W ostatni czwartek zawędrowałam z Kasią i Ludwikiem "LUDzikiem" na spotkanie dyskusyjne Oswoić ebooka.
Wydarzenie było bardzo ciekawe, dowiedziałam się z niego kilku nowych rzeczy. Miałam też możliwość potrzymania w dłoni Kindla i iPada. Nie obyło się również bez kilku zaskoczeń… Ale wszystko po kolei!
Książka kontra e-Książka
Zarówno zapis w formie drukowanej, jak i elektronicznej ma swoje wady i zalety. Wiele zależy też od indywidualnych upodobań czytelnika. Jeśli chodzi o mnie, to bez problemu z ekranu komputera przeczytam krótkie teksty: posty na forum, wpisy na blogu, komiksy. Jednakże jeśli rzecz, z którą muszę się zapoznać jest dłuższa - trafia do drukowania.
Na spotkaniu Oswoić ebooka zaprezentowano Kindla i iPada. Gdybym miała wybierać – kupiłabym Kindla. Wynika to z tego, że stosuje się w nim technologię e-ink, która sprawia, że ekran urządzenia nie emituje światła. iPad jest fajną zabawką, gadżetem, jednakże czyta się z niego tak samo, jak z ekranu komputera.
W przypadku obydwóch urządzeń, dla przeciętnego Polaka zaporą niestety będzie cena. Problemem może być także to, że zarówno Amazon, jak i Apple swoją ofertę wydawniczą kierują głównie do klientów z krajów anglojęzycznych. Gdyby jednak czytniki ebooków były tanie, a przygotowane na tego typu urządzenia aplikacje dostępne po polsku - problem wciąż nie zostałby do końca rozwiązany.
Wyobraźmy sobie prostą sytuację: wyjazd na biwak, gdzie nie ma dostępu do elektryczności. A na tej szkółce przetrwania kilka konkurencji, w których będą ze sobą rywalizowały książka papierowa i ebook (na Kindlu).
Runda I: Ile książek możemy ze sobą zabrać?
książek papierowych - niewiele
ebooków - tyle, ile zmieści się w czytniku, czyli bardzo dużo
Rundę I wygrywają: ebooki
Runda II: Prawdopodobieństwo kradzieży
książka papierowa - niewielke
ebook - duuuże
Rundę II wygrywa: książka papierowa
Runda III: Prawdopodobieństwo uszkodzenia
książka papierowa - może się spalić, pomoczyć, wymiąć - jednakże z nadpalonej, pomoczonej i wymiętej cały czas będzie się dało coś przeczytać
ebook - może się spalić, pomoczyć, zgnieść lub stłuc - po czymś takim korzystanie z niego może być niemożliwe lub bardzo utrudnione
Rundę III wygrywa: książka papierowa
Runda IV: Poręczność
książka papierowa - w miarę wzrostu objętości, zmniejsza się jej poręczność, ponadto mogą wystąpić problemy ze znalezieniem ostatnio czytanej strony
ebook - bardzo poręczny, natychmiast wyświetla ostatnio czytaną stronę
Rundę IV wygrywa: ebook
Runda V: Problem braku prądu
książka papierowa - po zmroku czytanie jest utrudnione
ebook - po zmroku czytanie jest utrudnione, a gdy wyładuje się bateria - staje się niemożliwe
Rundę V wygrywa: książka papierowa
Końcowy wynik:
książka papierowa: 3 punkty
ebook: 2 punkty
Wygrywa książka papierowa
Oczywiście, można wymyślić inne konkurencje, ale umówmy się - póki czytniki ebooków nie będą wodoodporne, elastyczne i napędzane samogonem lub innym łatwo dostępnym paliwem – ich przydatność w terenie nie będzie duża. Jednakże należy tutaj zaznaczyć, że w miejskich warunkach ebooki mogą radzić sobie znacznie lepiej, niż na biwaku.
eBook komórkowy
Na czwartkowym spotkaniu była mowa także o czytaniu książek elektronicznych na telefonach komórkowych. Jeden z uczestników wspominał o tym, że sieci telefonów komórkowych mogłyby, podobnie jak Amazon, sprzedawać ebooki bezprzewodowo. Takie rozwiązanie jak najbardziej mi się podoba.
Zatrzymajmy się na moment przy samych telefonów komórkowych. Z jednej strony w odróżnieniu od Kindla lub iPada są one ogólnodostępne. Z drugiej problemem może być duże zróżnicowanie modeli komórek oraz wgranego na nie oprogramowania (na każdym telefonie ebook będzie się wyświetlał inaczej). Próbowałam kiedyś czytać na mojej komórce i niestety nie było to przyjemne doświadczenie. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że inne modele telefonów mogą się do czytania nadawać lepiej od mojego.
Dodatkowo na spotkaniu jedna z zaproszonych osób wysnuła bardzo śmiałą tezę, że przy tak szybkim postępie technologicznym ebooki już niedługo wyprą książki w formie papierowej. W tej kwestii zupełnie się nie zgadzam. eBooki owszem mogą stać się bardziej powszechne, jednakże wydaje mi się, że jeszcze przez przez wiele lat nie zastąpią książek papierowych.
Nowe możliwości publikacji
Uczestnicy spotkania zastanawiali się także, jak możliwości techniczne – związane z publikowaniem w formie cyfrowej - mogą wpłynąć na sam kształt i formę tekstu.
Odpowiedź na to pytanie trochę mnie rozczarowała. Jeden z gości stwierdził bowiem, że być może kiedyś, w przyszłości tekst w książkach będzie przypominał bardziej prezentacje multimedialne, gdzie w treść będą wkomponowane animowane obrazy, muzyka lub filmy. Przepraszam, jak to „w przyszłości”?! A czy to, co w obecnej chwili możemy zobaczyć w internetowych serwisach informacyjnych lub blogach nie jest właśnie taką literaturą multimedialną?
Należy się także zastanowić, czy czytelnicy pożądają takiej multimedialności. W przypadku wyżej wymienionych serwisów informacyjnych i blogów jest to raczej multimedialność w mało nachalnej formie. Jeśli czytelnik chce, może kliknąć na link i obejrzeć film lub zobaczyć/usłyszeć inną rzecz. Jeśli nie jest tym zainteresowany - elementy multimedialne nie zostaną mu zaprezentowane.
Na spotkaniu mogliśmy zobaczyć Alicję w krainie czarów w wersji przygotowanej specjalnie na iPada. Z racji tego, że urządzenie Apple'a rejestruje ruchy użytkownika (na przykład to, czy jest trzymane w pionie, czy w poziomie) - na ekranie, poza tekstem książki pojawiały się także różnego rodzaju animacje, które reagowały na to, w jakiej pozycji został ustawiony iPad. Po odpowiednim poruszeniu urządzeniem graficzne elementy podskakiwały, przesuwały się i tak dalej. Niby fajnie, ale tylko, jeśli mamy do czynienia z książką dla dzieci. Wtedy takie multimedialne, interaktywne ilustracje mogą być docenione przez czytelników. Ale, czy dorosły użytkownik iPada także byłby szczęśliwy, gdyby podczas lektury coś ruszało mu się na ekranie?
Poza animacjami i multimedialnością e-literatura oferuje nam jeszcze jedno - interakcyjność. Pisarz może rozwinąć swoje opowiadanie na kilka różnych sposobów tak, by to czytelnik decydował, w jaki sposób ma potoczyć się akcja. Oczywiście, książka w wersji papierowej także daje taką możliwość. Jednakże forma „jeśli wybierasz opcję A, przejdź do rozdziału 57, a jeśli wybierasz opcję B - do rozdziału 32” - nie jest zbyt atrakcyjna. Książka elektroniczna oferuje zamiast tego sieć hiperłączy, dzięki którym czytanie tego typu tekstów staje się dużo prostsze. Pytanie tylko, czy warto tworzyć teksty interakcyjne? Moim zdaniem – nie. I już tłumaczę, dlaczego tak myślę.
Raz, dla zabawy stworzyłam opowiadanie multimedialne. Nie było to nic wielkiego - ot, fanfiction o Alexandrze Mahone, w którym skupiłam się głównie na formie, a nie na treści (przez co sama fabuła nie była zbyt ciekawa). Wymyślenie samej historii nie było zbyt trudne. Jednak stworzenie całej sieci połączeń… Żeby się nie pogubić rozrysowałam sobie drzewo decyzyjne – było szerokie na trzy strony A4. A każdy z rozpisanych podpunktów musiał zaistnieć na osobnym slajdzie całej prezentacji. Okazało się jednak, że czytelnikom ta forma niezbyt przypadła do gustu. Po pierwsze – bardzo szybko zmęczyło ich czytanie z ekranu. Po drugie – prawdopodobnie przeczytali dwie, góra trzy możliwe wersje opowiadania. I nie dziwię im się, bo mi samej także nie chciałoby się czytać więcej. Jaki więc z tego wniosek? Wysiłek włożony w tworzenie opowiadań interakcyjnych jest niewspółmierny do zainteresowania i zadowolenia czytelników. Innymi słowy – tego typu ebooki owszem, mogą sporadycznie pojawić się jako bajer, ale nie przyjmą się w skali masowej.
Kłopotliwy format
Wyzwaniem dla wydawców (a czasem także autorów) może być dostosowanie tekstu do wyświetlania go na różnych urządzeniach i w różnych formatach. Tradycyjne książki najlepiej prezentują się, gdy tekst jest umieszczony na kartce w pionie. Jednakże w przypadku ebooków, które mają być wyświetlane na ekranach panoramicznych, moim zdaniem lepszym rozwiązaniem jest orientacja pozioma. Ale jak powinny wyglądać ebooki przystosowane do czytania na komórkach? Na pewno nie tak samo, jak te do oglądania na komputerach. Jeszcze inny format muszą mieć ebooki, które chcemy przeczytać na Kindlu.
Jedna z osób zaproszonych na spotkanie stwierdziła, że ktoś obliczył, że na ekranie (niestety – nie powiedziała, jak dużym) – można zobaczyć średnio 21 linijek tekstu. W związku z tym około 20 linijki powinno nastąpić coś, co zainteresuje czytelnika i zachęci go do dalszego czytania. Hmm… policzyłam i u siebie na komputerze widzę około 36 linijek tekstu. Więc „prawo 21 linijek” w moim przypadku by się nie sprawdziło.
e-Wydawnictwa?
Ta sama osoba, która powiedziała, że ebooki bardzo szybko wyprą z rynku drukowane książki stwierdziła także, że niedługo przestaną istnieć także wydawnictwa. Dlaczego? Bo w obecnej chwili każdy może opublikować w internecie co tylko chce i znajdzie czytelników nawet, jeśli jego tekst nie będzie przestrzegał zasad ortografii, gramatyki i interpunkcji. Nie do końca się z tym zgadzam. Bo to prawda, w sieci może publikować każdy. Ale nie każdy tekst znajdzie czytelników.
Poza tym książki lub artykuły naukowe stają się w stu procentach naukowe tylko wtedy, gdy zostaną zrecenzowane. Zrecenzowanie daje im pewien rodzaj certyfikatu, znaku jakości. A recenzenci są zatrudniani przez wydawnictwa. W przypadku utworów literackich sprawa ma się podobnie – z tym, że recenzenta zastępuje tu redaktor. A kto zatrudnia redaktorów? Wydawnictwa!
Kasia powiedziała mi, że na końcu jednej ze swoich książek Stephen King umieścił fragment swojego najnowszego dzieła, który nie został jeszcze zredagowany. Kasia zapoznała się z tym tekstem i czytało się jej go znacznie gorzej od „zwykłych” utworów Kinga. Na tym przykładzie widać więc, że redakcja ma (mniejszy lub większy) wpływ na jakość dzieła literackiego.
No dobrze, redaktor lub recenzent jest więc ważny. A co z edytorami odpowiedzialnymi za skład tekstu? Przecież teraz, każdy może złożyć sobie książkę w Wordzie i zrobić z niej PDF-a. Jeśli jesteś w tym dobry i masz wyczucie, to zgadza się – nie potrzebujesz pomocy wykwalifikowanego speca od edytorstwa. Ale większość ludzi sprawi, że tekst napisany w Wordzie po przekształceniu w PDF wciąż będzie wyglądał jak tekst napisany w Wordzie. A czy pliki pisane w Wordzie wyglądają ładnie i atrakcyjnie? Raczej nie.
Moim zdaniem wydawnictwa są póki co bezpieczne. Bo choć każdy może opublikować swój tekst w sieci, to nie każdy jest na tyle dobrym autorem, by jego dzieła mogły dostąpić zaszczytu bycia recenzowanymi lub redagowanymi. A na dźwięk słowa „ebook” mogą drżeć chyba tylko drukarze - choć oni także, zarówno w bliskiej, jak i dalekiej przyszłości nie powinni jeszcze bać się utraty pracy.
Piractwo
Na spotkaniu pewien autor powiedział, że kiedyś zastanawiał się, czy zgodzić się na to, by jego dzieło zostało opublikowane w formie cyfrowej. Ale gdy o tym myślał nie wiedział, że jego utwór został już zdigitalizowany. Przez studentów, którzy zeskanowali książkę i umieścili ją w internecie. Natomiast inny autor przyznał się, że oddał swoją książkę do biblioteki Google Books niemal zupełnie za darmo. Na pytanie dlaczego to zrobił odpowiedział, że przecież jego powieść i tak od dawna, w wersji pirackiej krąży po sieci.
Te dwa podejścia idealnie ilustrują to, co w obecnej chwili autorzy i wydawcy myślą o ebookach. Część mówi digitalizacji „nie” i nie bierze pod uwagę tego, że jeśli oni sami tego nie zrobią, to wyręczy ich ktoś inny. Reszta zgadza się, bo woli, by w internecie znalazł się oryginał ich dzieła, niż wersja piracka.
Kilka z obecnych na spotkaniu osób stwierdziło, że wydawcy książek powinni brać przykład z wydawców muzyki, którzy przecież z piractwem zmagają się już od dłuższego czasu. Pytanie – jakie mogą być dochodowe sposoby na udostępnianie ebooków w sieci?
Sprzedaż ebooków
Ten model istnieje w Amazonie i jest dochodowy. Rodzą się jednak dwa pytania: czy czytelnicy kupią ebook, jeśli w innym miejscu będą mogli znaleźć jego piracką wersję za darmo? I jaka musi być cena ebooka, by jego dystrybucja była opłacalna?
Moim zdaniem, jeśli ebook byłby dostępny za dwa do pięciu złotych, to mogłabym go nabyć. Ale jedna z goszczących na spotkaniu osób stwierdziła, że żeby produkcja ebooka się zwróciła, jego cena musiałaby wynosić około 20zł! A za 20zł nikt ebooka nie kupi. Ludzie będą woleli nabyć nieco droższą, papierową książkę. Albo sięgnąć po piracką wersję ebooka.
Dochód z reklam
Ta metoda sprawdza się w przypadku filmów. Po obejrzeniu krótkiego bloku reklamowego można zobaczyć film w sieci, zupełnie za darmo i legalnie.
Na spotkaniu zapytałam wydawcę jednej z gazet, dlaczego czasopismo nie może zarabiać w podobny sposób na reklamach wyświetlanych na stronie tejże gazety. Odpowiedział, że reklamy są z Googla i to Google zabiera lwią część przychodów.
Przepraszam, ale czegoś tu nie rozumiem. Skoro strona internetowa należy do gazety i to ona zarządza treściami, jakie się tam pojawiają, to dlaczego miejsce na reklamy oddaje Googlowi, skoro jest to tak nieopłacalne? Czy Google ich do tego zmusza? Przecież mogą podpisać umowę z kimś innym. Ale pewnie, najprościej jest powiedzieć, że z reklam nie ma dużych przychodów.
Sprzedawanie licencji
Ta forma sprzedaży sprawdza się w przypadku czasopism naukowych. Czytelnik może albo wykupić pojedynczy artykuł, albo licencję na czytanie wszystkich, dowolnych numerów gazety. Licencje wykupują zazwyczaj duże instytucje, na przykład biblioteki.
Na spotkaniu pan z wydawnictwa jakiś podręczników szkolnych powiedział, że planują zrobić coś podobnego. Sprawić, by ich podręczniki były wydawane tylko w formie ebooków, na które licencje mogłaby wykupić szkoła. Pomysł niezły, jest w nim jednak mały haczyk – wspomniane wydawnictwo pragnie sprzedawać licencje od sztuki. To znaczy, że jeśli szkoła wykupiłaby taką licencję, to z e-podręczników nie mogłaby korzystać nieograniczona liczba uczniów, tylko dokładnie taka ilość, na jaką licencja została wykupiona. A takie rozwiązanie nie jest moim zdaniem zbyt dobre. Bo co, jeśli jakiś uczeń w ramach powtórki, chciałby zerknąć do e-podręcznika z poprzedniej klasy?
e-Przyszłość?
Czego więc możemy się spodziewać po ebookach? Rewolucji moim zdaniem nie będzie. Jeśli już, to prędzej powolna ewolucja.
Jeśli przeciętny człowiek zdecyduje się na przeczytanie książki, najprawdopodobniej wybierze egzemplarz w wersji drukowanej. Zmiana może nastąpić tylko wtedy, gdy czytniki ebooków staną się tańsze i mniej podatne na uszkodzenia.
Wydawcy także mogą póki co spać spokojnie, bo przecież każdy wie, że nie sztuką jest napisać książkę – sztuką jest ją wydać (a potem, co jest równie trudne – znaleźć czytelników, którzy będą gotowi ją kupić). A czy wydawanie nastąpi w formie drukowanej, czy elektronicznej – to już zupełnie inna sprawa.
Zapomniałam dodać jeszcze, że ebooki sprzyjają zacieraniu się kulturowych granic i globalizacji. W końcu teraz każdy, kto tylko chce, może dzięki internetowi przeczytać elektroniczny dziennik, który w formie drukowanej ukazuje się na przykład w Tuvalu. Pytanie tylko, czy gazeta z Tuvalu została już zdigitalizowana. No i przede wszystkim – jak wielu z nas interesuje się tym, co dzieje się w tamtym kraju?
autor zdjęcia ilustrującego wpis: Myriam Zilles
Wpis pochodzi z poprzedniej wersji bloga. Został zredagowany i nieznacznie zmodyfikowany.
Oryginalny tekst możesz przeczytać w serwisie LiveJournal.