W najbliższą środę wybieram się na przedpremierowy pokaz Wrong i z tego powodu postanowiłam napisać słów kilka o poprzednim filmie Quentina Dupieuxa – Morderczej oponie. Choć o tym dziele tak naprawdę powinno się pisać bez powodu. Tylko pytanie, czy coś takiego, jak „bezpowodowość” w ogóle istnieje? Czy też jakiś powód zawsze, mimo wszystko się znajdzie? I co najważniejsze: czy działanie bez powodu nie jest powodem samym w sobie?
Wiem, że to, co napisałam wyżej, zdaje się być mocno zakręcone. Ale dalej będzie jeszcze gorzej! Boję się nawet, że wyjdzie mi dzisiaj wpis tak zawiły, że sama pogubię się we własnych rozważaniach. A może nie? Zobaczymy!
Bezcelowy film
O czym dokładnie opowiada Rubber? Trudno powiedzieć. Najprościej rzecz ujmując o żywej, posiadającej osobowość oponie samochodowej, która toczy się po Kalifornijskich bezdrożach i siłą umysłu rozsadza głowę każdemu, kto stanie jej na drodze. Ale to nie wszystko. Gdybym jednak chciała dokładniej napisać o czym opowiada film, musiałabym streścić całą jego fabułę. A przecież nie o to chodzi. Zwłaszcza, że w tym wypadku treść ma tak naprawdę drugorzędne znaczenie.
Rubber jest filmem bezcelowym. Wariacją na temat tejże bezcelowości. I tylko jako takie studium bezcelowości należy go rozpatrywać.
Ten umieszczony na początku filmu monolog zamyka dzioby wszystkim upierdliwym widzom takim, jak ja. W końcu po takiej zapowiedzi nie można się już doczepić, że w filmie coś jest nierealne, bezsensowne lub nielogiczne. No reason i już.
Jednocześnie to właśnie w tym momencie filmu zadałam sobie pierwsze pytanie. Do kogo była skierowana ta przemowa? Do mnie, czy może do widzów, którzy są bohaterami filmu? I jak się później mogłam przekonać, to był pierwszy, z wielu znaków zapytania, jakie musiałam postawić.
Problematyczna bezsensowność
Wróćmy do kwestii bezcelowości. Dupieux zwraca uwagę na bardzo ciekawą rzecz. Pokazuje, że człowiek wszędzie dopatruje się istnienia jakiegoś sensu. I robi to mimowolnie oraz podświadomie.
„W tym filmie wszystko wydarzy się bez powodu” – usłyszałam w pierwszej scenie. Ale już w następnej pomyślałam „ach, więc widzowie w filmie symbolizują to, a opona jest alegorią tamtego”. Cholera jasna, nie! Tu wszystko na się odbywać bez powodu – upominałam się. Żadnych metafor, nawiązań i powiązań. Żadnego zastanawiania się nad tym, co autor miał na myśli. Ale to wszystko na nic. Bo po paru minutach znów się zapominałam i zaczynałam rozkminiać nad symboliką ukrytą w filmie. Trochę tak, jakby ktoś powiedział mi, żebym nie myślała o różowych, latających słoniach. Dupieux dezorientował mnie w podobny sposób.
W poszukiwaniu drugiego dna
Załóżmy jednak na chwilę, że o no reason nie było w Morderczej Oponie mowy. I przyjrzyjmy się postaciom widzów. A dokładniej temu, jak za ich pomocą Dupieux manipulował mną i tym, jak postrzegałam jego dzieło.
Sam początek filmu. Długie, spokojne ujęcia pokazujące amerykańską prerię. Piękna gra światła na piasku. To wszystko byłoby super, ale gdybym oglądała film przyrodniczy. A nie oglądam. Czekam na akcję, na to, że cokolwiek się wydarzy. Palce zaczynają mnie świerzbieć, mam ochotę wcisnąć guzik i przewinąć film do przodu. Unoszę dłoń nad klawiaturę. Już prawie naciskam klawisz… I wtedy jeden z filmowych widzów stwierdza, że nic ciekawego się nie dzieje. Że film jest nudny i do kitu. Wyraża dokładnie to, co sama chciałabym w tym momencie powiedzieć.
Szybko cofam rękę znad klawiatury. Kurcze, ten Dupieux czyta w moich myślach!
Podobnych scen z udziałem widzów jest w Morderczej Oponie jeszcze kilka. Wszystkie one pokazują jednoznacznie, że film tylko na pozór jest pozbawiony sensu. W rzeczywistości bowiem w tym szaleństwie jest jakaś metoda i wszystko odbywa się dokładnie tak, jak reżyser to sobie zaplanował. A my jesteśmy tylko częścią jego przedstawienia, pionkami w partii szachów, którą rozgrywa ktoś inny.
Czy to wszystko ma znaczenie?
Rubber przypomina ten specyficzny rodzaj dowcipów, które ostatnio ktoś zaczął nazywać sucharami. Dla jednych będzie śmieszny, dla innych – beznadziejnie głupi. Ale podobnie, jak to ma miejsce w przypadku sucharów, po jego obejrzeniu prawdopodobnie każdy zastygnie na moment bez ruchu, zamruga oczami i zapyta „co to kurde, miało być?!” I chyba właśnie o to Dupiexowi w tym dziele chodziło. A reszta nie ma znaczenia.
P.S. W jednej scenie bohater grany przez Jacka Plotnicka rozmawia przez telefon z tajemniczym Mistrzem. Ciekawe, czy ta postać będzie się jakoś wiązała z Master Changiem, z Wrong.
Nie bądź pirat!
Zobacz na Upflix, gdzie obejrzeć omawianą produckję legalnie!
źródło grafiki ilustrującej wpis: IMDb
Wpis pochodzi z poprzedniej wersji bloga. Został zredagowany i nieznacznie zmodyfikowany.
Oryginalny tekst możesz przeczytać w serwisie Blogspot, a jego późniejszą, poprawioną wersję (z większą ilością komentarzy) tutaj.