by jakieś fan­ta­zje ero­tycz­ne zwią­za­ne z Gan­dal­fem? Wątpię.

Podob­nie spra­wy mia­ły się w przy­pad­ku Dzie­wią­te­go Dok­to­ra, któ­ry kochał Rose, i to z wza­jem­no­ścią, ale była to miłość tyl­ko i wyłącz­nie pla­to­nicz­na. Co jest dla mnie kolej­ną nie­zwy­kłą rze­czą, nie­mal nie­spo­ty­ka­ną w fil­mach i serialach.

Strzeż się Daleków

Dok­to­ra, jako postać, świet­nie sym­bo­li­zu­je jego nie­bie­ska bud­ka tele­fo­nicz­na (on też jest „więk­szy w środ­ku” i kry­je w sobie wie­le tajem­nic). A co jest naj­lep­szą meta­fo­rą dla seria­lu same­go w sobie? Moim zda­niem Dalekowie.

Spójrz­my na te stwor­ki. Wyglą­da­ją śmiesz­nie i nie­po­zor­nie, wręcz głu­pio. Bry­tyj­czy­cy zwy­kli je nazy­wać wiel­ki­mi pie­prz­nicz­ka­mi. Mnie, gdy po raz pierw­szy zoba­czy­łam Dale­ka naj­bar­dziej roz­ba­wi­ło to, że był on uzbro­jo­ny w trze­pacz­kę od mik­se­ra, prze­py­chacz do kibla, nie­bie­ską latar­kę na kiju i lamp­ki na „gło­wie”, któ­re spra­wia­ły, że koja­rzył mi się z Mysz­ką Miki. Inny­mi sło­wy – pre­zen­to­wał się po pro­stu kiczo­wa­to. Tak samo, jak kiczo­wa­ty na pierw­szy rzut oka wyda­je się Doctor Who. Tym­cza­sem Dale­ków (podob­nie, jak Dok­to­ra Who), nie nale­ży trak­to­wać nie­po­waż­nie. I już śpie­szę z wyja­śnie­niem, dlaczego.

Doctor Who - Dalek

Bohaterowie serialu też śmiali się z Daleków. Do czasu.

źródło zdjęcia: DVDbash

Zanim zoba­czy­łam Doctor Who myśla­łam, że naj­strasz­niej­szym stwo­rem, któ­ry może cza­ić się w prze­strze­ni kosmicz­nej, jest Obcy. Plu­je kwa­sem, trak­tu­je ludzi jak inku­ba­to­ry i gene­ral­nie jeśli się z nim spo­tka­my, nasze szan­se na prze­ży­cie zma­le­ją nie­mal­że do zera. Ale Obcy są jedy­nie zwie­rzę­ta­mi, któ­re nie mają ambi­cji pole­ga­ją­cych na zawład­nię­ciu wszech­świa­tem. I jeśli nie wej­dzie­my im w dro­gę, oni sami raczej nie zapu­ka­ją do naszych drzwi i nie prze­ro­bią nas na swo­ją kolację.

Z tego też powo­du Obcy przy Dale­kach są jak terier­ki minia­tur­ki. Dale­ko­wie są mega-inte­li­gent­ni, cał­ko­wi­cie pozba­wie­ni uczuć i skru­pu­łów, a ich jedy­nym celem ist­nie­nia jest zawład­nię­cie wszech­świa­tem oraz znisz­cze­nie wszyst­kich form życia, któ­re spo­tka­ją (w tym praw­do­po­dob­nie tak­że Obcych). Nie­mal nie­po­ko­na­ni, oto­cze­ni gru­bym pan­ce­rzem i polem siło­wym, któ­rych nie prze­bi­je więk­szość poci­sków, suną przed sie­bie powo­li, niczym minia­tu­ro­we czoł­gi i eks­ter­mi­nu­ją wszyst­ko, co sta­nie im na drodze.

Doctor Who - Dalek - Exterminate!

Jeśli przeraża was świszczący oddech Dartha Vadera, to Dalekowie też będą przyprawiać was o ciarki.

źródło zdjęcia: Exterminate! | Doctor Who

Wła­śnie, EKS­TER­MI­NU­JĄ! Dalek jest strasz­ny. Dalek krzy­czą­cy EXTER­MI­NA­TE! spra­wia, że w czło­wie­ku odzy­wa się jakiś pra­sta­ry instynkt pod­po­wia­da­ją­cy, że powi­nien ucie­kać. Co było­by tro­chę trud­ne, bo głos Dale­ków mro­zi krew w żyłach. Jest chra­pli­wy, mecha­nicz­ny, pełen gnie­wu i pogar­dy, ale jed­no­cze­śnie zawie­ra­ją­cy odro­bi­nę sza­leń­stwa isto­ty, któ­ra przez całe swo­je życie była zamknię­ta w meta­lo­wym pudle (pie­prz­nicz­ce?).

War­to wspo­mnieć o tym, że twór­cy seria­lu nie nad­uży­wa­li mocy Dale­ków. To nie są kre­atu­ry, któ­re uga­nia­ją się za Dok­to­rem w każ­dym odcin­ku. Dzię­ki temu na widok Dale­ków nie wzdy­cha się „o rany, to zno­wu oni, ileż moż­na?!”, tyl­ko za każ­dym razem ich poja­wie­nie się jest dla widzów tak samo (nie)miłą niespodzianką.

Doctor Who, seria pierwsza

Napi­sa­łam wam o Dok­to­rze i innych boha­te­rach, pora wspo­mnieć co nie­co o tre­ści pierw­szej serii serialu.

Auto­rzy innych arty­ku­łów na temat Doctor Who, jakie prze­czy­ta­łam, zarzu­ca­li pierw­szej odsło­nie seria­lu dużą kiczo­wa­tość. Pisa­li, że efek­ty spe­cjal­ne wyglą­da­ły kiep­sko, a sam sce­na­riusz był momen­ta­mi bar­dzo głu­pi. Ja jed­nak jestem zupeł­nie inne­go zdania.

Doctor Who - Dziewiąty i karty

Przyznaję, pierwsza seria Doctor Who wyglądała dość… specyficznie. Nie oznacza to jednak, że była kiepska!

źródło zdjęcia: DVDbash

Po pierw­sze wła­śnie te dzi­wacz­ne efek­ty spe­cjal­ne nada­wa­ły Doctor Who nie­zwy­kły kli­mat, któ­re­go próż­no szu­kać w innych pro­duk­cjach scien­ce-fic­tion. Od stro­ny for­my, serial bar­dzo przy­po­mi­nał Auto­sto­pem przez galak­ty­kę z 2005 roku. Oczy­wi­ście rozu­miem, że nie­któ­rym tego typu sty­li­sty­ka może nie odpo­wia­dać. Ale jeśli widzie­li­ście wspo­mnia­ny film i przy­padł on wam do gustu, jestem prze­ko­na­na, że poko­cha­cie tak­że Doktora.

Doctor Who - kosmici z czasów Dziewiątego Doktora

Warto pamiętać o tym, że jakieś 90% efektów specjalnych, jakie widzimy w serialu nie została wygenerowana komputerowo. Wybuchy, dekoracje i gumowi kosmici byli „prawdziwi”. Należy to docenić, a nie krytykować.

źródło: DVDbash

Po dru­gie Julie Gard­ner i Rus­sell T. Davies, któ­rzy przez pierw­sze czte­ry sezo­ny odpo­wia­da­li za wygląd i treść seria­lu, byli moim zda­niem parą geniu­szy, a nie par­ta­czy. Wiem, że jeśli ktoś chce udo­wod­nić, iż Davies i Gard­ner (zwłasz­cza Davies, bo on, poza byciem pro­du­cen­tem seria­lu, pisy­wał też do nie­go sce­na­riu­sze) nie spra­wo­wa­li się dobrze, zawsze wska­zu­je na odci­nek o pusz­cza­ją­cych bąki kosmi­tach. Odpo­wiem na to w taki spo­sób: wbrew temu, co myślą star­si widzo­wie, Doctor Who jest seria­lem fami­lij­nym, czy­li takim, pod­czas oglą­da­nia któ­re­go dobrze mają bawić się nie tyl­ko doro­śli, ale tak­że (a nawet: przede wszyst­kim!) dzie­ci. A każ­dy mało­lat będzie śmiał się do roz­pu­ku, gdy ktoś na ekra­nie tele­wi­zo­ra puści bąka. I nie mów­cie mi, że gdy wy byli­ście dzieć­mi, nie chi­cho­ta­li­ście z tego same­go powo­du, bo po pro­stu w to nie uwierzę.

Dla­te­go moim zda­niem Gard­ner i Davie­so­wi uda­ło się ide­al­nie wpi­sać Doctor Who w ramy seria­lu fami­lij­ne­go. Dzie­cia­ki dosta­ły pier­dzą­cych kosmi­tów i inne śmiesz­ne stwor­ki, a doro­śli spo­ro tre­ści ukry­tych mię­dzy wierszami.

Nie lubię się kłócić o to, który showrunner Doctor Who był lepszy, bo w przypadku tego serialu logiczne argumenty nie mają znaczenia – liczy się to, co czuło się podczas oglądania. A mnie Doctor Who najbardziej poruszał wtedy, kiedy za jego sterami siedziała Julie Gardner i Russel T. Davies.

źródło zdjęć: DVDbash

Tydzień temu pisa­łam o Bat­tle­star Galac­ti­ca. Doctor Who to zupeł­nie inna liga, ale wyda­je mi się, że ma on rów­nie dużo mądrych i dają­cych do myśle­nia wąt­ków. Nie potra­fię w tej chwi­li przy­to­czyć żad­ne­go inne­go tytu­łu, któ­ry w tak poru­sza­ją­cy spo­sób opo­wia­dał­by o samot­no­ści, upły­wie cza­su i tym, że with gre­at power comes gre­at respon­si­bi­li­ty.

Poza tym, o czym już wspo­mi­na­łam, sce­na­riu­sze poszcze­gól­nych odcin­ków były napraw­dę świet­nie napi­sa­ne. Ide­al­nie balan­so­wa­ły pomię­dzy kome­dią i dra­ma­tem, ser­wo­wa­ły masę fan­ta­stycz­nych dia­lo­gów, wie­le nie­kon­wen­cjo­nal­nych roz­wią­zań oraz cie­ka­wych zwro­tów akcji. Nie znam inne­go seria­lu, któ­ry dostar­czał­by wszyst­kich tych rze­czy jednocześnie.

Doctor Who - Empty Child

Czasem wzruszający, czasem szalony, momentami śmieszny, momentami straszny, często kiczowaty, zawsze mądry – mało jest seriali, których oglądanie wzbudzałoby tyle emocji i dawały do myślenia tak bardzo, jak Doctor Who.

źródło zdjęcia: DVDbash

Pisa­łam o Rose i Dok­to­rze, ale w seria­lu poja­wi­ła się też cała masa innych posta­ci. Wszyst­kie one zosta­ły świet­nie roz­pi­sa­ne, posia­da­ły wła­sną oso­bo­wość i nie były jedy­nie deko­ra­cja­mi, o któ­rych zapo­mi­na­ło się, gdy tyl­ko poja­wi­ły się napi­sy koń­co­we. I tyczy się to zarów­no boha­te­rów epi­zo­dycz­nych, z któ­ry­mi nasza zna­jo­mość defi­ni­tyw­nie koń­czy­ła się po jed­nym odcin­ku, jak i takich, któ­rzy powra­ca­li do seria­lu co jakiś czas.

Z takich powra­ca­ją­cych posta­ci naj­więk­sze wra­że­nie zro­bił na mnie (gra­ny przez Noela Clar­ka) chło­pak Rose – Mic­key, któ­ry z tchórz­li­we­go i nie­co głup­ko­wa­te­go kole­sia, jakie­go pozna­li­śmy w pierw­szym odcin­ku, z cza­sem zmie­nił się w męż­ne­go hero­sa na mia­rę Hollywood.

Nie mogę też nie wspo­mnieć o kapi­ta­nie Jac­ku Hark­nes­sie (w tej roli wspa­nia­ły John Bar­row­man). Kto to taki i dla­cze­go nie moż­na go nie lubić? Tego oso­bom nie zna­ją­cym seria­lu zdra­dzać nie będę. Napi­szę jedy­nie, że był to chy­ba jedy­ny facet w seria­lu, któ­ry potra­fił zawró­cić mi w gło­wie bar­dziej, niż Doktor.

Doctor Who - kapitan Jack

Za sprawą Doctor Who po usłyszeniu słów „kapitan Jack” już nigdy nie pomyślicie o Piratach z Karaibów i Johnnym Deppie. Zamiast tego przed oczami stanie wam ten pan, a wy na myśl o nim prawdopodobnie lekko się uśmiechniecie.

źródło zdjęcia: DVDbash

W pamięć zapa­da­ją nie tyl­ko boha­te­ro­wie, ale tak­że same odcin­ki. Czę­ścio­wo jest to spo­wo­do­wa­ne tym, że za każ­dym razem TAR­DIS lądu­je w innym miej­scu i cza­sie, dzię­ki cze­mu Dok­tor nigdy nie prze­ży­wa dwóch podob­nych do sie­bie przygód.

Co waż­ne, twór­cy seria­lu ewi­dent­nie czu­li, iż w histo­rii o face­cie, któ­rzy prze­mie­rza czas i prze­strzeń w bud­ce tele­fo­nicz­nej, jest coś absur­dal­ne­go. I nie pró­bo­wa­li od tej absur­dal­no­ści ucie­kać. Wręcz prze­ciw­nie, wyko­rzy­sty­wa­li ją, i to z bar­dzo dobrym skutkiem.

Absur­dal­ność nie szła jed­nak w parze z nie­lo­gicz­no­ścią. Wszyst­kie związ­ki przy­czy­no­wo-skut­ko­we były w Doctor Who jak naj­bar­dziej popraw­ne. I gdy­by TAR­DIS, sonicz­ny śru­bo­kręt oraz inne ele­men­ty ze świa­ta seria­lu ist­nia­ły napraw­dę, to ich funk­cjo­no­wa­nie było­by cał­kiem prawdopodobne.

Doctor Who - Karol Dickens

Cudowność i magia Doctor Who polegają między innymi na tym, że Doktor może w XIX wieku ratować Karola Dickensa przed duchami z innego wymiaru, a my ani przez moment nie pomyślimy, że to nieprawdopodobne i nielogiczne.

źródło zdjęcia: DVDbash

A przy oka­zji – tak na zakoń­cze­nie – jaką mamy pew­ność, że Dok­tor nie jest praw­dzi­wy? Mówi się, że gdy­by podró­że w cza­sie były moż­li­we, to spo­ty­ka­li­by­śmy oso­by z przy­szło­ści, a tak się nie dzie­je. Tyl­ko, czy aby na pewno?

Google ma takie cie­ka­we narzę­dzie, o nazwie Ngram Vie­wer, któ­re poka­zu­je jak czę­sto, od 1800 roku do cza­sów obec­nych, w książ­kach poja­wia­ły się wybra­ne przez nas sło­wa. I teraz niech mi ktoś wyja­śni, cze­mu zarów­no o Dok­to­rze, jak i TAR­DIS, w bry­tyj­skiej lite­ra­tu­rze moż­na było prze­czy­tać na dłu­go przed powsta­niem seria­lu, jesz­cze w XIX wieku?

Doctor Who - Google Ngram

Przypadek? Nie sądzę!

źródło grafiki: Google Ngram

Nie bądź pirat!

Zobacz na Upflix, gdzie obejrzeć omawianą produckję legalnie!

źró­dło zdję­cia ilu­stru­ją­ce­go wpis: DVD­bash

Wpis pocho­dzi z poprzed­niej wer­sji blo­ga. Został zre­da­go­wa­ny i nie­znacz­nie zmodyfikowany.

Ory­gi­nal­ny tekst możesz prze­czy­tać w ser­wi­sie Blog­spot.