Wrong

Kino stu­dyj­ne, trzy rzę­dy fote­li i nie­wiel­ki ekran. Przy­zwy­cza­jo­na do obszer­nych sal w mul­ti­plek­sie poczu­łam klau­stro­fo­bię. Ale zaci­snę­łam zęby – od pra­wie roku cze­ka­łam na ten film, więc znio­sła­bym wszel­kie nie­wy­go­dy, byle­by go obej­rzeć. Zwłasz­cza teraz, gdy wybra­łam się na pokaz przedpremierowy.

Na szczę­ście kie­dy już zga­sły świa­tła, zadzia­ła­ła magia fil­mu. Nie prze­szka­dzał mi ani nie­co zama­za­ny i poszar­pa­ny obraz na ekra­nie, ani trzesz­cze­nie doby­wa­ją­ce się z gło­śni­ków. Bo Wrong został nakrę­co­ny z myślą o takich wła­śnie małych, zapo­mnia­nych przez czas kinach – wyświe­tlo­ny w wiel­kim mul­ti­plek­sie praw­do­po­dob­nie stra­cił­by swój nastrój.

To nie jest drugi Rubber!

Na począ­tek wróć­my do poprzed­nie­go fil­mu Quen­ti­na Dupieu­xa, czy­li do Mor­der­czej opo­ny. Przy­znam szcze­rze – spo­dzie­wa­łam się, że Wrong będzie czymś podob­nym. Tym­cza­sem, jest to dzie­ło pod każ­dym wzglę­dem inne. Rub­ber, podob­nie jak wystę­pu­ją­ca w nim opo­na, był fil­mem bru­tal­nym, moc­no zakrę­co­nym i dyna­micz­nym. Wrong z kolei w swo­jej for­mie bar­dziej przy­po­mi­na pla­kat, któ­ry go pro­mu­je: jest prze­wrot­ny, ale jed­no­cze­śnie prze­peł­nio­ny pew­ne­go rodza­ju spokojem.

Nierealny, niczym sen

Załóż­my, że ktoś porwał wasze­go psa. Co byście zro­bi­li? Praw­do­po­dob­nie zapy­ta­li­by­ście się ile wyno­si okup, zagro­zi­li, że zadzwo­ni­cie na poli­cję. Wcze­śniej jed­nak zada­li­by­ście jed­no, zasad­ni­cze pyta­nie: po co ktoś w ogó­le miał­by pory­wać wasze­go pupila?

A teraz powiedz­my, że z podob­nym pro­ble­mem musie­li­by­ście się zmie­rzyć we śnie. W takim wypad­ku nie zasta­na­wia­li­by­ście się, jak bar­dzo absur­dal­na jest sytu­acja, w któ­rej się zna­leź­li­ście. Po pro­stu z więk­szym lub mniej­szym spo­ko­jem zaak­cep­to­wa­li­by­ście ota­cza­ją­cą was rzeczywistość.

Wrong w swo­jej for­mie przy­po­mi­na taki wła­śnie sen. A głów­ni boha­te­ro­wie choć owszem, cza­sa­mi zada­ją sobie pyta­nie „dla­cze­go?” to jed­nak przez więk­szość cza­su odbie­ra­ją sur­re­ali­stycz­ne sytu­acje, w któ­rych się znaj­du­ją, jako coś zupeł­nie nor­mal­ne­go. I co wię­cej do więk­szo­ści rze­czy pod­cho­dzą z nad wyraz dużym spokojem.

To wszyst­ko może wyda­wać się nud­ne. Ale wca­le takie nie jest. Udzie­lił mi się nastrój tego dzie­ła. Sie­dzia­łam w fote­lu kino­wym jak zahip­no­ty­zo­wa­na oraz zre­lak­so­wa­na tak, jak­bym wła­śnie wybu­dzi­ła się z drzem­ki i wciąż prze­by­wa­ła na gra­ni­cy jawy i snu.

Szalony, ale grzeczny

Dupieux jest twór­cą, któ­ry lubi poka­zy­wać tema­ty tabu. Pierw­sza sce­na fil­mu wyglą­da­ła tak, jak­by tym razem reży­ser miał zamiar napraw­dę moc­no poje­chać po ban­dzie. Potem jed­nak fil­mo­wiec nie ser­wu­je nam już z tego typu rze­czy. Przy­sto­po­wu­je z eks­ce­sa­mi do tego stop­nia, że nawet wątek psiej kupy pre­zen­tu­je się zupeł­nie nie­ob­ży­dli­wie. Pod tym wzglę­dem, w porów­na­niu z Rub­ber, Wrong jest fil­mem grzecz­nym, wręcz ele­ganc­kim. I piszę o tym, jako o czymś cał­ko­wi­cie pozytywnym.

Absur­dów też jest w tym fil­mie jak­by mniej i słu­żą one przede wszyst­kim pogłę­bie­niu poczu­cia nie­re­al­no­ści, a nie jak to mia­ło miej­sce w Mor­der­czej opo­nie – poka­za­niu, że pew­ne rze­czy mogą dziać się zupeł­nie bez powo­du. Choć kil­ka ele­men­tów no reason tak­że się w Wrong pojawia.

Kie­dy pisa­łam o Rub­ber zasta­na­wia­łam się, czy film ten będzie się z Wrong jakoś łączył. Teraz prze­ko­na­łam się, że oby­dwie pro­duk­cje są od sie­bie zupeł­nie nie­za­leż­ne i pozba­wio­ne jakich­kol­wiek powią­zań. Sama nie wiem, czy to dobrze, czy też nie. Bo z jed­nej stro­ny miło, że Dupieux stwo­rzył coś zupeł­nie nowe­go, ale z dru­giej nie prze­szka­dza­ło­by mi, gdy­by gdzieś w tle prze­to­czy­ła się nie­po­ko­ją­co wyglą­da­ją­ca, samot­na opona.

Fabuła jest drugorzędna

Podob­nie jak w Mor­der­czej opo­nie, histo­ria w Wrong nie ma więk­sze­go zna­cze­nia. Głów­ny cię­żar spo­czy­wa tutaj na akto­rach i odgry­wa­nych przez nich boha­te­rach. A ci pre­zen­tu­ją się napraw­dę nie­źle. Każ­dy jest nie­zwy­kły, posia­da wła­sny cha­rak­ter i jest w odmien­ny spo­sób udziw­nio­ny. I tyczy się to każ­dej, nawet naj­bar­dziej dru­go­pla­no­wej postaci.

Bra­wa z mojej stro­ny otrzy­mu­je przede wszyst­kim czwór­ka głów­nych akto­rów: Jack Plot­nick, Eric Judor, Ale­xis Dzie­na oraz Wil­liam Ficht­ner. W czo­łów­ce wymie­nia­ny jest jesz­cze Ste­ve Lit­tle, ale jego postać nie była moim zda­niem szcze­gól­nie ciekawa.

A korzy­sta­jąc z oka­zji, pozwo­lę sobie napi­sać kil­ka słów o Ficht­ne­rze. Nie­ste­ty, tak jak się oba­wia­łam, Wil­liam nie miał zbyt wie­le do zagra­nia (poja­wił się tyl­ko w czte­rech krót­kich sce­nach). A jego postać, choć dość ory­gi­nal­na i cał­kiem zna­czą­ca – nie była bar­dziej sza­lo­na od pozo­sta­łych. Ficht­ne­ro­wi nale­ży się jed­nak pochwa­ła za to, że spe­cjal­nie dla tego fil­mu zaczął mówić z innym akcen­tem. I konia z rzę­dem temu, kto odgad­nie, co to miał być za akcent (ja wiem, ale wam nie powiem, ha!).

Jest jesz­cze jed­na rzecz, któ­ra odróż­nia Wrong od Mor­der­czej Opo­ny. Mia­no­wi­cie ten nowy film posia­da dość pro­ste, ale jed­no­cze­śnie cał­kiem mądre prze­sła­nie. Niby drob­nost­ka, ale znów poka­zu­je, że ta pro­duk­cja nie jest do koń­ca no reason. I bar­dzo dobrze, bo zawsze lepiej wyjść z kina z jakimś prze­my­śle­niem, a nie jedy­nie zasko­cze­niem, jakie wywo­łu­je wysta­wie­nie się na dużą daw­kę absurdu.

źró­dło gra­fi­ki ilu­stru­ją­cej wpis: Wrong - mate­ria­ły prasowe

Wpis pocho­dzi z poprzed­niej wer­sji blo­ga. Został zre­da­go­wa­ny i nie­znacz­nie zmodyfikowany.

Ory­gi­nal­ny tekst możesz prze­czy­tać w ser­wi­sie Blog­spot.