Michael Gaida – Micky Mouse

Dzi­siaj, moi dro­dzy, przy­go­tuj­cie się na dużą daw­kę filo­zo­fo­wa­nia (i jak­by ktoś pytał, to tak, cią­gle naiw­nie myślę, że nie piszę tego wszyst­kie­go sama dla sie­bie, że pew­ne­go dnia ktoś to może prze­czy­tać ︎:)

A do całych tych roz­wa­żań dopro­wa­dzi­ły mnie dwie rze­czy: sło­wa moje­go wykła­dow­cy i lek­tu­ra, któ­rą prze­czy­ta­łam w ramach zajęć przez nie­go pro­wa­dzo­nych: Książ­ka dzie­cię­ca 1990-2005: kon­tek­sty kul­tu­ry popu­lar­nej i lite­ra­tu­ry wyso­kiej.

Niedobry Disney zabija wyobraźnię

Zacznij­my od tego, że na zaję­ciach dowie­dzia­łam się, iż zachod­nia lite­ra­tu­ra dzie­cię­ca (czy­li kolo­ro­we książ­ki z boha­te­ra­mi bajek Disneya i inne im podob­ne), jaka zala­ła pol­ski rynek wydaw­ni­czy w latach dzie­więć­dzie­sią­tych spra­wi­ła, że wyobraź­nia dzie­ci żyją­cych w naszym kra­ju zubo­ża­ła. Gdy tyl­ko usły­sza­łam to stwier­dze­nie, gło­śno się z nim nie zgo­dzi­łam. A to dla­te­go, że ja rów­nież wycho­wa­łam się na tego typu książ­kach i nie wyda­je mi się, by moja wyobraź­nia była z tego powo­du w jakiś spo­sób źle rozwinięta.

Teraz dru­ga spra­wa – lek­tu­ra, o któ­rej napi­sa­łam wyżej. Z książ­ki wyni­ka jasno, że obec­nie w lite­ra­tu­rze dzie­cię­cej (podob­nie z resz­tą, jak w lite­ra­tu­rze dla doro­słych) nastą­pi­ło duże uma­so­wie­nie. Wszy­scy na całym świe­cie nie tyl­ko czy­ta­ją te same książ­ki, ale też więk­szość dzieł powie­la zaist­nia­łe już wcze­śniej sche­ma­ty. Na przy­kład – dzie­ci na całym świe­cie zaczy­tu­ją się w Har­rym Pot­te­rze, a w samej książ­ce o przy­go­dach cza­ro­dzie­ja znaj­dzie­my masę rze­czy zaczerp­nię­tych z innych dzieł literackich.

Więc na wykła­dzie byłam, z pro­fe­so­rem się nie zgo­dzi­łam i lek­tu­rę prze­ro­bi­łam. No i zaczę­łam się zastanawiać.

Dawniej było lepiej?

Po pierw­sze – czy na moją wyobraź­nię napraw­dę tak duży wpływ mia­ły disney­ow­skie ksią­żecz­ki? I co wię­cej – czy moja wyobraź­nia aż tak bar­dzo róż­ni się od wyobraź­ni osób star­szych ode mnie, któ­re nie zna­ły zachod­nich bajek? Moi rodzi­ce nie mie­li dostę­pu do takich ksią­żek, jak ja, ale oni rów­nież byli pod wpły­wem „lite­ra­tu­ry maso­wej”. Moja mama tak samo, jak jej rówie­śnicz­ki z innych kra­jów, zaczy­ty­wa­ła się w książ­kach o Ani z Zie­lo­ne­go Wzgó­rza. I podob­nie jak wie­le dzie­ci w Pol­sce, śle­dzi­ła losy Tom­ka z serii ksią­żek Alfre­da Szklar­skie­go. Owszem, nie był to dzie­ła pro­mo­wa­ne w taki spo­sób, jak współ­cze­sne książ­ki, a ich treść była cza­sem zupeł­nie inna od lek­tur moje­go dzie­ciń­stwa. Ale mimo wszyst­ko były to pro­duk­ty maso­we, tak samo, jak książ­ki, któ­re dzie­ci czy­ta­ją dzisiaj.

Powtarzalność nieunikniona

Dru­ga rzecz, z któ­rą mam więk­szy pro­blem, to spra­wa samej maso­wo­ści, powta­rzal­no­ści. Wszę­dzie napo­ty­ka­my się na te same moty­wy i sche­ma­ty, któ­re spra­wia­ją, że wszyst­ko sta­je się w więk­szym lub mniej­szym stop­niu przewidywalne.

Pewien pisarz – chy­ba Sap­kow­ski (przyj­mij­my, że to on, OK?) powie­dział kie­dyś (to nie będzie dokład­ny cytat), że był­by kłam­cą, gdy­by stwier­dził, że pisząc Wiedź­mi­na nie inspi­ro­wał się inny­mi dzie­ła­mi lite­rac­ki­mi. Zga­dzam się z nim zupeł­nie. Ba, uwa­żam nawet, że wpływ na każ­dy rodzaj twór­czo­ści ma nie tyl­ko lite­ra­tu­ra czy inne gatun­ki sztu­ki. Świat się skur­czył, zatar­ły się pew­ne gra­ni­ce. A kul­tu­ra maso­wa ma na nas wpływ bez wzglę­du na to, czy tego chce­my, czy nie. Czło­wiek musiał­by chy­ba wyrzu­cić z umy­słu wszel­kie wspo­mnie­nia i zaszyć się z dala od cywi­li­za­cji, radia, tele­wi­zji i wszel­kich innych wia­do­mo­ści docie­ra­ją­cych ze świa­ta, żeby napi­sać coś ory­gi­nal­ne­go. Ina­czej nie moż­na stwo­rzyć nicze­go nie­po­wta­rzal­ne­go. Bo bez wzglę­du na to, jak bar­dzo byśmy się sili­li na ory­gi­nal­ność, sygna­ły, któ­re docie­ra­ją do nas ze świa­ta spra­wia­ją, że mamy podob­ne pomy­sły, sko­ja­rze­nia, czy poglą­dy, jak wie­lu innych ludzi na świecie.

Na szczę­ście nie myśli­my jesz­cze wszy­scy tak samo. Ale cza­sem zasta­na­wiam się, czy nasza ory­gi­nal­ność nie jest po czę­ści wyni­kiem nie­po­wta­rzal­ne­go wymie­sza­nia pew­nych powta­rza­ją­cych się wzorców.

Pamiętaj o (mówiącej dużymi literami) śmierci

A tak w ogó­le, to piszę o tym wszyst­kim, bo sama wiem, jak trud­no jest osią­gnąć coś ory­gi­nal­ne­go. Nie­raz mi się zda­rza, że wymy­ślam coś, a potem nagle czy­tam, że ktoś inny wpadł na bar­dzo podob­ny pomysł.

Pamię­tam, jaka byłam z sie­bie zado­wo­lo­na, gdy napi­sa­łam opo­wia­da­nie Memen­to Mori, w któ­rym – jak sądzi­łam – zerwa­łam ze ste­reo­ty­po­wą wizją śmier­ci. A jakiś czas póź­niej, po raz pierw­szy w życiu, prze­czy­ta­łam jed­ną z ksią­żek Terry’ego Prat­chet­ta. I z żalem stwier­dzi­łam, że napi­sa­ne prze­ze mnie opo­wia­da­nie wca­le nie jest takie ory­gi­nal­ne. Na począt­ku byłam strasz­nie zła z tego powo­du. Prze­cież nigdy wcze­śniej nie prze­czy­ta­łam żad­nej z ksią­żek ze Świa­ta Dys­ku. Stwo­rzy­łam coś, co dla mnie było nowe, ale nie­ste­ty dla resz­ty świa­ta już od daw­na znane.

Ale potem zro­zu­mia­łam to, o czym wam tu przed chwi­lą naskro­ba­łam. I zamiast się zło­ścić na pana Prat­chet­ta umie­ści­łam cytat z jego książ­ki na począt­ku moje­go opo­wia­da­nia. Stwier­dzi­łam, że nie ma sen­su zaprze­czać, że ktoś wpadł na podob­ny pomysł jak ja dużo wcze­śniej. Trze­ba się z tym po pro­stu pogodzić.

Niepowtarzalna wyobraźnia masowa

Pod­su­mo­wy­wu­jąc: moim zda­niem, choć­by­śmy mie­li olbrzy­mią wyobraź­nię i sta­ra­li się kre­ować rze­czy nie­wia­ry­god­nie ory­gi­nal­ne, to i tak musi­my się pogo­dzić z tym, że inni myślą podob­nie. A gdy już to sobie uświa­do­mi­my, naj­le­piej powie­dzieć po pro­stu: „chrza­nić to” i dalej two­rzyć to, co lubi­my. I czer­pać z tego taką samą przy­jem­ność, jak wcześniej.

Bo prze­cież naj­waż­niej­sze jest, że wszyst­ko pocho­dzi z głę­bi naszej duszy, a ta – bez wzglę­du na kul­tu­rę maso­wą – zawsze będzie jedy­na i nie­po­wta­rzal­na. I tego stwier­dze­nia zamie­rzam się trzy­mać, jeśli zapy­ta­cie mnie, jaka jest moja wyobraźnia.

autor zdję­cia ilu­stru­ją­ce­go wpis: Micha­el Gaida

Wpis pocho­dzi z poprzed­niej wer­sji blo­ga. Został zre­da­go­wa­ny i nie­znacz­nie zmodyfikowany.

Ory­gi­nal­ny tekst możesz prze­czy­tać w ser­wi­sie Live­Jo­ur­nal.