Film nie był zły. Serio. Naprawdę czuło się śródziemnomorski klimat – zarówno z powodu krajobrazów, architektury, jak i postaci pojawiających się w tle. Właściwie to nic w tym dziwnego, bo zdjęcia były kręcone w Grecji. Twórcom udało się uchwycić tą specyficzną panującą w tym kraju atmosferę, bez polewania wszystkiego cukierkowym, hollywoodzkim sosem. Niestety filmowi czegoś zabrakło i to sprawia, że nie jest to dzieło całkowicie godne polecenia.
Piosenki ABBY są kultowe i ponadczasowe, o czym świadczy chociażby fakt, że z chęcią słucham ich zarówno ja, moja młodsza siostra, jak i moi rodzice. Co ciekawe, w przypadku filmu Mamma Mia! szwedzkie rytmy w ogóle nie zgrzytały z greckimi klimatami. Wręcz przeciwnie – powstała z tego naprawdę przyjemna mieszanka. W chłodne, zimowe wieczory, gdy za oknem szaleje śnieżna zamieć, taki film powinien nie tylko rozgrzać, ale także wlać w człowieka pozytywną energię, która pobudzi do życia i obudzi z hibernacji.
Niestety Mamma Mia! w moim przypadku nie spełniła swojego rozgrzewającego zadania. Nie wiem, czy zgubiło mnie to, że spodziewałam się czegoś więcej po „największym hicie tego lata”. A może to przez to, że myślałam, iż całość będzie śmieszniejsza i bardziej dynamiczna. W każdym razie – film dłużył mi się niemiłosiernie i gdy pojawiły się napisy, odetchnęłam z ulgą, że to już jest koniec.
Gdybym miała film ocenić w skali od 1 do 5, dałabym coś pomiędzy 3 a 4. Plusami jest tu na pewno wyżej wspomniana atmosfera i muzyka oraz dość zaskakujące zakończenie.
Co do minusów - poza dłużeniem się, dużym błędem był moim zdaniem dobór aktorów. Bo choć samej gry aktorskiej czepiać się nie mogę, to wydaje mi się, że zatrudnienie kinowych gwiazd było nieco chybionym posunięciem. Chodzi mi o to, że mniej znani aktorzy wyglądali w tej historii bardziej naturalnie, niż ci z pierwszych stron gazet.
Nie bądź pirat!
Zobacz na Upflix, gdzie obejrzeć omawianą produckję legalnie!
źródło grafiki ilustrującej wpis: JoBlo
Wpis pochodzi z poprzedniej wersji bloga. Został zredagowany i nieznacznie zmodyfikowany.
Oryginalny tekst możesz przeczytać w serwisie LiveJournal.